PublicystykaSprawa Józefa Piniora. Jacek Żakowski: Strzeżcie się swoich mózgów

Sprawa Józefa Piniora. Jacek Żakowski: Strzeżcie się swoich mózgów

Piotr Zaremba nie jest idiotą. I nie jest też konformistą ani kłamcą. Zaremba jest ofiarą. Bardzo za tę swoją opinię przepraszam, choć nigdzie chyba jej nie upubliczniłem. Podobnie jak bardzo wiele osób w Polsce, Ameryce i innych krajach. Bo stworzyliśmy rzeczywistość, w której setki milionów ludzi - podobnie jak Piotra - okłamują ich własne mózgi. Uświadomiłem to sobie, kiedy przeczytałem w „Nature” rozmowę z Danem Kahan'em, psychologiem z uniwersytetu Yale.

Sprawa Józefa Piniora. Jacek Żakowski: Strzeżcie się swoich mózgów
Źródło zdjęć: © WP.PL
Jacek Żakowski

07.12.2016 | aktual.: 09.12.2016 14:57

Zaczęło się od dyskusji w studiu Telewizji WP. W rozmowie o zatrzymaniu Józefa Piniora na opinię prowadzącej, że „wszyscy jesteśmy równi wobec prawa”, powiedziałem: „Nie, proszę pani, nieprawda. Tradycja europejskiej kultury jest taka, że jednych się wiesza, innych się rozstrzeliwuje ze względu na honory. Jednak jest coś takiego jak wdzięczność, jak uznanie, jak szacunek. I moim zdaniem takie skrajnie populistyczne patrzenie, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa i wszyscy mamy równe żołądki, jest złe. Jednym jednak bardziej ufamy i mamy powód to zaufanie okazywać, także aparat państwa, a innym nie”.

Zaremba zareagował na to filipiką na stronach „wPolityce”, gdzie pisał: „Jacek Żakowski lansuje tezę, że Piniorowi więcej wolno, a młody funkcjonariusz, który go zatrzymuje, winien mu jest wdzięczność.
Wprawdzie Żakowski nie stawia kropki i nie tłumaczy precyzyjnie, jakie są prawne konsekwencje takiego podejścia do całej tej historii. Zrobił to za niego poniekąd sąd sugerując, że nie można aresztować „takich osób”, a nawet, że mogą one liczyć na łagodniejsze wyroki.
Żakowski zapewne nie rozumie, że przy okazji niszczy do końca mit solidarnościowej opozycji. Przynależność do niej nie jest przynależnością do nietykalnej kasty obdarzonej przywilejami, to co najwyżej swoiste szlachectwo zasług – wygasa, kiedy zasługi zmieniają się w swoje przeciwieństwo, choć oczywiście o przeszłości warto nadal pamiętać.”

Pomijam zapewne celowe przeinaczenia (np. nie twierdziłem, że więcej wolno, ale że zasługuje na traktowanie ze szczególnym szacunkiem i zaufaniem, co oznacza np. wezwanie na przesłuchanie, a nie najazd służb o 6 rano etc.). Wierzę, że oburzenie Zaremby i kilku innych prawicowych publicystów jest szczere. Chociaż nie są idiotami, nie spadli z kosmosu i wiedzą, że wcześniejsze zasługi i winy są ważną przesłanką traktowania przez wymiar sprawiedliwości nawet tych osób, których wina została stwierdzona. W jednym z wyroków Sąd Najwyższy wyraził to bardzo dosadnie: „Jest rzeczą oczywistą, że nieposzlakowana opinia o oskarżonym (…) wyniki w pracy zawodowej i społecznej, (…) przemawiają za wymierzeniem mu kary łagodniejszej (III KRK 33/74)”. W sprawie Józefa Piniora taka dosadność nie jest jednak potrzebna. Jego wina nie została stwierdzona i według sądu jest bardzo wątpliwa. Chodzi nie o karę, a o traktowanie.

