HistoriaŚmierć gen. Karola Świerczewskiego. Spisek i zamach czy przypadkowa zasadzka?

Śmierć gen. Karola Świerczewskiego. Spisek i zamach czy przypadkowa zasadzka?

Gen. Karol Świerczewski wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez UPA i zginął na polu walki - mówi oficjalna wersja przedstawiana przez propagandę PRL. Niektórzy zakładają jednak, że UPA mogła wiedzieć o podróży Świerczewskiego, według innej wersji generał mógł zostać zamordowany przez politycznych konkurentów. Mimo tych wszystkich zagadek i hipotez, wydaje się, że Świerczewski zginął podczas dość przypadkowej walki - pisze Szymon Nowak w artykule dla WP.

Śmierć gen. Karola Świerczewskiego. Spisek i zamach czy przypadkowa zasadzka?
Źródło zdjęć: © PAP | Boguslaw Lambach

Niski, grubawy i łysy mężczyzna w mundurze z generalskimi szlifami wyszedł zza osłony samochodu. Wyprostowany ręką pokazywał kierunek ataku. I faktycznie po chwili do natarcia na nieprzyjaciela pod górę ruszyła tyraliera żołnierzy. Po kilku minutach atak zaległ zduszony zmasowanym ogniem przeważającego wroga. Kiedy zginął prowadzący żołnierzy do boju podporucznik, a nieprzyjaciel zaczął zachodzić z lewej strony, należało natychmiast się cofnąć i pod osłoną rzeczki zbudować skromną linię obrony.

UPA w Bieszczadach

Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) to zbrojne ramię Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). I chociaż każdy naród ma prawo do niepodległości, to ludobójstwo Polaków zapoczątkowane przez "Banderowców" na Wołyniu, do dziś kładzie się krwawym cieniem w stosunkach polsko-ukraińskich.

Pierwsze bojówki UPA w Bieszczadach pojawiły się w 1943 roku. Ale dopiero kiedy latem 1944 r. zbliżył się front niemiecko-sowiecki, Upowcy przystąpili do działania. Luźne grupy zorganizowano w liczący ponad 200 partyzantów kureń (batalion), dowodzony przez W. Szczygelskiego "Burłakę". Podobnie jak na innych obszarach, również w Bieszczadach do mieszkających Polaków wystosowano obwieszczenie nakazujące natychmiastowy wyjazd. W przypadku pozostania grożono śmiercią. Niestety nie były to czcze pogróżki - latem 1944 r. Ukraińcy zamordowali około 250 Polaków. Kiedy jesienią przetoczył się front, UPA chwilowo wycofała się z działalności i nie atakowała zarówno wojsk niemieckich jak i Armii Czerwonej. Ale wkrótce nowy dowódca kurenia W. Mizerny "Ren" miał pod sobą już prawie 2 tys. strzelców, a w Bieszczadach pojawiły się obszary i wsie całkowicie kontrolowane przez Ukraińców.

Przeciwko ukraińskiemu podziemiu walczyli początkowo sowieccy partyzanci, a po przejściu frontu jednostki NKWD. Nieliczne posterunki polskiej milicji nie były w stanie podjąć równorzędnej walki z bandami UPA i dlatego latem 1945 r. w ten rejon przeniesiono całą 8. DP. To w tym czasie rozpoczęło się dobrowolne (w zamierzeniu) przesiedlenie ludności ukraińskiej za wschodnią granicę. Z jednej strony polskie oddziały wojska przymuszały Ukraińców do wyjazdu, a z drugiej UPA zabraniała przesiedleń, grożąc nieposłusznym śmiercią.

Członkowie sotni

Członkowie sotni "Bira" ujęci przez LWP jesień 1946 r. fot. Wikimedia Commons

Skala konfliktu narastała, a Bieszczady stawały się ogniskiem ciągłych walk. W 1945 r. UPA trzykrotnie atakowała Baligród. Ponadto atakowano posterunki MO oraz organizowano zasadzki na drogach. Na początku 1946 r. kureń "Rena" rozbił grupę WOP, a w odpowiedzi pododdział 8. DP zniszczył partyzancki obóz UPA pod Przybyszowem. Wiosną oddziały UPA zaatakowały nadgraniczne strażnice WOP. Tragiczny finał miała walka w Jasielu, gdzie Upowcy zamordowali ponad 70 wziętych do niewoli polskich żołnierzy.

Dopiero w kwietniu 1946 r. polskie dowództwo utworzyło Grupę Operacyjną "Rzeszów", która koordynowała wszystkie podległe siły (wojsko, straż graniczna, milicja i UB) do walki z ukraińskim podziemiem. Na wyniki nie trzeba było długo czekać. W sierpniu polskie oddziały nieopodal Chocenia otoczyły sotnię (kompanię) "Chrina". Banderowcom udało się przebić, ale w walce padło 25 partyzantów. W październiku wojsko polskie odnalazło i zniszczyło obóz UPA w masywie Chryszczatej, w styczniu 1947 r. grupa manewrowa WOP zlikwidowała szpital polowy kurenia "Rena" na Krąglicy, a w lutym wojsko zniszczyło partyzancki obóz w rejonie Suchych Rzek. W tym czasie grupy UPA znajdowały się w głębokiej defensywie, chroniąc się w przygotowanych wcześniej podziemnych bunkrach. Wiosną 1947 r. ukraińska partyzantka ograniczyła swą działalność do samoobrony i nielicznych zasadzek.

Generał "Walter"

Karol Świerczewski urodził się w 1897 r. w Warszawie. Podczas I wojny światowej został ewakuowany do Kazania w Rosji, gdzie po wybuchu bolszewickiej rewolucji opowiedział się po stronie "czerwonych". Walczył z "białymi" na Ukrainie dowodząc plutonem, a później kompanią wojska rewolucyjnego. Wstąpił do komunistycznej partii, a w 1920 r. z Armią Czerwoną atakował niepodległą Polskę, co jako Polakowi z urodzenia raczej nie przynosi chluby. W tym czasie dowodził już batalionem, a podczas tych walk został nawet ranny.

Po wojnie z Polską Karol Świerczewski był już dowódcą pułku, wykładowcą i komisarzem politycznym w Szkole Czerwonych Komunardów oraz moskiewskim radnym. Ukończył Akademię Wojskową im. Frunzego, a od 1928 r. był oficerem sowieckiego wywiadu wojskowego. Pełnił różne funkcje sztabowe do roku 1936, kiedy to Stalin wysłał go do ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Znany tam jako "El General Polaco" lub "Walter" (od noszenia dwóch pistoletów typu Walther), dowodził międzynarodowymi brygadami i dywizjami walczącymi naturalnie po stronie Republiki. Według tworzonej późniejszej legendy, z Hiszpanii wrócił w glorii niezwyciężonego dowódcy, co oczywiście było grubą przesadą. Naprawdę dowodzone przez niego oddziały doznawały na Półwyspie Iberyjskim wielu porażek i to z powodu złego dowodzenia, a gen. "Walter" zasłynął raczej z pacyfikacji zaplecza i pijaństwa niż prawdziwych wielkich zwycięstw.

W 1938 r. został odwołany z Hiszpanii, a rok potem awansowany na stopień generała majora. W tym czasie prowadził wykłady na Akademii Wojskowej. Kiedy Niemcy zaatakowały Związek Sowiecki, gen. Świerczewski znalazł się na froncie jako dowódca 248. dywizji piechoty. Jednostka ta została całkowicie rozbita przez Niemców w okrążeniu pod Wiaźmą, a z całej dywizji ocalał jedynie dowódca i kilku żołnierzy. Na dwa lata "Walter" został odstawiony na boczny tor, ale kiedy Stalin potrzebował mówiących dobrze po polsku wysokich oficerów, przypomniał sobie o Świerczewskim. Tak "Walter" trafił w 1943 r. do I Korpusu Polskiego dowodzonego przez gen. Berlinga, zajmując się organizacją nowych jednostek. Cały czas nadużywał alkoholu. Kiedy w ostatnich dniach wojny dowodzona przez niego 2. Armia WP była masakrowana przez Niemców pod Budziszynem, wiecznie pijany generał pchał swoich żołnierzy do samobójczych ataków na pozycje wroga. Nic dziwnego, że straty jego armii w tej operacji sięgały 20 proc. stanów wyjściowych. Należy
również pamiętać, że jako dowódca armii gen. Świerczewski podpisywał wyroki śmierci na kilkudziesięciu swoich żołnierzach oskarżonych o działalność antypaństwową, którzy w rzeczywistości byli w przeszłości konspiratorami polskiego podziemia.

Pod Jabłonkami

Wiosną 1947 r. Karol Świerczewski miał już stopień generała broni WP, był posłem na Sejm oraz wiceministrem obrony narodowej.

W marcu 1947 r. gen. Świerczewski kontrolował Krakowski Okręg Wojskowy, składając wizytę m.in. w garnizonach w Rzeszowie, Jarosławiu, Przemyślu i Sanoku. 28 marca udał się na inspekcję 34. pułku piechoty w Lesku oraz batalionu tegoż pułku stacjonującego w Baligrodzie. To właśnie w Baligrodzie generał podjął decyzję o inspekcji oddziału Wojsk Ochrony Pogranicza stacjonującego jeszcze bardziej na południe, w Cisnej. Oficerowie z jego otoczenia byli zaskoczeni tą decyzją i próbowali odwieść "Waltera" od wyjazdu. Ale generał postawił na swoim i konwój samochodów ruszył na południe. Na przedzie jechał amerykański Dodge z 18 żołnierzami ochrony, w środku drugi Dodge z generałem i jego świtą, a kolumnę zamykał ciężarowy ZIS z ppor. Krysińskim i 19 elewami szkoły podoficerskiej. Cała grupa liczyła 47 żołnierzy, a obok wiceministra w samochodzie jechali jeszcze: gen. bryg. Prus-Więckowski (dowódca OW Kraków), płk Bielecki (dowódca 8. DP), ppłk Gerhard (dowódca 34. pp), kpt. Cesarski, por. Łucznik, kierowca i dwóch
żołnierzy z erkaemami.

Zaraz po wyjeździe z Baligrodu zepsuł się pierwszy samochód, ale zgodnie z decyzją gen. "Waltera" cała grupa kontynuowała podróż. Kilka kilometrów od Baligrodu, kiedy konwój mijał spaloną wówczas wieś Jabłonki, nagle od zachodu, od strony porośniętego lasem zbocza wzniesienia posypały się strzały. Samochód z wiceministrem dojechał do mostku nad rzeką i zatrzymał się przed nim. Żołnierze bali się jechać dalej, podejrzewając, że mostek może być zaminowany. W pewnej odległości za Dodgem zatrzymała się ciężarówka. W tym momencie Świerczewski, który wysiadł z samochodu, był w miarę bezpiecznie schowany za karoserią pojazdu. Ale górę wzięła chyba brawura "człowieka który się kulom nie kłaniał" i "Walter" wyszedł zza osłony. Wydał rozkaz zorganizowania linii obrony w oparciu o drogę, a elewom rozkazał atakować zbocze obsadzone przez nieprzyjaciela. Wkrótce młodzi żołnierze prowadzeni przez ppor. Krysińskiego i chor. Blumskiego ruszyli pod górę. W tym czasie wokół wiceministra i oficerów z jego otoczenia kule padały
coraz bliżej.

Sprawcami walki pod Jabłonkami byli ukraińscy partyzanci z UPA. Około 140 Ukraińców z dwóch sotni (kompanii) dowodzonych przez "Chrina" S. Stebelskiego i "Stacha" (NN) chwilę wcześniej przybyło w to miejsce na zasadzkę. Upowcy chcieli zdobyć zaopatrzenie, głównie żywność, ale widząc zbliżające się samochody nie zdążyli dostatecznie rozwinąć ludzi do akcji i odpowiednio zbliżyć się do drogi. Pomimo tego ukraińscy strzelcy na rozkaz dowódców otworzyli ogień i spowodowali zatrzymanie się pojazdów. Z łatwością odparli atak 20 Polaków i z głośnym "urrra!" ruszyli do przodu, próbując z lewej strony oskrzydlić zaatakowaną grupę. Kilku partyzantów dotarło nawet do pozostawionych na drodze samochodów. Nie znalazłszy jednak żywności w pojazdach, wrócili do swoich szeregów.

W tym czasie Polacy próbowali bronić się po drugiej stronie drogi, wzdłuż przepływającego tutaj strumienia. To wtedy pierwszą ranę w brzuch dostał gen. Świerczewski. Słaniając się na nogach jako jeden z ostatnich wycofywał się, brodząc w strumyku i wtedy dostał drugi, groźniejszy postrzał w plecy. I chociaż oficerowie wyprowadzili rannego w bezpieczne miejsce poza ostrzałem, po kilku minutach (według innych danych po pół godzinie) Świerczewski zmarł. Druga rana otrzymana w plecy pod lewą łopatką okazała się śmiertelna.

Ale Upowcy nie atakowali już polskiej grupy. Wycofali się natychmiast, kiedy zza zakrętu wyjechał samochód, który wcześniej się popsuł. Myśleli, że ktoś przyszedł Polakom z pomocą i oddalili się na wzgórze, uchodząc przed nielicznymi żołnierzami odsieczy.

Kontrowersje

Prawie natychmiast po śmierci Świerczewskiego ruszyła akcja "Wisła", której celem była pacyfikacja terenu działalności UPA połączona z przymusowym przesiedleniem ludności ukraińskiej na inne obszary Polski, głównie na Ziemie Odzyskane. Propaganda PRL starała się wmówić, że akcja "Wisła" była bezpośrednim następstwem śmierci gen. Świerczewskiego. Wydaje się jednak, że taka operacja musiała być już wcześniej przygotowana (tym bardziej, że przesiedlenia trwały już wcześniej), a przypadkiem jej początek zbiegł się w czasie ze śmiercią wiceministra Obrony Narodowej.

Pomnik gen. Karola Świerczewskiego w Jabłonkach. W tle góra Walter, nazwana tak w 1967 r. dla upamiętnienia Świerczewskiego fot. Wikimedia Commons

Inną sprawą była sama zasadzka. Niektórzy zakładają, że UPA mogła wiedzieć o podróży Świerczewskiego. Podobno "Chrin" miał przed akcją dowiedzieć się o wyjeździe na inspekcję "ważnych osób" z polskiego dowództwa. Rankiem 28 marca do dowódcy grupy WOP w Cisnej ktoś dzwonił z taką informacją - istniało prawdopodobieństwo, że rozmowa mogła zostać podsłuchana przez członków UPA lub OUN. Można założyć, że za tą tezą przemawia fakt, iż oprócz wiceministra zginęło tylko dwóch żołnierzy, a kilku zostało lekko rannych. Ale z drugiej strony, czy Upowcy byli w stanie w tak krótkim czasie - tj. 20 minut od momentu telefonu w Cisnej, do czasu pierwszych strzałów w zasadzce - zorganizować akcję? Czy również mając w zasadzce dwóch generałów, Ukraińcy mogli wiedzieć do kogo konkretnie strzelać?

Jeszcze jedną zagadką pozostaje teza o zamordowaniu Świerczewskiego przez komunistycznych towarzyszy z kół partyjnych i wojskowych. Chociaż oficjalnie mówi się o dwóch ranach wiceministra, to w jego płaszczu znaleziono trzy ślady po kulach oraz rozcięcie, będące następstwem najprawdopodobniej ostrza bagnetu. W latach pięćdziesiątych wrócił ten wątek, kiedy w PZPR szukano "wewnętrznych wrogów". Jako główny podejrzany aresztowany został wówczas ppłk Gerhard, który odpowiednio "przyciśnięty" przyznał się do winy. Według wyreżyserowanego śledztwa Gerhard "wystawił" Świerczewskiego bojówkom UPA, a w cały spisek zamieszani byli jeszcze gen. Spychalski, gen. Komar i marsz. Żymierski. Sprawa ta była od początku "szyta zbyt grubymi nićmi" i po śmierci Stalina, SB wycofało się z tych nagiętych zarzutów i tez. Czy gen. Świerczewski był w 1947 r. aż tak ważnym politykiem i wojskowym, aby ryzykować pozbycie się go podczas zaaranżowanej strzelaniny? Co można było uzyskać, eliminując go z życia publicznego?

Mimo tych wszystkich zagadek i hipotez, wydaje się, że gen. Świerczewski zginął podczas dość przypadkowej walki. Za przypadkową akcją przemawiają wspomnienia partyzantów UPA, według których ich zasadzka miała na celu zdobycie żywności i mundurów. Po powrocie do bazy "Chrin" był niezadowolony. Ukraiński dowódca sotni uznał operację za nieudaną, ponieważ jego strzelcy nie zdobyli żadnych łupów i nie spalili samochodów. Dopiero później Ukraińcy dowiedzieli się, że przy okazji zasadzki pod Jabłonkami niespodziewanie zastrzelili komunistycznego generała i wiceministra obrony PRL.

Szymon Nowak dla Wirtualnej Polski

Podczas pisania tego artykułu opierałem się m. in. na pracach: Bieszczady w Polsce Ludowej 1944-1989, M. Juchniewicz i S. Rzepski Szlakiem 34 Budziszyńskiego Pułku Piechoty, E. Misiło Akcja "Wisła", G. Motyka W kręgu "Łun w Bieszczadach".

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)