Śmieciowy zawrót głowy
W najbliższy wtorek na sesji rady miasta Nowego Sącza szykuje się wojna o śmieci. Stawką w batalii na słowa jest referendum śmieciowe i nowy, śmieciowy podatek dla sądeczan. Jedni twierdzą, że to załatwi problem dzikich wysypisk i przepełnionych koszy w blokowiskach, inni przekonują, że podatek uderzy ludzi po kieszeni, bo pięcioosobowa rodzina będzie musiała płacić ponad 20 złotych miesięcznie a nie jak dotąd kwartalnie za wywóz dwóch małych pojemników około 40 złotych.
Nie wierzą w urzędników Podatek wyceniono wstępnie na cztery złote 30 groszy od każdej osoby zameldowanej w domu lub mieszkaniu. Za tę opłatę miasto miałoby zorganizować wywóz wszystkich śmieci, jakie produkuje rodzina, bez względu na ilość.
Jestem absolutnie przeciw takiemu rozwiązaniu. W ten sposób nałożymy podatek śmieciowy również na sądeckich studentów, którzy uczą się i mieszkają poza miastem, na przykład w Krakowie, oraz na osoby, które pracują w Krakowie, Warszawie albo za granicą, a pozostają zameldowane w Nowym Sączu. A jeśli nawet uchwalimy prawo, że czasowe zameldowanie poza Nowym Sączem zwalnia od podatku, to ludzie masowo zaczną się wymeldowywać i mieszkać "na dziko" - twierdzi radny Grzegorz Dobosz.
Nie wierzę, że urzędnicy potrafią zorganizować sprawny proces wywozu śmieci. Mami się ludzi obietnicami, że znikną dzikie wysypiska a ja powątpiewam. Sam spytałem pomysłodawców referendum, czy śmieciarka przyjedzie po odpady na przykład do miejscowości Zawada częściej niż raz w miesiącu i otrzymałem odpowiedź, że raczej nie - twierdzi radny Marek Oleniacz.
Radni blokowi i domkowi
Wiceprezydent Zofia Pieczkowska kilka tygodni temu na łamach gazety przekonywała, że podatek śmieciowy stworzyłby mieszkańcom możliwość pozbywania się śmieci w dowolnej ilości. W przypadku zapełnienia pojemnika wystarczyłby telefon do firmy z którą miasto podpisało umowę na wywóz odpadów, i po takim wezwaniu firma wywoziłaby pojemnik. Podatek nie byłby uzależniony od ilości wywiezionych pojemników, ale od ilości osób przebywających we wspólnym gospodarstwie. Wtedy nikomu nie opłacałoby się wiezienie śmieci na dzikie wysypisko.
Jednak dwukrotne w tej kadencji podejście do zorganizowania referendum nie powiodło się. Radnych miasta gorący temat śmieci podzielił nie według zasad politycznej przynależności, ale na dwa obozy zajmujące odmienne stanowiska w zależności od miejsca zamieszkania.
Ci którzy mieszkają w blokach z reguły są za podatkiem. Ale mieszkańcy domków jednorodzinnych często tłumaczą się, że u nich śmieci nie produkuje się w takiej ilości, żeby podatek był dla nich opłacalny. Trudno mi zrozumieć jak to możliwe, a nie chcę posądzać radnych, że pozbywają się odpadów w sposób nielegalny lub nieekologiczny - tłumaczyła wiceprezydent Zofia Pieczkowska.
Koniec śmieciowych podrzutków
Zwolennikiem referendum śmieciowego i podatku jest od dawna Józef Hojnor. Radny - zarządca w budynkach wielorodzinnych - twierdzi, że podatek nie tylko zlikwiduje dzikie wysypiska, ale także zniechęci ludzi do likwidowania odpadów domowymi sposobami (na przykład poprzez palenie w piecach), a przede wszystkim zlikwiduje zjawisko nagminnego podrzucania worków ze śmieciami do blokowych śmietników, które już po kilku dniach od opróżnienia dosłownie kipią.
Wszędzie w kraju po referendum zniknęły tony śmieci z brzegów rzek i z innych ustronnych miejsc. Śmieci wędrują do kontenerów. Ci, którzy nie płacili - płacą. Ci, którzy spalali w domach opony - nie zatruwają środowiska. Ci, którzy podrzucają śmieci do blokowisk spółdzielczych tracą motywację, bo przecież płacą miastu za obowiązek odbierania odpadów. A firmy które nie miały umowy na wywóz śmieci będą musiały zapłacić miastu i śmieci trafią na wysypisko a nie nad rzekę - tłumaczy Józef Hojnor. Jestem przekonany, że powinniśmy przyjąć uchwałę w sprawie referendum i oddać głos w tej sprawie mieszkańcom. Niech oni zdecydują. Mam tylko wątpliwości czy radni są na tyle niezależni od firmy, która niemal zmonopolizowała wywóz śmieci w Nowym Sączu, aby się na to zgodzić - dodaje.