Zaremba tak długo i intensywnie zajmuje się sprawami publicznymi, że nie może nie wiedzieć, iż takie czynniki, jak wcześniejsza niekaralność, nieposzlakowana opinia itd. mają istotne znaczenie nie tylko przy mianowaniu na wiele urzędów (np. sędziego) i przy ubieganiu się o pracę w wielu zawodach (urzędnika, żołnierza), ale także w sądzie i nawet w relacjach z organami ścigania.

Nie tylko kultura osobista wymaga, by każdego traktować z szacunkiem, na który sobie zasłużył (komu mówić „cześć”, a komu „dzień dobry” dzieci uczą się w IV klasie). Prawo też te różnice uwzględnia. Wynikająca z wiedzy o konkretnej osobie „obawa ucieczki” stanowi przesłankę aresztowania. Recydywa, ogólna demoralizacja itp. wpływa na zaostrzenie kary, a zasługi na szczególne traktowanie. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Obrony oficera od majora w górę nie może w Polsce zatrzymać szeregowy żandarm, a nawet podoficer. Według KPK (art 669) sądzącym „ławnikiem nie może być żołnierz mający niższy stopień wojskowy niż oskarżony pełniący czynną służbę wojskową”. Pinior (bohater filmu „80 milionów” - Zaramba pisze, że trzeba o tym pamiętać) jest jednym z generałów polskiej walki o niepodległość. Zasługuje na to, by traktować go jak generała. Zaremba, jako konserwatywny państwowiec, nie może być obojętny na takie zasady społecznego ładu.

Nie chodzi tylko o „kastę” bohaterów „solidarnościowej opozycji”. Myślę, że Piotr Zaremba też jest „generałem”, tyle że IV RP, podobnie jak Tadeusz Rydzyk czy Jarosław Kaczyński. Bez względu na to, o co by ich oskarżano (np. gdyby dotyczyło to Jarosława Kaczyńskiego, który w oświadczeniu nie wpisał, od kogo pożyczył 200 tys. złotych), nie chciałbym żadnego z nich oglądać rzuconego na podłogę w gaciach i ze związanymi na plecach rękoma, jak zwykle policja pokazuje wyciągniętych z łóżek gangsterów. Wielu Polaków czuje wobec nich wdzięczność. Przez szacunek dla całej tej grupy zasługują na szczególne traktowanie, podobnie jak np. biskupi. A niektórzy swoim dotychczasowym życiem zasłużyli też sobie na nasze zaufanie. Nawet jeśli popełnią błąd, reakcja powinna uwzględniać zasługi i szacunek dla ich sympatyków. Taki jest oczywisty interes ładu publicznego. Dzięki tak pojmowanej kulturze jesteśmy społeczeństwem, a nie watahą pożerającą osłabionych przywódców. To nie może oznaczać uniknięcia kary ani przymykania oczu na łamanie prawa, ale musi mieć odbicie w działaniu służb, prokuratury i sądów.

Czy Piotr Zaremba mógł o tym wszystkim zapomnieć, złoszcząc się na moje słowa w sprawie Piniora? Mógł. Jego mózg mógł przejściowo odciąć go od całej tej oczywistej wiedzy, by ułatwić mu akceptowanie brutalnych działań CBA i prokuratorów kontrolowanych przez obóz, któremu Piotr sprzyja. Sęk w tym, że dotyczy to nie tylko jego.

W sytuacji radykalnej polaryzacji, „gdy opinie są znakami naszej przynależności, nasze mózgi pracują nieustannie, by chronić nasze właściwe wierzenia” - pisze najnowsze „Nature”, czyli najpoważniejsze pismo popularnonaukowe na świecie, we wstępie do wywiadu z Danem Kahan'em. I taka jest właśnie polska sytuacja.

Nieliczni z nas w ostatnich miesiącach i latach nie dziwili się „jak oni, wykształceni, inteligentni, poinformowani, mogą takich prostych rzeczy nie wiedzieć lub nie rozumieć?” Na przykład, że bez Trybunału Konstytucyjnego krytycznie kontrolującego władzę, konstytucja staje się aktem dekoracyjnym; że prawo do demonstrowania musi przysługiwać w pierwszej kolejności obywatelom krytykującym władzę, a nie władzy; że reformę oświaty trzeba przygotować starannie i spokojnie, bo można ją robić raz na parę dekad, a skutki mogą być ogromne dla przyszłości społeczeństwa i państwa; że władza nie może szarogęsić się w mediach publicznych i budować tam klaki, etc. Kahan przytacza badania i wyjaśnia eksperymentalnie uzyskaną wiedzę o tym, jak takie zadziwiające nierozumienie powstaje. A „Nature” odsyła do obfitej bibliografii.

