Solidarna Polska chce, by Kopacz i Tusk zawiadomili prokuraturę ws. Niesiołowskiego
Klub Solidarna Polska przygotował doniesienie do prokuratury ws. zachowania Stefana Niesiołowskiego wobec Ewy Stankiewicz; ma je wysłać do marszałek sejmu Ewy Kopacz i premiera Donalda Tuska, bo chce, by to oni złożyli wniosek w prokuraturze - powiedział Patryk Jaki (SP).
15.05.2012 15:45
Jaki na konferencji prasowej w sejmie wyraził nadzieję, że premier i marszałek sejmu podpiszą gotowy wniosek SP i złożą go do prokuratury.
Pytany przez PAP, dlaczego klub SP sam nie złoży wniosku powiedział: uważamy, że Kopacz oraz Tusk ponoszą moralną odpowiedzialność za zachowanie posła, którego rekomendowali do pełnienia funkcji publicznych. Powinni czuć się odpowiedzialni za swoich posłów i sami złożyć taki wniosek.
Poinformował również, że jeszcze we wtorek Solidarna Polska wystąpi do marszałek sejmu o zabezpieczenie materiałów filmowych z całego obszaru Nowego Domu Poselskiego. - Abyśmy mogli z całej perspektywy obejrzeć to zachowanie posła Stefana Niesiołowskiego - podkreślił.
Według Jakiego SP przygotowała specjalną ekspertyzę prawną, zgodnie z którą postępowanie posła PO mogło wyczerpać m.in. art. 191 Kodeksu karnego. Zgodnie z nim, kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Z kolei szef klubu SP Arkadiusz Mularczyk podkreślił, że należy powiedzieć "stop" niewłaściwym zachowaniom posła PO. - Stop jego arogancji, bezczelności, zakłamaniu. Oczekujemy, że premier Tusk i marszałek sejmu wyciągną odpowiednie konsekwencje - zaznaczył.
O możliwości popełnienia przestępstwa przez Niesiołowskiego w poniedziałek zawiadomiło prokuraturę PiS. Według tej partii poseł PO dopuścił się groźby karalnej - zniszczenia mienia - kamery; naruszył nietykalność cielesną dziennikarki, a także uniemożliwiał jej wykonywanie czynności zawodowych.
W piątek podczas prowadzonej przez związkowców blokady dokumentalistka Ewa Stankiewicz (autorka m.in. filmu "Solidarni 2010") filmowała posła PO Stefana Niesiołowskiego, mimo że mówił, by tego nie robiła. - Won stąd - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę.
Niesiołowski w poniedziałek w Radiu ZET tak relacjonował przebieg wydarzeń: "odsunąłem kamerę od twarzy - mało mi zębów nie wybiła, była niezwykle natrętna, agresywna, napastliwa. (...) Nie dotknąłem pani Stankiewicz. 20 minut nękała mnie tą kamerą, w końcu odsunąłem tę kamerę ręką. Nie bardzo wiem, na czym polega przestępstwo".
Poseł PO pytany, czy zrzeknie się immunitetu, odparł: "oczywiście, natychmiast". Przyznał zarazem, że jego słowa "won stąd" skierowane pod adresem dziennikarki nie były eleganckie. - To nie było eleganckie, ale czy ja mam przytaczać to, jakimi słowami mnie obrzucili związkowcy? - pytał Niesiołowski.
Stankiewicz zaprzecza wersji zdarzeń przedstawionej przez Niesiołowskiego. W oświadczeniu przesłanym w poniedziałek wieczorem PAP napisała, że "nie miało miejsca wcześniejsze chodzenie za Stefanem Niesiołowskim przez 20 minut". "Już po kilku sekundach od nawiązania z nim pierwszego kontaktu jest wobec mnie agresywny, a po niecałych 40 sekundach atakuje mnie fizycznie, co w całości, bez cięć montażowych, zostało opublikowane w internecie. Przed podejściem do Stefana Niesiołowskiego filmowałam w ogólnym planie z odległości kilkudziesięciu metrów posłów zgromadzonych na dziedzińcu sejmowym, w tym Stefana Niesiołowskiego, przez ok. 40 sekund" - napisała Stankiewicz.
Niesiołowskiego skrytykował premier Donald Tusk. Zapowiedział, że po powrocie z wizyty w Kanadzie zwróci się do Niesiołowskiego, "żeby bez żadnych dwuznaczności, kategorycznie przeprosił się (z Ewą Stankiewicz) i zapewnił, że nigdy więcej zachowywać się tak nie będzie".