"Słowik": "Da się żyć uczciwie, z tym że jeśli ktoś ma duże aspiracje, to w Polsce ich nie zrealizuje legalnie"

W poniedziałek rozpoczął się kolejny proces tzw. grupy pruszkowskiej. Na ławie oskarżonych znów zasiedli Andrzej Z. "Słowik", Janusz P. "Parasol", Leszek D. "Wańka" i inni dawni gangsterscy bossowie. Andrzej Z. przekonuje jednak, że nigdy nie chciał krzywdzić innych. A jeśli nawet coś takiego miało miejsce, to dawno odpokutował swoje winy. W książce dziennikarza śledczego Janusza Szostaka "Słowik. Skazany na bycie gangsterem" tłumaczy, że „Słowik” jakiego znamy, umarł. Kto zatem się narodził? Zapraszamy do lektury fragmentu tej książki.

"Słowik": "Da się żyć uczciwie, z tym że jeśli ktoś ma duże aspiracje, to w Polsce ich nie zrealizuje legalnie"
Źródło zdjęć: © East News | Rafal Gaglewski/REPORTER

Janusz Szostak: Zarzeka się pan, że nigdy nikogo nie zabił, nie skrzywdził biednego i potrafi pomagać potrzebującym i skrzywdzonym przez los, dzielić się z biednymi. To kogo pan krzywdził: złych, silnych i bogatych?

Słowik: A gdzie jest napisane, że skrzywdziłem kogokolwiek? Jeżeli tak się stało, to na pewno ten ktoś sobie zasłużył i nie był uczciwy.

Trochę brzmi to niczym opowieść o Robin Hoodzie, który zabierał bogatym i dawał biednym.

Może bardziej jak o współczesnym Janosiku. Faktycznie zabierałem bogatym, a dawałem sobie, bo sam byłem biedny.

Nie ma pan żadnych wyrzutów sumienia?

Myślę, że jest odrobinę za wcześnie na takie podsumowanie, na takie pytanie i odpowiedź na nie.

Napisał pan, że Bóg, czyniąc pana przestępcą, dał dar rozpoznawania krzywdy ludzkiej i bycia sprawiedliwym. Jak to rozumieć?

Po ludzku, każdy z nas ma taki dar. Choć nie wszyscy z niego korzystają.

Strzelał pan do ludzi, choćby w swojej obronie?

Nie miałem takiej potrzeby.

Potrafiłby pan żyć uczciwie?

Co do zasady uważam, że da się żyć uczciwie, z tym że jeśli ktoś ma duże aspiracje, to w Polsce ich nie zrealizuje legalnie...

Co robił pan ostatnio na wolności, prowadził pan jakiś biznes?

Aktywnie się rehabilitowałem.

Wie pan, co robią obecnie pana dawni koledzy z grupy pruszkowskiej? Czy niektórym z nich udało się prowadzić życie uczciwych, spokojnych obywateli?

Oczywiście, że wiem. Nadal mamy ze sobą kontakt, szczególnie z tymi, którzy prowadzą uczciwe życie.

Ma pan jakieś słabości?
Zapewne mam, jak każdy człowiek, ale jakie, to jeszcze nie czas, aby o tym publicznie opowiadać.

Lubi pan alkohol?

Oczywiście, ale tylko wysokiej jakości. Najbardziej dobre wina.

Jaki jest pana stosunek do kobiet? Wielu pana kolegów traktowało je przedmiotowo, bez szacunku.

Nie traktuję kobiet instrumentalnie, szanuję je i podziwiam. Choć na pewno nie wszystkie.

Podobno zna się pan na malarstwie? Inwestuje pan w dzieła sztuki? Jeśli tak, to w jakie?

Pan wybaczy, ale moje inwestycje to moja sprawa.

Nie da się ukryć, że lubił pan się pojawiać w otoczeniu sławnych ludzi, bywać na koncertach, wernisażach i premierach filmowych. To była tylko poza czy głębsze zainteresowanie kulturą i sztuką?

Kto z nas nie aspiruje do wyższych sfer? Każdy ambitny człowiek tego pragnie. Choćby jak Ronaldo czy Lewandowski, którzy z podwórka weszli na salony. Jednak moja profesja zdaje się utrudniać mi podobne aspiracje. Ale cóż, taka karma.

Skąd wziął się pomysł i jakie były okoliczności napisania książki "Skarżyłem się grobowi"?

