Sporty ekstremalne - strach i adrenalina
Sporty ekstremalne to pasja dla wielu ludzi. Emocjonujące przeżycia wywołują u nich ekstazę, czyli stan określany jako "przypływ emocjonalny". Nigdy nie mają myśli samobójczych, choć często świadomie balansują na granicy życia i śmierci. - Szukam nowych wrażeń, mam za sobą 79 skoków i przed każdym czuję strach - mówi Alex, wielbiciel skoków na bungee.
Rzucają wyzwanie prawom natury, ich odwaga graniczy z szaleństwem a często tę granice przekracza. Nie, kiedy kończy się to kalectwem a nawet śmiercią. Mimo to wciąż znajdują się chętni. Śmiałkowie czy szaleńcy?
Skoki na bungee są chyba najpopularniejszą, najbardziej dostępną i tanią dyscypliną ekstremalną. Nie ma znaczenia wiek, kondycja fizyczna. Wystarczy zdecydować: skoczę. Co prawda często zmienia się zdanie na barierce, widząc 45-metrową przepaść, ale wtedy honor już nie pozwala się cofnąć.
Pierwszą odważną osobą, według legendy była kobieta, która uciekała przed mężem. Przerażona małżonka, po uprzednim wyczerpaniu innych możliwości ucieczki, wspięła się na szczyt drzewa. Jednak i tam znalazła się w bezpośrednim zasięgu napastnika. Dlatego przewiązała sobie nogę w kostce zwisającym obok pnączem i desperacko rzuciła się w dół. Miało to miejsce na wyspie Pentecost (Zielonych Świątek), położonej na wodach Południowego Pacyfiku w archipelagu Nowych Hybryd i należącej do Australii.
Kobieta natychmiast znalazła naśladowców wśród okolicznych mieszkańców, którzy uznali, że w ten właśnie sposób mogą znakomicie zademonstrować swoją odwagę i dzielność. W latach 80. skoki na bungee zyskały sobie szczególną popularność w Stanach Zjednoczonych, Nowej Zelandii i Francji. Zapewne przyczynił się do tego skok oddany w 1987 roku z wieży Eiffla, a także wiele innych wykonywanych na tle bardzo pięknych krajobrazów.
Alex to fanatyk tego sportu. - Dlaczego robię to, co robię? Po prostu to lubię. Szukam nowych wrażeń, mam za sobą 79 skoków i przed każdym czuję strach. Pokonuję go? Nie staram się z nim żyć. Jak sam mówi, im większa wysokość, tym większy strach i tym większa satysfakcja po skoku. Oto jak opisuje swój pierwszy "ekstremalny" wyczyn: - Mój pierwszy skok? Nie było takiego... Stoję prosto, czubki butów wysuwam za krawędź, rozkładam ręce. Instruktor zaczyna odliczać: 3, 2... a ja pękam.... Jednak chęć dokonania czegoś wyjątkowego jest silniejsza niż strach. Uspokoił się i po 40 minutach skoczył "po raz drugi". Co jeśli guma się urwie? Spadnę...(śmiech). Tak naprawdę staram się o tym nie myśleć. Ryzyko takie same jak w codziennym życiu - zapewnia.
David uprawia jeden z najbardziej ekstremalnych sportów - B.A.S.E. Jumping, który powstał na przełomie lat 70. i 80. Za pionierów tego sportu uważa się Amerykanów Phila Smitha i Jeana Boenisha. Głównie z powodu dużej ilości śmiertelnych wypadków sport ten jest zakazany w wielu krajach, m. in. w USA, gdzie za skoki grozi kara grzywny, a nawet więzienia. B.A.S.E. Jumping polega na skakaniu z wysokich budynków, wież antenowych, przęseł mostów, urwisk górskich, manewrowaniu ciałem podczas swobodnego spadania w celu ominięcia przeszkód i szybkim otwarciu spadochronu. Skoczek powinien mieć bardzo duże doświadczenie w skokach spadochronowych. - Tak, jestem szaleńcem! Mam świadomość, że tak jest. Jeszcze rok temu uprawiałem spadochroniarstwo, które też jest uważane za sport ekstremalny. Wtedy przekonałem się, że świat na zewnątrz samolotu lecącego 4 km nad ziemią jest stworzony dla mnie. Ale mnie było mało wrażeń i przerzuciłem się na B.A.S.E. To jest dosłownie odlot. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego, po co to
robię... po prostu nie potrafię bez tego żyć! - mówi David, największy śmiałek z tzw. "rodziny extreme". Marcin to pasjonat deskorolki. Jak mówi, dla wielu skejtów jazda na desce stanowi jedną z form, w której mogą zaistnieć w świecie, nie czyniąc przy tym nikomu krzywdy. Mogą przynajmniej do momentu, kiedy pozwoli im na to zdrowie i wiek. – Uwielbiam szybkość, balansowanie na krawędzi. W pewnym sensie skateboard ratuje mi życie. Nadaje mojemu życiu sens, wyznacza cel, do którego dążę. Jazda na deskorolce to nie jest jedynie mechaniczna praca mózgu i mięsni, wykorzystująca płynącą w nas życiową energię, jakby mogło się wydawać niektórym. To właśnie między innymi na desce można wedrzeć się w świat, sprawić, że pojawią się w nim nowe jakości, pokazać, iż można żyć wbrew temu, co nas drażni, krępuje i zasmuca. Jeżdżąc na desce skejci spotykają się oko w oko z własną niedoskonałością. Docierają do własnych granic, stając w obliczu bólu, strachu i trudności w przetworzeniu myśli na ruch. - Jazda na desce nie
oszczędza ciała, nieźle daje w kość. Jednak podejmowane ryzyko jest niewspółmierne do korzyści, przede wszystkim tych duchowych. Dlatego warto żyć na krawędzi, mimo wszystko. Dla siebie nie widzę innej możliwości jak życie na krawędzi. Odpowiada mi spory wysiłek z nutką niebezpieczeństwa - twierdzi Marcin.
Ale czy w codziennym życiu podejmują takie samo ryzyko? Na co dzień jestem spokojnym, łagodnym człowiekiem. Podejmując nawet najdrobniejsze decyzje bardzo długo się zastanawiam - mówi Alex. David w pełni przyznaje rację koledze: B.A.S.E Jumping podnosi mi tak poziom adrenaliny, że w sprawach "przyziemnych" nie podejmuje ryzyka. Marcin dostrzega coś, co łączy wszystkich fanatyków mocnych wrażeń: Myślę, że stawianie w codziennym życiu na tzw. pewniaka nas łączy. Niezależnie od tego, jaki sport ekstremalny uprawiasz, czy to skoki na bungee, windsurfing , spadochroniarstwo, czy też skatebord jesteś świadomy, że nadmiar ryzyka nie jest twoim przyjacielem.
Na świecie rośnie liczba sportowych szaleńców. Uzależnieni od adrenaliny nie wyobrażają sobie życia bez ekstremalnych doznań. Wciąż podnoszą sobie poprzeczkę, aby stawić czoło zadaniom, które dla innych są prawie niewyobrażalne. Jedni twierdzą, że są niezrównoważeni psychicznie, drudzy podziwiają ich odwagę, jeszcze inni, że im częściej widują amatorów mocnych wrażeń, tym bardziej pragną przeżyć to samo. A sami zainteresowani zgodnie mówią, że jest to ich sposób na życie i siebie.
Agnieszka Kierzkowska