Solska została zamordowana razem z Jaroszewiczem. Jego syn: mogła brać udział w torturowaniu ojca
- Bardzo zdziwiła mnie śmierć Alicji Solskiej, bo uważam, zresztą nie tylko ja, że część - przepraszam za słowo - usług, wykonywanych przy moim torturowanym ojcu, mogło odbywać się przy jej udziale - twierdzi syn zamordowanego. Jako dziecko mówił do niej "mamo".
15.03.2018 | aktual.: 28.03.2022 10:12
- Myślałem, że tak trzeba. Bardzo wcześnie straciłem matkę - tak Andrzej Jaroszewicz tłumaczy dziś, dlaczego mówił do drugiej żony swojego ojca "mamo". W rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" Alicję Solską "nazwał złą kobietą", która pojawiła się w jego życiu i zajęła miejsce jego mamy.
- Miałem niecałe sześć lat. Wychowywała mnie babcia. A potem przyszła obca kobieta. (...) Zła z gruntu - powiedział. Zwrócił uwagę na to, że w łazience, gdzie Solska została zastrzelona, leżały kołdra i poduszka. - Czy ktoś, kto chce za chwilę kogoś zastrzelić, robi swojej ofierze posłanko i wiąże ją sznurem tak delikatnie, by mogła się bez trudu wyplątać? Może miało być tak, że sprawcy powiedzieli: - Pani tu poleży, poczeka, my załatwimy sprawę, rano panią znajdą i wszystko będzie w porządku - mówił.
Dlaczego została zastrzelona? Andrzej Jaroszewicz bierze pod uwagę to, że sprawcy zmienili zdanie. - Może za dużo widziała? Może jednak ktoś się przestraszył świadka? Może spanikowała? - dodał. Jego zdaniem "musiało zdarzyć coś niezmiernie dramatycznego".
- Tylko żona mojego ojca wiedziała, jakie leki bierze ojciec i te leki zostały mu podane w czasie, kiedy był męczony. Ona wiedziała, gdzie są ojca koszule, gdzie bielizna, a przecież ojciec był przebrany w czyste ubrania w trakcie tortur. W tym wszystkim widać kobiecą rękę - tłumaczył.
Według Andrzeja Jaroszewicza w tej zbrodni jest "za dużo nienawiści". - Przestępca, który chce okraść dom, nie czuje nienawiści do ofiary. A tu było tak, jakby ktoś chciał wyładować złość. To jak morderstwo w odwecie - ocenił.
Co stało?
Były premier Piotr Jaroszewicz i jego żona zostali zamordowani w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w ich willi w warszawskim Aninie. Byłemu premierowi bandyci zacisnęli na szyi rzemienną pętlę. Jego żona Alicja Solska-Jaroszewicz zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości ze sztucera męża.
WP również rozmawiała z Andrzejem Jaroszewiczem. - Ponad 20 lat na to czekałem. To była nadzieja mojego życia i powinność syna wobec ojca. Dążyłem do wyjaśnienia tej sprawy i dzisiaj, gdy usłyszałem z mediów, że zatrzymano podejrzanych, dwóch się przyznało, poczułem ulgę. Kamień spadł mi z serca - powiedział.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"