Spór o walizkę z obozu w Oświęcimiu
Przed paryskim sądem toczy się proces o walizkę. Pozywający twierdzi, że należała do jego ojca. Muzeum w Oświęcimiu nie chce oddać jej spadkobiercy, bo jest częścią historii obozu śmierci - pisze "Życie Warszawy".
05.08.2006 | aktual.: 05.08.2006 07:52
Michel Georges Adam Levi-Leleu 25 września 2005 r. oglądał ekspozycję w Muzeum i Współczesnym Centrum Dokumentacji Żydowskiej (CDJC). Jego uwagę przykuła walizka, w której rozpoznał własność swego ojca. Mężczyzna postanowił ją odzyskać za wszelką cenę. W tym celu skierował sprawę do sądu.
Walizka pochodziła z Polski, z Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Levi-Leleu swoje przypuszczenie, że należała do jego rodzica, oparł na tym, że była podpisana nazwiskiem Pierre Levi, takim samym, jakie nosił jego ojciec.
Jak dowiedziało się "ŻW" ze źródeł zbliżonych do MSZ, jest to pierwsza w historii oświęcimskiej placówki próba odzyskania muzealnego eksponatu, a zarazem rodzinnej pamiątki, przez spadkobierców ofiary obozu.
Również dla strony polskiej przedmiot ten jest wyjątkowy. W naszych zbiorach znajduje się zaledwie kilka waliz, których znamiona indywidualne wskazują na to, że trafiły one do KL Auschwitz wraz z transportami osób deportowanych z Francji - mówi wicedyrektor muzeum w Oświęcimiu Teresa Świebocka.
W okresie wojny Pierre Levi, z pochodzenia Żyd, próbował uchronić przed aresztowaniami siebie i swoją rodzinę. W tym celu zmienił nazwisko na Leleu. Niestety, zatrzymania uniknęli tylko jego żona i dzieci. On sam został aresztowany w Awignonie 19 kwietnia 1943 r. i przez obozy przejściowe w Drancy i w Orgeval trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Niemcy pozwolili mu zabrać ze sobą tylko jedną walizkę. W maju 1945 roku jego żonę poinformowano, że został uznany za "zmarłego za Francję" 25 stycznia 1945 r.
Pod koniec maja ub. r. strona francuska poinformowała, że zgłosiła się osoba, która twierdzi, iż jest synem właściciela walizki. CDJC poprosiło o zgodę na zatrzymanie przedmiotu sporu na okres "długoterminowy", tłumacząc to poszanowaniem uczuć krewnego ofiary. Jednocześnie paryskie muzeum obiecało, że spróbuje przekonać rodzinę Leviego-Leleu, aby nie żądała zwrotu.
To się jednak nie udało. Pod koniec grudnia 2005 r. do Oświęcimia trafiło zawiadomienie, że francuski komornik zajął walizkę, a miesiąc później pozew sądowy. Proces jest w toku. Jakichkolwiek rozstrzygnięć można spodziewać się najwcześniej we wrześniu.
Ministerstwo Kultury, któremu podlega muzeum w Oświęcimiu, przyznaje, że nie ma jednego szablonu do rozstrzygania takich spraw. Każda sytuacja jest rozpatrywana indywidualnie. W tym przypadku resort stoi po stronie muzeum - dowiaduje się "ŻW" w biurze prasowym ministerstwa. (PAP)