"Śnieżna zima to powrót do normalności"
Śnieżna zima to powrót do normalności. Z anomaliami mieliśmy do czynienia w latach 1980-2000, kiedy śniegu było dużo mniej i bywały zimy całkowicie bezśnieżne - przekonuje prof. Krzysztof Błażejczyk z Zakładu Geoekologii i Klimatologii PAN. Podkreśla, że klimat jednak się zmienia.
Zapytany, czy tak śnieżna zima jak obecna jest anomalią pogodową, Błażejczyk powiedział, że wracamy do normalności, choć to nie jest maksimum tego, co nasz klimat potrafi. W ciągu ostatnich 50-70 lat były zimy o podobnej śnieżności jak obecna, choćby w ubiegłym roku. Był taki okres w latach 1980-2000, kiedy śniegu bywało mniej i bywały zimy całkowicie bezśnieżne, ale właśnie to nie było normalne. Zimy o takiej śnieżności jak obecna są w naszym klimacie normalne. Bardzo śnieżne zimy były w Polsce w latach 40. i 60. XX w.
W Warszawie, w ostatnich 30 latach, najcieplejszy był początek lat 80. - średnia temperatura dla miesięcy zimowych (XII- II) wyniosła prawie +6 st. C. Mroźne zimy były z kolei na początku tego stulecia i poprzedniej zimy - średnia za te trzy miesiące wyniosła -5,5 st. C. Z kolei najniższą temperaturę w Polsce (-38 st. C) zanotowano na Podkarpaciu w latach 30. XX w., w Warszawie było wtedy -32 st. C. Trzyletni ciąg mroźnych zim wypadł też w latach 1944-1946.
Na najbliższe dni zapowiadana jest odwilż, choć zima na dobre dopiero się zaczyna. To normalne zjawisko?
- Tak jak co roku mamy "zimną Zośkę", tak w okolicach Bożego Narodzenia jest odwilż. To wynika z pewnej stabilności cyrkulacji powietrza. W rejonie Arktyki około połowy stycznia zacznie się dzień polarny, zaczyna tam świecić słońce, co powoduje inne przebiegi strumieni powietrza. Kształtuje to takie układy niżów i wyżów, że do nas zaczyna w tym okresie docierać ciepłe powietrze znad Wysp Kanaryjskich.
W ostatnich latach mówiło się o narastającym w Polsce zjawisku suszy hydrologicznej. Czy te dwie śnieżne zimy poprawiły sytuację?
- Taka zima to pozytywne zjawisko, bo wzrastają zasoby wody, ale potrzeba ich jeszcze kilka, by woda nasączyła głębsze warstwy. To, że w tym roku woda stoi tak płytko, nie oznacza, że cała warstwa wodonośna jest nią przesycona.
Jak mają się śnieżne zimy do ocieplenia klimatu, o którym w ostatnich latach tyle się mówi?
- Bezpośrednio te rzeczy się nie wiążą. Ostatnie 15 lat trochę nas nauczyło pokory. O ile 20 lat temu prawie wszyscy mówiliśmy o ociepleniu klimatu, w tej chwili wolimy mówić, że klimat się zmienia. To chyba jest bardziej prawdziwe stwierdzenie. Przejawami zmian klimatu są zjawiska pogodowe o skrajnym natężeniu. Dawniej śnieg padał stopniowo i go przybywało, a w tej chwili potrafi spaść bardzo szybko i się utrzymywać. Podobnie silne wiatry - teraz występują częściej i przez dłuższy okres.
Ostatnie 10 lat nie należy do najcieplejszych; cieplejsze były w ubiegłej dekadzie, a rekord ciepła w Polsce przypadł na lata 20. ubiegłego wieku. W historycznych czasach mieliśmy już bardzo ciepły okres średniowiecza, nawet cieplejszy niż obecnie. Ocieplenie jest może na 70 proc. terytorium globu, ale nie jest globalne. W niektórych rejonach półkuli południowej, np. na południowych krańcach Afryki i w Australii, temperatury spadają. Wynika to prawdopodobnie z tego, że woda, której na południowej półkuli jest więcej, wciąż gromadzi ciepło i nie jest ono uwalniane do atmosfery. Trzeba też pamiętać, że większość prądów morskich dostarcza ciepłą wodę w kierunku bieguna północnego, a nie południowego.
Gwałtowne zjawiska to też powodzie. W tym roku na Wiśle mieliśmy trzy fale wezbraniowe, czy w przyszłym roku powinniśmy liczyć się z powtórką tej sytuacji?
- W naszym klimacie te wezbrania są rzeczą normalną. Mało śnieżne zimy w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat uśpiły uwagę służb państwowych odpowiedzialnych za obwałowania, ale też zwykłych ludzi, którzy zaczęli budować się bezpośrednio przy korytach rzek, bo za życia wielu osób nie było czegoś takiego.
Od XVIII w. były kilkunastoletnie okresy spokoju, a potem, co dwa-trzy lata, rzeki częściej wzbierały. Jeśli śnieg dopisze, jak w tej chwili, następny rok może być powodziowy. Tegoroczne powodzie były skutkiem opadów, ale też sporego nasycenia gruntu wodą z topniejącego śniegu, którego poprzedniej zimy też było dużo. Woda jest bardzo płytko pod powierzchnią i każdy dodatkowy opad od razu podnosi jej poziom. W tym roku woda w Wiśle i innych dużych polskich rzekach w ogóle nie opadła bardzo nisko, więc jeśli jeszcze będzie padał śnieg, a po zimie dojdą opady deszczu, może być trudno - zwłaszcza że opadów na przełomie czerwca i lipca trzeba się spodziewać, tzw. deszcze świętojańskie to też tradycja tego klimatu.
- Jeśli coś takiego w ogóle miałoby miejsce, na pewno nie stanie się to z dnia na dzień. Żaden naturalny ani sztuczny proces nie jest w stanie zatrzymać tak ogromnej masy płynącej wody. W wiekach XVIII i XIX mieliśmy tzw. małą epokę lodowcową, a XX w. był znów ciepły. Ciepły okres ma prawo się skończyć, ale nie stanie się to z dnia na dzień. Szacuje się, że do połowy tego wieku klimat będzie się jeszcze ocieplał. Uprawy cytrusów raczej się nie doczekamy, ale być może na południu Polski będzie można uprawiać lepsze niż obecnie winogrona.