Spowiedź radnej. Jolanta Kasztelan poparła Patryka Jakiego, dziś odpiera zarzuty byłych kolegów z PO
Jolanta Kasztelan, do niedawna radna PO, poparła Patryka Jakiego w wyborach na prezydenta Warszawy i - jak nam mówi - wkrótce dołączy do klubu radnych PiS. Od razu pojawiły się wobec niej zarzuty: że do PiS idzie dla fruktów, że dorobiła się milionów na nieruchomościach, że nie wykazuje dochodów w oświadczeniach majątkowych.
Podczas konferencji zorganizowanej w środę przez Patryka Jakiego pod siedzibą warszawskiego ratusza nieoczekiwanie wystąpiła radna Jolanta Kasztelan, która kilkanaście lat była członkinią PO. Zaapelowała do mieszkańców Warszawy, aby "wszyscy stanęli razem do walki o to, aby stolica stała się bardziej uczciwa, aby przestała kojarzyć się z mafią reprywatyzacyjną, aby mogła konkurować z innymi stolicami Europy". Uderzyła w Rafała Trzaskowskiego, który rzekomo "nie chce rozliczenia się ratusza z afery" i otwarcie poparła kandydata PiS.
Nieznaną dotąd szerzej radną Kasztelan zaczęto natychmiast prześwietlać. Pojawiło się kilka kwestii budzących wątpliwości. Od politycznych, po finansowe. W rozmowie z WP Kasztelan odnosi się do zarzutów.
Zarzut pierwszy: radna poszła do PiS "dla fruktów"
Przeciwnicy PiS stawiają tezę, że radna zmienia partyjne barwy z prostego powodu: dla politycznych fruktów. "Sprzedała się PiS" - mówią jej byli koledzy z PO. Bo miała rzekomo "wyczuć nosem", że władza w stołecznym ratuszu może się zmienić, że PiS może jej zagwarantować dużo więcej niż PO. Stołek w spółce albo posadę w urzędzie.
Ona sama tłumaczy: "Odeszłam z klubu radnych PO 14 czerwca na posiedzeniu sesji Rady Miasta. Kilka dni później złożyłam rezygnację z członkostwa w partii. Na ostatnim posiedzeniu Rady Miasta radni PO wyrzucili mnie z dwóch komisji. Wstawili się za mną radni PiS i radni niezależni. Ale cóż, nie udało się, zostałam wykluczona. Tak właśnie działa Platforma".
Kasztelan twierdzi, że to nie ona zgłosiła się do PiS. Przejście do klubu radnych tej partii miał zaproponować jej Cezary Jurkiewicz, szef Polskiej Fundacji Narodowej, przewodniczący klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości w Warszawie.
Zarzut drugi: radna nie może się pochwalić aktywnością
Byłej już działaczce PO zarzuca się, że jako radna wykazywała się znikomą aktywnością. Z zakładki na stronie Rady Warszawy faktycznie wynika, iż Jolanta Kasztelan ostatnią interpelację złożyła w marcu ubiegłego roku.
"Być może faktycznie ostatnią interpelację złożyłam w marcu ubiegłego roku. Ale interpelacje to nie jedyna moja aktywność! Interweniowałam wielokrotnie w sprawach mieszkańców Warszawy, umawiałam spotkania, załatwiałam jednostkowe przypadki, konkretne problemy konkretnych ludzi. Nikt mi tu nie może zarzucić, że nic nie robiłam, że nie pracowałam" - odpiera te zarzuty radna.
Zarzut trzeci: poszła do PiS, bo nie dostałaby od PO biorącego miejsca na liście
Kasztelan nie przyjmuje argumentu, że "poszła do PiS, bo nie dostałaby od PO biorącego miejsca na liście": "Nie miałam absolutnie żadnego pojęcia o tym, na jakie ewentualnie miejsce na liście PO w wyborach będę mogła liczyć i co zostanie mi zaproponowane. Przecież inni radni PO też tego nie wiedzą" - mówi Wirtualnej Polsce.
