Spółdzielna socjalna dla bezrobotnych
Mieszkają w Zbąszyniu. Nie mają samochodu.
Autobusami i pociągami wyjeździli sobie swój życiowy cel. Zanim
Jadwiga i Michał Misiewiczowie założyli pierwszą w Polsce
spółdzielnię socjalną, przeszli długą drogę biurokracji - pisze
"Głos Wielkopolski".
Pani Jadwiga z mężem i bezrobotnym synem zgłosili się do Urzędu Pracy. Tam przedstawili swoją propozycję założenia spółdzielni socjalnej. Wiedzieli, że powinna ona liczyć co najmniej 5 osób, do współpracy zaprosili więc dwie bezrobotne sąsiadki. Przesłaniem takiej regulacji jest stworzenie możliwości wspólnej pracy dla osób, które w pojedynkę miałyby trudności w uruchomieniu i prowadzeniu działalności gospodarczej - podaje dziennik.
"Na początku nikt nie wiedział, o co nam chodzi" - mówi Michał Misiewicz. Misiewiczowie sami napisali statut spółdzielni. Pojechali z nim do Zielonej Góry, gdzie spotkali życzliwego lustratora, który wprowadził do dokumentu tylko drobne poprawki. 7 lutego powołali więc Wielobranżową Socjalną Spółdzielnię Pracy. 11 marca w Krajowym Rejestrze Sądowym złożyli wymagane dokumenty. Obecnie czekają na wpis, który umożliwi im działalność - czytamy w "Głosie Wielkopolskim".
"Jakoś udało nam się założyć konto, abyśmy mogli z urzędu pracy otrzymać pieniądze na rozpoczęcie działalności. Kupiliśmy już komputer, materiały biurowe, wynajęliśmy lokal w Nowym Tomyślu" - mówi dziennikowi Jadwiga Misiewicz. Kiedy pan Michał rozmawia z przedsiębiorcami, spotyka się z dużą życzliwością. Udało mu się pozyskać ponad dwadzieścia miejsc pracy dla bezrobotnych, których zatrudni spółdzielnia. Sami przedsiębiorcy nie kryją, że chętnie zatrudnią osoby, które rzeczywiście chcą pracować, wykazują determinację oraz chęć aktywizacji - podaje gazeta.
"Prawie dwadzieścia osób znajdzie zajęcie w firmie, która produkuje koperty. Już rozmawiałem z szefami firmy i wolą oni zlecić klejenie kopert jednej spółdzielni, niż kilkunastu chałupnikom. Poza tym, jedna z firm budowlanych bezpłatnie wydzierżawiła nam agregat do tynkowania, przy którym pracę znajdzie pięć osób, założymy też branżowe wydawnictwo" - snuje plany Michał Misiewicz. "Staramy się o pozyskanie lub darmowe wydzierżawienie kserokopiarki, żebyśmy mogli prowadzić punkt ksero. Będziemy normalnie pracować, płacić podatki. Zarząd naszej spółdzielni ustalił dla siebie wynagrodzenie w wysokości najniższej krajowej pensji" - mówi "Głosowi Wielkopolskiemu".(PAP)