Somalijscy talibowie czekają na szturm swych wrogów
Sześć lat temu przejęli na pół roku władzę w pogrążonej w chaosie Somalii, a Ameryka uznała ich za zagrożenie. Dziś zepchnięci do ostatniej reduty somalijscy talibowie czekają, aż ich wrogowie przypuszczą ostatni szturm.
Ostatnią redutą somalijskich talibów stało się portowe miasto Kismayo na południu kraju. Dowódcy sprzymierzonych armii Etiopii, Kenii i Ugandy, które wkroczyły do Somalii, by rozgromić talibów, zapowiadają, że zajmą Kismayo przed 20 sierpnia - wówczas parlament, wybrany przez somalijską starszyznę klanową, ma dokonać elekcji nowego prezydenta i rządu kraju, w którym od 20 lat trwa wojna domowa.
Początek wojny
Początkiem chaosu stało się w 1991 roku obalenie przez rebeliantów prezydenta Mohameda Siada Barre. Pogromcy Barre, walcząc między sobą o władzę, wywołali nowy konflikt zbrojny, którego przerwać nie potrafiły ani wojska ONZ, ani oddziały USA przybyłe do Somalii, by zapobiec chaosowi i klęsce głodu.
Własny porządek w Somalii próbowali zaprowadzać także miejscowi muzułmańscy radykałowie, którzy jak afgańscy talibowie uznali, że islam, nieuznający podziałów etnicznych ani klanowych, będzie najlepszą receptą na przerwanie bratobójczej wojny. Jedną z takich organizacji była al-Ittihaad al-Islamija, dowodzona przez szejka Hasana Tahira Aweisa.
Religijny radykalizm był zawsze obcy Somalijczykom i odwołujące się do islamu partie nie uzyskiwały tam poparcia. Pomoc szejkowi Aweisowi zaoferował założyciel Al-Kaidy Osama bin Laden, w pierwszej połowie lat 90. przebywający na wygnaniu w Sudanie. W upadłym, somalijskim państwie, podobnie jak w Afganistanie, Saudyjczyk upatrywał bazę dla swoich bojowników.
Po zamachach z 11 września 2001 roku i inwazji na Afganistan zaniepokoili się tym także Amerykanie. Uznali, że do walki z Aweisem i jego towarzyszami warto zawrzeć sojusz nawet z somalijskimi watażkami, z którymi w latach 90. sami toczyli wojnę. Terror watażków i rabusiów sprawił jednak, że udręczeni Somalijczycy zaczęli wspierać muzułmańskich radykałów.
Inwazja Etiopii
W 2005 roku szejk Aweis wraz z grupą mułłów założył Unię Trybunałów Islamskich, somalijską odmianę ruchu afgańskich talibów. Somalijczycy, jak ich afgańscy bracia, zyskali poparcie miejscowej ludności, mającej dosyć przemocy i bezprawia. Wiosną 2006 roku somalijscy talibowie w studniowej bitwie rozgromili w Mogadiszu wspieranych przez Amerykanów watażków i przejęli władzę w kraju. Rozbroili prywatne milicje, położyli też kres przestępczości. Po raz pierwszy w kraju zapanował pokój, choć ceną za niego były drakońskie prawa talibów.
Przestraszeni nie na żarty, że pod rządami talibów Somalia stanie się nową twierdzą Al-Kaidy, Amerykanie wezwali na pomoc Etiopię, chrześcijańską sojuszniczkę w Afryce, regionalne mocarstwo i odwieczną nieprzyjaciółkę Somalii. W grudniu 2006 roku etiopskie wojsko najechało na Somalię i w siedem dni pobiło talibów.
Inwazja przerodziła się jednak w krwawą okupację, a ta pomogła odrodzić się talibom. Już latem 2007 roku nowa wojna trwała w najlepsze, a gdy w 2009 roku zmęczone nią etiopskie wojska wycofały się z Somalii, talibowie wrócili do Mogadiszu. Przed powrotem do władzy powstrzymali ich ugandyjscy żołnierze z wojsk pokojowych Unii Afrykańskiej, wysłanych do Somalii, by bronić utworzonego przez ONZ somalijskiego rządu.
Ostateczna ofensywa?
Talibom nie udało się pokonać wojsk Unii i szkolonej przez nie armii somalijskiej, a latem zeszłego roku zostali przez nie wyparci z Mogadiszu. Jesienią Somalię ponownie najechała Etiopia, a także druga sąsiadka - Kenia. Napierani od północy przez Ugandyjczyków, z zachodu przez Etiopczyków i od południa przez Kenijczyków, talibowie przegrywali bitwę za bitwą, aż wreszcie w maju dali się zepchnąć do Kismayo. Nie mając szans na równą walkę z regularnym wojskiem, odpowiadają terrorystycznymi zamachami w Mogadiszu, a także w Kenii.
Najbardziej zabójcze dla somalijskich talibów okazały się jednak frakcyjne spory. Jeszcze gdy Etiopia okupowała Somalię, wśród talibów doszło do rozłamu na "gołębi", którzy złożyli broń i weszli do koalicyjnego rządu w Mogadiszu (były talib szejk Szarif Szejk Ahmed jest dziś prezydentem kraju) i "jastrzębi", którzy utworzyli radykalny ruch al-Szabaab ("Młodzi"). Gwoździem do trumny "Młodych" okazała się zaś podjęta w lutym przez ich przywódcę Ahmeda Abdiego Godane decyzja o oficjalnym przystąpieniu do Al-Kaidy. Przeciwko dżihadystom Godane wystąpili nacjonaliści sędziwego szejka Aweisa. Nacjonaliści sprzeciwiają się terroryzmowi i gotowi są do układów z rządem w Mogadiszu.
Klęski i kłótnie talibów sprawiły, że w ich szeregach mnożą się dezercje. Odwróciła się też od nich starszyzna klanowa, wspierająca zawsze silniejszych. Jeśli w sierpniu talibom nie uda się odeprzeć ataku na Kismayo, pozostanie im tylko ucieczka. Już dziś, korzystając z pomocy somalijskich piratów, przerzucają broń z południa Somalii na północ, w góry Puntlandu, gdzie chcą się schronić, przeczekać obławę i liczyć na odmianę losu.
Wojciech Jagielski