"Słowik" o byłej żonie: "Żenada. Na swoich książkach chce zarabiać moim kosztem" [FRAGMENT]

Tylko w WP prezentujemy wam fragment najnowszej książki dziennikarza śledczego Janusza Szostaka "Słowik. Skazany na bycie gangsterem". Andrzej B. opowiada w nim o swojej byłej żonie, która podbija teraz celebrycki świat.

"Słowik" o byłej żonie: "Żenada. Na swoich książkach chce zarabiać moim kosztem" [FRAGMENT]
Źródło zdjęć: © East News | Artur Zawadzki/REPORTER

Janusz Szostak – "Masa”, tworząc swoją gangsterską legendę, stał się swego rodzaju celebrytą. Tą drogą podąża także pańska była żona, która w zasadzie bazuje na pana legendzie, odcinając od niej kupony. Jak pan to ocenia?
Słowik – Moja żona ma swoją "legendę” (śmiech). Nie musi czerpać z mojej. Żenada.

– Pana była żona też ma problemy z prawem. Zdaniem Romana O. "Sproketa”, byłego przybocznego "Masy”, stworzyła dość sprawny gang. Myśli pan, że byłaby do tego zdolna?
– Nie chcę mieć na ten temat żadnej wiedzy.

– Ale jej książki zapewne pan czytał? Choćby z ciekawości, jak przedstawiła w nich pana.
– Nie czytałem żadnej z trzech książek wydanych przez moją byłą żonę. Nie jestem ciekaw, co w nich jest. Jedną z książek miałem w ręku, gdyż ktoś mi pokazał, że są w niej moje fotografie.

"Słowikowa": "Więzienie to miejsce, gdzie nawet diabeł chodzi z obstawą" [ZOBACZ WIDEO]

Z tego, co opowiadają mi czytelnicy tych książek, to w nich jest więcej napisane o mnie niż o niej. Odkąd była żona wyszła na wolność, usiłuje jakoś zarobić pieniądze. Sądzę, że jest to jedynym motywem pisania przez nią tych książek. Skupia się w nich na mnie chyba tylko po to, aby więcej zarobić. Gdyby opisywała wyłącznie swoje przeżycia, byłoby to raczej mało ciekawe. Przyznam, że nie cieszy mnie ta sytuacja, a zwłaszcza fakt, że zamieściła w książkach moje zdjęcia. Wielokrotnie musiałem się z tego tłumaczyć.

– Niedawno wydała książkę o mężczyźnie swojego życia, tak ją zapowiadała. Przeczyta ją pan, choćby z ciekawości, o kim mowa?
– Nie interesują mnie miłostki mojej byłej żony. Nie czytam byle czego.

– Kto z was zajmuje się waszym synem?
– Oczywiście, że ja. Ja nie mam od lat kontaktu z byłą żoną. Podobnie nasz wspólny syn nie ma z nią żadnych relacji. Inicjatywa w tym zakresie jest obopólna.

Od czasu gdy wyszła z więzienia, widzieli się dwa razy. Z tego, co mi wiadomo, ona nie przejawia jakichkolwiek chęci widywania się z synem. Mam wrażenie, że odkąd była żona wyszła z więzienia, to sobie zupełnie nie radzi. Wygląda strasznie, nosi się strasznie, robi głupstwa, wygaduje głupstwa. Dalej żyje jakąś legendą.

– Ma pan kontakt ze swoją córką Sarą?
– Bardzo dobry.

– Ponoć był pan wraz z żoną zastawem dla Kolumbijczyków za kokainę. Ile jest w tym prawdy? Był pan w ogóle w Kolumbii?
– Jest to rozmowa na inną okoliczność, gdyż nie minął jeszcze okres przedawnienia.

– Według pana byłej żony jeździliście do Ameryki Południowej po banany, a nie po kokainę. To prawda?
– Skoro ona tak twierdzi.

– Był pan z Moniką bardzo silnie związany uczuciowo, stąd też zapewne pragnienie ślubu w Ziemi Świętej. Czy naprawdę pomógł wam w tym prymas Polski kardynał Józef Glemp?
– To prawda. Byłem w tej sprawie u prymasa na audiencji. Natomiast w uzyskaniu audiencji pomógł mi ksiądz Kazimierz Korbut-Orzechowski.

– Mimo przysięgi przed ołtarzem ten związek nie przetrwał długo, kilka lat później Monika związała się z ukraińskim gangsterem Wladislawem S. "Wadimem”. Zostawiła pana w trudnym momencie, gdy był pan w areszcie w Radomiu. Wybaczył pan jej to?
– Jak można wybaczyć coś takiego? Ja jako osoba głębokiej wiary zawiodłem się bardzo, i dlatego na dzień dzisiejszy nie mamy ze sobą żadnych relacji.

– Była żona do dziś nie kryje, że był pan mężczyzną jej życia. A dla pana Monika była ważną kobietą?
– Na tamten czas oczywiście, że tak. Lecz z czasem postrzeganie tego bardzo się zmieniło.