Eksperyment może być bardzo prosty. Wystarczy dwóm zróżnicowanym politycznie grupom pokazać to samo zdjęcie agresywnej pikiety blokującej wejście do jakiejś instytucji. W grupie, której się powie, że jest to np. wejście do kliniki aborcyjnej, osoby lewicowe będą oburzone na łamanie prawa, a osoby prawicowe będą się zachwycały obywatelską czujnością. W grupie, której się powie, że jest to np. siedziba organizacji antyaborcyjnej, oburzeni na łamanie prawa będą prawicowcy, a lewicowcy będą chwalili obywatelskie postawy blokujących.

Można też ludziom o różnych poglądach pokazywać różne autentyczne dane. Przeciwnicy prawa do posiadania broni zapamiętają dokładnie liczbę przypadkowo lub omyłkowo zastrzelonych ofiar. Zwolennikom prawa do broni ta liczba błyskawicznie wyparuje z głowy. Zwolennicy tezy o ociepleniu klimatu dokładnie zapamiętają, o ile podniesie się morze, gdy temperatura wzrośnie o kolejne pół stopnia. Ci, którzy w ocieplenie nie wierzą, błyskawicznie te dane zapomną. Bez ściemy.

Nasze mózgi naprawdę niezwłocznie usuwają te informacje, które podważając poglądy grupy, do jakiej należymy, zagrażają naszej przynależności. Gdybyśmy bowiem te informacje przyjęli i - nie daj Boże - podzielili się nimi z naszą grupą, moglibyśmy zostać odrzuceni. Ewolucyjnie odrzucenie przez grupę (wygnanie) niosło ryzyko śmierci. Nasz mózg to pamięta, a chce żyć, więc chroni nas przed wystawiającymi go na takie ryzyko myślami, które mogłyby się pojawić w naszej świadomości. Im podział na grupy (polaryzacja) jest silniejszy, tym ten mechanizm działa bardziej intensywnie.

Nie potrzebujemy nawet konformizmu, czyli świadomego ulegania naciskowi innych, by odrzucać oczywiste fakty. W ogóle ich nie musimy odrzucać. Nasze mózgi robią to za nas, po prostu wymazując z pamięci to,co niewygodne, zanim zdążymy rozważyć, czy opłaca nam się ryzykować wyrażenie niepopularnego w naszym środowisku poglądu. Jako jednostki możemy być wobec tego mechanizmu bezbronni.

Nie piszę tego, by kogoś usprawiedliwiać. Chociaż to również jest potrzebne, jeśli chcemy być wobec innych sprawiedliwi. Chodzi o to, że, gdy polaryzacja osiąga taki poziom, jak ostatnio w Polsce, zmierzamy do sytuacji, w której już nikt nie będzie mógł mieć racji, czyli sensowne rozwiązania będą coraz mniej możliwe, bo wszyscy będziemy nosili mózgi wyszczerbione przez taki mechanizm. Każdy będzie - mimo woli - dysponował niepełnymi informacjami i będzie się kierował niesprawiedliwymi ocenami. Coraz trudniej jest oprzeć się wrażeniu, że szybko w tym kierunku zmierzamy.

Kahan ma pomysły, co można z tym zrobić. Ale wszystkie wymagają dobrej woli. Czyli świadomości, że trzeba się temu mechanizmowi przeciwstawić i się z niego wyłamać. A trudno mi taką świadomość dostrzec. Może też dlatego, że również ja sam pewnie opisanemu przez Kahana mechanizmowi podlegam. Wniosek wydaje się prosty. Strzeżmy się własnych mózgów. One nas okłamują. Kiedy nauczymy się ufać im w ograniczonym stopniu, może jakieś wyjście z tej pułapki się znajdzie.

Jacek Żakowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)