Po części z tego powodu, aby zdyskredytować oskarżenia "Masy" i w ramach wyjaśnienia tego, że nie był takim słodkim i niewinnym, jakim się opisywał.

Wspomina pan jasnowidza Jackowskiego. Podobnie jak "Pershing" miał pan z nim dobre relacje. Jackowski przyznał mi się, że na zlecenie policji inwigilował wasze środowisko. Brał pan to pod uwagę?

Nie brałem, ponieważ wiedziałem, że nie jest tak do końca, jak to panu przedstawił.

Jak spędza pan czas w areszcie?
Tak jak każdy inny osadzony. Czytam, gimnastykuję się. Staram się dbać o siebie i się nie zaniedbywać. Moim hobby od lat jest czytanie książek. W areszcie dostęp do nich jest ograniczony. Na szczęście można je otrzymywać z zewnątrz. Staram się czytać książki sensowne. Jak już wspomniałem wcześniej, nie przeczytałem ani jednej książki mojej byłej żony czy też książki "Masy". To wszystko są bzdury pisane pod publikę, aby wyśrubować jak największą sprzedaż. Ja znam jedno i drugie lepiej niż własną kieszeń i włosy mi się na głowie jeżą, gdy słyszę, co wypisują. Zwłaszcza "Masa" najzwyczajniej wymyślił sobie swoją postać i tak siebie kreuje.

To prawda, że wygonił pan z burdelu Andrzeja Gołotę? "Masa" też ponoć go pobił.

Nie będę się w tym temacie wypowiadał o teraźniejszym koledze. Napisałem już o tym obszernie. Co do "Masy", to jest niemożliwe, aby pobił Gołotę.

Pana partnerka Marta M. także została zatrzymana pod zarzutem udziału w grupie przestępczej. Ponoć zza krat przekazywał jej pan informacje, jak ma kierować grupą. Spadła na nią zła sława "Słowika"?

Na ten moment nie mogę się jeszcze odnieść do tej sprawy.

Ceni pan luksus, bogactwo?

Luksus to jest pojęcie względne. Dla każdego może coś innego oznaczać. Nie ukrywam, że lubię mieć pieniądze. Chyba nie powiem nic odstającego od tego, co uważa większość ludzi – pieniędzy nigdy nie jest za dużo i apetyt na nie rośnie w miarę jedzenia.

Czego pan nie toleruje u innych?

Przede wszystkim odrzuca mnie obłuda i zakłamanie.

Zatem jakie wartości są dla pana ważne?

Wszystkie dobre, ogólnie przyjęte.

Zdaje pan sobie zapewne sprawę, że będzie cały czas inwigilowany i pewnie stąd są obecne kłopoty?

Oczywiście, że sobie zdaję sprawę, że zawsze i na każdym kroku będę obserwowany.

Skąd się wzięła pana ksywka?

To jest bardzo piękna historia. Opowiedzenie o niej wymaga wyjątkowych warunków i szczególnego nastroju. O jedno i drugie aktualnie jest trudno. Ale na pewno wkrótce o tym opowiem. Na temat mojej ksywy krążą legendy i są zmyślone, aczkolwiek słucham ich z ciekawością. I co jedna, to bardziej niesamowita. Wiele osób pyta mnie, skąd wziął się "Słowik". Tylko cholera jasna, czemu zawsze w więzieniu, a nie na wolności, na przykład w Paryżu lub Barcelonie – przy lampce znakomitego wina, ubranego w dobry garnitur – gdzie mógłbym opowiedzieć o tym z należytym szacunkiem, gdyż ta historia zasługuje na odpowiednią oprawę, bo jest bardzo długa. To niezwykle ciekawa opowieść. Zapewne kiedyś tak się stanie, ale chyba jeszcze nie teraz, a może jednak?

Czy pana zdaniem umarł „Słowik” i narodził się Andrzej?

Umarł "Słowik" i narodził się "Magister".

Czyżby nadrabiał pan wykształcenie? Skąd wzięła się ta nowa ksywka, tego pewnie też nie dowiem się zbyt szybko.

To także historia na oddzielną opowieść. Ale zapewniam, warto uzbroić się w cierpliwość.

Więcej przeczytasz w najnowszej książce Janusza Szostaka "Słowik. Skazany na bycie gangsterem" (Wydawnictwo Harde):

Obraz
© Materiały prasowe

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (266)