Spotkanie Benedykta XVI z Bushem - kurtuazja, prezenty, mało do powiedzenia
"Kurtuazja, prezenty, mało do powiedzenia" - tak watykanista dziennika "La Repubblica" Marco Politi podsumowuje piątkowe spotkanie Benedykta XVI z prezydentem George'em W. Bushem.
W relacji z audiencji amerykańskiego prezydenta u papieża Politi podkreśla, że polityka pozostała "za drzwiami" i nie zdominowała serdecznego klimatu wyjątkowego spaceru po Ogrodach Watykańskich.
"Joseph i George spacerują po Ogrodach Watykańskich. Wolnym krokiem, trochę sztywni, rozmawiają uprzejmie" - tak Politi opisuje nastrój audiencji. "Small talk" (luźna pogawędka) - dodaje podkreślając, że nie poruszali oni najważniejszych tematów. Za to, według niego, przekazali, zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych, wyraźny sygnał, jak wielkim przyjacielem Benedykta XVI jest George W. Bush i jak dobre są stosunki między USA a Stolicą Apostolską.
Następnie włoski publicysta pisze: "Odległe są już czasy, gdy Condi Rice była proszona o to, by nie pokazywała się w Pałacu Apostolskim. Skończyła się epoka, gdy Wojtyła, odnosząc się do Busha, ogłosił, że ten, kto wybiera wojnę, odpowie za to przed Bogiem, własnym sumieniem i historią".
"Benedykt XVI przewrócił kartę. Teraz się spaceruje" - stwierdza watykanista rzymskiego dziennika.
Relacjonuje, że podczas tej ostatniej wizyty w Watykanie kończący powoli kadencję prezydent Bush także popełnił gafy, mówiąc do papieża "sir", tak jak to było przed rokiem, oraz nazywając go "eminencją".
Opisując atmosferę podczas wręczania prezentów Politi notuje: "George śmieje się. Joseph uśmiecha się. Wydaje się, że to sąsiedzka wizyta".
"Skończyła się 20 minut wcześniej niż planowano. W istocie bowiem nie było zbyt wiele do powiedzenia" - ocenia watykanista dziennika "La Repubblica". (sm)
Sylwia Wysocka