Zarzut czwarty: dorobiła się na firmie Kasztelan Nieruchomości 3 mln zł i sprzedaje mieszkania z odzyskanych kamienic
W sieci pojawiły się plotki, iż Jolanta Kasztelan - jako właścicielka firmy zajmującej się nieruchomościami - zarobiła fortunę. Padła ogromna suma: 3 mln zł. Ba, stawiano nawet zarzut, iż firma Kasztelan "sprzedaje mieszkania z odzyskanych kamienic".
Jak tłumaczy się radna? "Jestem właścicielką firmy Kasztelan Nieruchomości, to prawda. Odwiesiłam działalność w kwietniu. Zanosiło się na to, że w końcu uda mi się jakaś transakcja. Ja mam bardzo mało ofert. Wykonuję to sama. Wcześniej firma nie funkcjonowała, bo ja długi czas chorowałam. Pięć pobytów w szpitalu, dwie operacje. I nie miałam siły i zdrowia, żeby pogodzić działalność zawodową z leczeniem i działalnością w Radzie Miasta. Jestem emerytką, proszę pana. W pewnym momencie życia przestałam sobie z tym radzić. Ale ostatecznie odwiesiłam działalność, do transakcji niestety nie dochodzi. Taka jest prawda o moim funkcjonowaniu na rynku nieruchomości" - twierdzi Kasztelan.
Plotki o jej rzekomo wielkim majątku radna przyjmuje ze zdumieniem:
"Boże drogi, majątek? Jakiego miałam się majątku dorobić? Weszłam na rynek nieruchomości 8 lat temu, gdy był kryzys, zastój na rynku. Przedtem prowadziłam własne, prywatne szkoły. Ostatnia szkoła, w 2012 r., niestety zbankrutowała. Byłam już na emeryturze, ja się tym załamałam. A jedyne, co miałam w ręku, to licencję państwową na pośrednika w obrocie nieruchomościami. I spróbowałam. Otworzyłam biuro, miałam agentów, których przyuczałam do pracy. A oni poszli gdzie indziej... W końcu to biuro zlikwidowałam. Zaczęłam to robić sama w domu, ale nie ma sukcesów. A majątek? Majątku to się dorabiali pośrednicy, którzy wiele lat temu zaistnieli na rynku, kiedy był "boom", powstawały duże biura, które przechodziły w sieci. A teraz zarobek z nieruchomości jest okazjonalny, na którym nie można polegać. To żadne stałe źródło utrzymania. 3 mln zł? Matko boska... Gdybym ja zarobiła 3 mln zł, to nie miałabym niespłaconego kredytu we frankach [radna jest zadłużona na prawie pół miliona złotych i nie ma żadnych oszczędności - przyp. red.]. Próbuję sobie radzić, ale nie jest mi łatwo. A gdy usłyszałam o zarzucie, że w ofercie mam mieszkania z odzyskanych kamienic... Proszę pana, tylko się uśmiechnęłam. To absolutne kłamstwo".
Zarzut piąty: radna sprzedała mieszkanie, by spłacić długi, a nie wykazała dochodu
Dziennikarze zastanawiają się, dlaczego w oświadczeniu majątkowym opublikowanym w 2016 r. radna wykazała, iż jest posiadaczką mieszkania o wartości prawie 700 tys., a w kolejnych oświadczeniach (opublikowanych w 2017 r. i 2018 r.) mieszkania zapisanego już nie było. Wszystko wskazywałoby, iż Kasztelan mieszkanie sprzedała, a więc w kolejnych oświadczeniach musiałaby wykazać dochód z tego tytułu. A nie wykazała.
Radna w rozmowie z nami wyjaśnia: "Nie sprzedałam swojego mieszkania, mieszkał w nim mój syn, a ja zrobiłam darowiznę na rzecz syna. Kupiłam to mieszkanie z myślą o wynajmie. Teraz mieszka tam moje dziecko, już kilkanaście lat".
Kasztelan zapewnia, że nie ma nic do ukrycia i nie zamierza przestać angażować się w kampanię Patryka Jakiego. Ba, twierdzi, iż będzie wspierać kandydata PiS "z całych sił". Czy równie duże wsparcie otrzyma ze strony partii rządzącej? To się okaże. Najpewniej po wyborach - o ile Patryk Jaki je wygra.
On sam zapowiada: "Będą kolejne transfery".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl