Komenda miał pretensje do Ziobry. Zdradziła swoje rozmowy

Budził wielkie emocje, ale męczyła go popularność. O trudnym życiu na wolności wrocławianina Tomasza Komendy, który przesiedział 18 lat w więzieniu za zbrodnie, których nie popełnił, opowiedziała autorka książki o zbrodni miłoszyckiej, za którą był skazany.

Tomasz Komenda, skazany niewinnie za zbrodnię miłoszycką, zmarł w lutym
Tomasz Komenda, skazany niewinnie za zbrodnię miłoszycką, zmarł w lutym
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

Z dziennikarką Ewą Wilczyńską, która sprawę Małgosi, bestialsko zamordowanej w sylwestrową noc 1996/97 w podwrocławskich Miłoszycach, opisała w "Dziewczynie w czarnej sukience", "Faktowi" opowiedziała o swojej relacji ze zmarłym w lutym Tomaszu Komendzie, który stał się bohaterem tej historii.

Za gwałt i zabójstwo na wiejskiej dyskotece, na której nawet nie był, wrocławianin spędził całe lata za kratami.

Wilczyńska mówi, że pracę nad swoją opowieścią rozpoczęła, kiedy jeszcze mężczyzna był w więzieniu. Wtedy już wiele wskazywało na to, że jego odbywanie kary jest wielką niesprawiedliwością.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Prokuratura przygotowywała wniosek o jego uwolnienie. Z jednej strony interesowało mnie to, jak to możliwe, że niewinny człowiek spędził tyle lat w więzieniu. A z drugiej strony chciałam wiedzieć: kto jest tak naprawdę winny" - mówi "Faktowi" Wilczyńska.

Spotykała swojego bohatera w niezobowiązujących okolicznościach, prowadziła z nim rozmowy oko w oko, często do siebie dzwonili. Jednak obowiązywał niepisany pakt, że prywatne szczegóły, o których mówił dziennikarce Tomek, nie pojawią się w publikacjach. Wiedział o chorobie, leczył się, ale też żartował, że "jeszcze żyje".

Śmierć Tomasza Komendy. Krótkie życie na wolności

"Cały czas pisałam kolejne artykuły o uniewinnieniu, postępowaniu w sprawie jego niesłusznego skazania, nowym śledztwie czy procesie. Ale zdarzało się, że przez pierwsze miesiące po wyjściu Tomka z więzienia dzwonił tak po prostu, aby na przykład pochwalić się, że pierwszy raz w życiu jechał na skuterze" - mówi Ewa Wilczyńska. Dodaje, że w pewnym momencie ta relacja się skończyła, bo jej bohater stwierdził, że "ma za dużo na głowie".

Dziennikarka ujawnia też, że Komenda denerwował się, że prokurator Zbigniew Ziobro chwali się doprowadzeniem do jego uniewinnienia, a szczególnie, że lansuje prokuratora Bartosza Biernata, który przekonywał, że od ośmiu lat miał wiedzieć o jego niewinności, tylko - jak podkreślał Tomek - nic z tym nie zrobił.

Wyjście na wolność mężczyzna zawdzięczał jednak zupełnie innym osobom. Doprowadzili do tego prokuratorzy Dariusz Sobieski i Robert Tomankiewicz oraz policjant Remigiusz Korejwo. Wykonali, jak podkreśla gazeta, ogrom pracy, żeby wypuszczono niewinnie skazanego na wolność.

W ubiegłym roku Sąd Najwyższy skazał Ireneusza M. i Norberta Basiurę. To oni, według prokuratury, dokonali tego brutalnego gwałtu, a potem zostawili nieprzytomną Małgosię na śmierć.

Sprawa jednak wciąż, po 27 latach, nie została ostatecznie wyjaśniona. "Prokurator Dariusz Sobieski zapowiedział, że to nie koniec sprawy. Możliwe, że na wolności wciąż pozostaje kolejny oprawca dziewczyny. Jego materiał genetyczny jest w dyspozycji śledczych. Może stać się więc tak, że śmierć niewinnego skazańca nie zakończy tematu zbrodni miłoszyckiej.

Źródło: "Fakt"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (82)