SN: dożywocie za podpalenie żony dla odszkodowania utrzymane
Gabriel Szumilas, który zabił własną żonę w celu wyłudzenia od firm ubezpieczeniowych ponad pół miliona złotych jest już ostatecznie skazany na dożywocie, z możliwością zwolnienia po 30 latach. Sąd Najwyższy oddalił kasację obrony od prawomocnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Łodzi.
04.12.2007 | aktual.: 04.12.2007 15:42
Do zbrodni doszło w czerwcu 2004 roku. Według ustaleń sądu, Gabriel Szumilas, przedsiębiorca z Konstantynowa Łódzkiego, zwabił swoją 28-letnią żonę Elizę na leśną drogę. Tam doprowadził do zderzenia seata, który prowadziła żona, z kierowanym przez siebie polonezem. Uwięzioną w samochodzie nieprzytomną kobietę oblał łatwopalnym płynem i podpalił. W wyniku rozległych obrażeń, kobieta po trzech tygodniach zmarła w szpitalu.
Przed spowodowaniem wypadku Szumilas podrobił podpis żony na dwóch polisach ubezpieczeniowych na życie - opiewających w sumie na 580 tys. zł, a także sfałszował umowę kupna poloneza. Ustalono też, że wtajemniczył jednego z kolegów, któremu powiedział, że chce rozbić swój samochód, aby uzyskać odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej. Ten miał go zabrać z miejsca rzekomego wypadku, ale gdy zobaczył co się stało, uciekł.
Szumilas nie przyznał się nigdy do winy. W kwietniu 2006 roku karę dożywocia wymierzył mu Sąd Okręgowy w Sieradzu, a w październiku ubiegłego roku wyrok ten utrzymał Sąd Apelacyjny w Łodzi.
Obrońca skazanego, Barbara Owczarek, w swojej kasacji argumentowała, że proces jej klienta miał charakter poszlakowy, a sąd apelacyjny wprowadził zmiany odnośnie ustaleń przebiegu szczegółów zdarzenia i w związku z tym dokonał zmian w stanie faktycznym sprawy.
Żona była najlepszym świadkiem obrony. Mimo, że żyła jeszcze przez 20 dni po zdarzeniu i pozostawała w logicznym kontakcie, nigdy nie wskazała męża jako sprawcy - mówiła Owczarek. Jej zdaniem duże nagłośnienie sprawy w mediach mogło wywierać wpływ na ustalenia w sprawie.
Występujący jako oskarżyciel posiłkowy ojciec ofiary, Marek Łopaciński odrzucił zastrzeżenia obrony. To ja byłem przy córce, kiedy leżała w szpitalu po zdarzeniu i kontakt z nią był bardzo ograniczony, a jej reakcje wynikały raczej ze słyszenia znajomych głosów niż ze świadomego rozumienia pytań - mówił łamiącym się głosem.
Argumenty oskarżyciela posiłkowego i prokuratora podzielił Sąd Najwyższy. Jak powiedział sędzia Wiesław Maciak kasacja odnosiła się głównie do wyrywkowej oceny materiału dowodowego natomiast - jak dodał - proces w tej sprawie nie był poszlakowy a podstawą wyroku był całokształt ustalonych okoliczności.
W ocenie SN sąd okręgowy prawidłowo ustalił stan faktyczny sprawy, a sąd apelacyjny właściwie odniósł się do wszystkich zastrzeżeń obrony - dodał sędzia Maciak.