Sprawca wypadku sprzed 15 lat teraz trafi za kratki
- Sprawiedliwość musi być. Tylko czemu musieliśmy na to czekać aż tyle lat - nie kryje rozżalenia 62-letni Stanisław Steczko z Liszek, ojciec 19-letniej Eli, która zginęła w samochodzie prowadzonym przez pijanego kierowcę. Sprawcę tragedii zatrzymano po czternastu latach, cały czas ukrywał się w zamaskowanych kryjówkach w swoim domu w Mnikowie i u dalszej rodziny pod Krakowem.
07.09.2009 | aktual.: 08.09.2009 11:45
Wypadek, który wydarzył się 15 lat temu ludzie pamiętają jak przez mgłę. - Panie, po latach to już nie mamy siły do tego wracać, życia to Krzyśkowi nie wróci - przyznaje Paweł Kącik, mieszkaniec Mnikowa, brat drugiej ofiary wypadku.
Nieszczęście wydarzyło się 28 lipca 1994 roku na prostym odcinku drogi w podkrakowskim Cholerzynie. Kierujący Fiatem 126 p 24-letni Piotr M. był pijany, we krwi miał 1,7 promila alkoholu. Nie zachował wymaganej ostrożności podczas jazdy, rozpędził auto i nie zauważył stojącej przy drodze nieoświetlonej przyczepy ze słomą, uderzył z impetem. W wypadku zginęli: 23-letni Krzysztof Kącik i 19-letnia Elżbieta Steczko, ranna została Barbara K. i sam kierowca.
- Były żniwa, przyjechał po córkę "maluchem", wystroiła się i pojechali chyba na ognisko do Kryspinowa. Więcej mojej Eluni nie zobaczyłem - Stanisław Steczko nie kryje wzruszenia. Paweł Kącik mówi, że jego brat miał plany związane ze służbą wojskową.
- Pracował w jednostce w Balicach, dosłużył się kaprala i myślał o tym, że wojsko jest dla niego wymarzonym zajęciem. Wszystko skończyło się w jednej chwili. Spoczywa na cmentarzu w Morawicy - opowiada. Po wypadku kierowca stanął przed sądem i rok później został skazany na karę dwóch i pół roku więzienia. Za kratki jednak nie trafił, zaczął się ukrywać i to bardzo skutecznie. W 2005 roku wydano za nim sądowy nakaz doprowadzenia go do aresztu w celu odbycia orzeczonej kary, ale to niczego nie zmieniło, Piotr M. przepadł bez śladu. Dopiero teraz wpadł w ręce policji.
- Docierały do nas sygnały, że może przebywać w rodzinnym Mnikowie, ale funkcjonariusze nie mogli zastać go w domu - potwierdza Dariusz Nowak, rzecznik krakowskiej policji. Kryminalni urządzili w końcu kilkudniową zasadzkę i zatrzymali mężczyznę w sąsiedniej miejscowości. Wtedy okazało się, że mężczyzna ukrywał się dzięki pomocy rodziny, w swoim domu miał kilka wymyślnych kryjówek.
- Jakby chcieli go złapać, to dawno by to zrobili. Widocznie komuś zależało, by sprawy nie było. I to tyle lat. Przecież on tu wziął ślub, mieszkał, ma dziecko - komentuje Paweł Kącik. Podobnie mówi Stanisław Steczko. - Słowa przepraszam nie usłyszeliśmy od tego pana, nie pojawił się tu nigdy, nie napisał. Na procesie to ledwo się powstrzymałem, by samemu wymierzyć sprawiedliwość. Kto to widział, by wszystko trwało 15 długich lat - denerwuje się. Dodaje, że gdyby wiedział, że Piotr M. był pijany, to nigdy by nie pozwolił, by córka wsiadła do jego auta. - A tak do dziś nie przestaję myśleć o tej sprawie, tak bolesnej dla mnie i całej mojej rodziny - nie kryje mężczyzna. I ma nadzieję, że pijany kierowca, sprawca śmierci jego córki, odsiedzi swoją karę.
Artur Drożdżak