Śmieszy cię wyjazd Andrzeja Dudy do Etiopii? Prezydent nie zasłużył na kpiny
Karma zawsze wraca, o czym przekonuje się teraz Andrzej Duda. Tak jak wyśmiewano "podróż życia" Donalda Tuska do Peru, tak teraz żartuje się z wizyty prezydenta w Etiopii. Tak jak wówczas, tak i teraz to dowód na ignorancję.
W internecie można napisać wszystko i jego użytkownicy skwapliwie to wykorzystują. A jak się pisze wszystko, rośnie szansa, że napisze się bez sensu. I do tej grupy należy zaliczyć lamenty, że Andrzej Duda nie był w niedzielny wieczór przy telefonie, by pogratulować wyboru nowemu prezydentowi Francji. Oczywiście pewności nie ma, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Emmanuel Macron miał na głowie inne rzeczy i nie wpatrywał się nerwowo w ekran telefonu z nadzieją na połączenie z Polski.
Bezsensowny atak
Internetowa aferka urosła do absurdalnych rozmiarów. Krytykowano Dudę za to, że zamiast czekać na wynik wyborów uznawanych za kluczowe dla Europy, pojechał do jakiejś tam Etiopii. To równie absurdalne, jak krytykowanie Donalda Tuska za słynną podróż do Peru. Tak to jest w dyplomacji, że polityk musi polecieć do jakiegoś dalekiego kraju, o którym w sumie niewiele wiemy i wygłosić kilka okolicznościowych formułek. Chodzi o stworzenie dobrego klimatu pod inwestycje.
Tak było z Tuskiem w Peru czy w Nigerii (w mediach żartowano z oficjalnego powitania), tak było z Dudą w Meksyku i tak jest z Dudą w Etiopii. Afryka to najbardziej perspektywiczny gospodarczo region. Eksperci szacują, że do końca wieku ludność może przekroczyć nawet 5,1 mld (wobec 1,3 mld w 2016 r.). A to oznacza ogromny wzrost zapotrzebowania, przede wszystkim na żywność.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ważna misja
Etiopia to jeden z najbardziej żyznych regionów świata. 30 lat po wielkiej klęsce głodu, w kraju kwitnie rolnictwo. I to właśnie z rolnictwem są związane polskie inwestycje. Firma Ursus od 2013 roku montuje tam traktory, które sprzedaje na lokalnym rynku. Fabrykę otwierał Lech Wałęsa, ale wówczas w prawicowych mediach można było natknąć się na kpiny, a nie na pochwały. A w ciągu ostatnich czterech lat firma zrealizowała umowy o wartości ok. 110 mln dol. Ale polskie inwestycje w Etiopii to też nowe technologie: od 2013 roku na tamtejszym rynku działa Asseco, niedawno firma podpisała kolejny kontrakt z rządową agencją.
Widać to w dynamice obrotów, które jeszcze na początku poprzedniej dekady z trudem dobiły do 6 mln dol. W 2016 roku obroty handlowe między Polską a Etiopią to już ponad 65 mln dol. W dodatku z miażdżącą przewagą polskiego eksportu (59,9 mln dol.) - wynika z danych Ministerstwa Rozwoju. Polska realizuje też w Etiopii program pomocy rozwojowej, choć trudno uznać nasze wsparcie za szczodre - w 2016 roku wyniosło 1,7 mln zł.
Przyszłość jest w Afryce
W 2017 roku PKB Etiopii ma urosnąć o 7,7 proc. (dla porównania Polski o ok. 3 proc., a Chin o ok. 6,5 proc.). I to ten ostatni kraj jest uznawany za gospodarczego konkwistadora Afryki. Oczywiście Polska nie ma szans na inwestycje o takim rozmachu, jak Państwo Środka. Dlatego tym bardziej potrzebne jest polityczne wsparcie dla polskich przedsiębiorstw, które chcą próbować swoich sił w Afryce.
Z drugiej strony trudno oczekiwać, by media takimi podróżami się ekscytowały. Narzekania zwolenników jednego czy drugiego prezydenta albo premiera na to, że gospodarcza podróż na koniec świata nie jest na czołówkach, to próba zaklinania rzeczywistości. Takie wizyty nie są po to, by padały na nich mocne twierdzenia, którymi można rozpocząć materiał telewizyjny lub artykuł prasowy. I nikt tego nie oczekuje - to po prostu żmudna, nudna, ale istotna dyplomacja gospodarcza.