– Czemu wasz związek się rozpadł?
– Trudno powiedzieć. Założenie było takie, że ja za kratami nie będę długo albo będę bardzo długo, albo w ogóle zza nich nie wyjdę. Kiedy zostałem przywieziony z Hiszpanii do Polski, wylała się na mnie lawina zarzutów, łącznie ze sprawą Papały i temu podobne. Naprawdę wyglądało to
w pewnym momencie bardzo źle. Być może ona powinna była liczyć się również z takim scenariuszem.

Przez całe lata 90., z małymi przerwami, byłem na wolności. To były złote lata, gdyż byłem wolny i zarabiałem ogromne pieniądze. Przynajmniej dla mnie one były ogromne. My z żoną przebalowaliśmy te pieniądze w świecie. Gdzie tylko dusza zapragnęła… Jamajka, Bahamy... O jakiejkolwiek lokalizacji ktokolwiek by teraz pomyślał, to ja tam wszędzie byłem. Razem z nią.

Pierwszy bajkowy ślub braliśmy w Las Vegas, drugi w Ziemi Świętej. Ona jeździła po Warszawie najnowszym mercedesem z rejestracją "MONI” itd. Gdy mnie zamknęli, powierzyłem jej wszystkie pieniądze, jakie mi zostały. Powiedziałem, żeby dbała o dzieci, a o mnie się nie martwiła, bo ja sobie poradzę.

Ona nie musiała mnie utrzymywać w najmniejszym stopniu z tych pieniędzy, które jej zostawiłem. Ja miałem oddzielny fundusz na wypadek mojego zatrzymania, gdyż liczyłem się z tym. Na życie w więzieniu, na adwokatów i temu podobne.

– Mimo to nie czekała wiernie na pana.
– Gdy mnie zamknęli, stwierdziła, że zapewne zbyt szybko nie wrócę na wolność. Poza tym mogę pozbawić ją wszystkich pieniędzy, jeśli jej romanse wyjdą na jaw. Ona wówczas natychmiast rzuciła się tak głęboko w wir życia, jak tylko mogła. Na początku nie wiedziałem o tym, w jaki sposób żyje, bo byłem zamknięty na "enkach” i odizolowany totalnie od świata zewnętrznego.

Dopiero gdy zacząłem jeździć na sprawy do sądu, koledzy uświadomili mnie, że ona już od dwóch lat mieszka w naszym wspólnym domu z innym mężczyzną i to jest na zasadzie oficjalnego związku. Monika wówczas dalej przyjeżdżała do mnie na widzenia. Płakała, całowała po rękach, w staniku przenosiła opłatek na Boże Narodzenie. Naiwnie uważałem, że wszystko jest w porządku.

– Jednak podczas jednego z widzeń zdjął pan z palca obrączkę i rzucił nią w żonę.
– Zrobiłem tak, ale dopiero wtedy, gdy od kilku osób uzyskałem potwierdzenie jej poczynań. Ona wówczas uklękła na kolana, przeżegnała się i przysięgała, że to nieprawda. Przysięgała mi na życie naszego dziecka, że to wszystko są wyssane z palca kłamstwa. Twierdziła, że osoby, które mi o tym opowiedziały, najzwyczajniej chcą nas skłócić. Widziałem i wiedziałem, że mnie oszukuje. Kazałem jej wyjść. Nie mogłem na nią patrzeć.

– Co pan sądzi o "Wadimie”, dla którego żona pana zostawiła? Myślał pan o zemście na nim?
– Nigdy tego człowieka osobiście nie widziałem. Aktualnie nie interesuje mnie jego osoba. Był moment, gdy faktycznie miałem plan się nim zająć w sposób męski i bezpośredni.

Kiedy siedziałem w więzieniu, miałem nadzieję, że przyjdzie czas, że ten pan będzie musiał odpowiedzieć na parę pytań, niekoniecznie w komfortowych warunkach. Prawdziwe jest jednak przysłowie, że czas leczy rany. Kiedy wyszedłem na wolność, okazało się, że on nie był pierwszy ani ostatni. Nawet nie był pierwszym ani ostatnim Rosjaninem w wystawnym życiu mojej byłej żony. Gdybym miał się nimi wszystkimi zająć, to przyjmując, że rok ma 52 tygodnie, musiałbym się zajmować tak około dwoma każdego tygodnia. Przez okrągły rok.

Śmieję się, że gdybym teraz stanął na ostatnim piętrze Pałacu Kultury w Warszawie i rzucił przed siebie kamieniem, to z dużym prawdopodobieństwem trafiłbym w jakiegoś "szwagra”.

– Nie ocenia pan byłej żony najlepiej.
– Po wyjściu z więzienia dowiedziałem się o niej takich historii, że do dziś trudno mi w niektóre tak po ludzku uwierzyć. Ale wiem jednak, że są prawdziwe, gdyż te same okoliczności podawały mi osoby, które w ogóle się nie znały. Zatem nie mogłyby się umówić na podanie jednakowej wersji wydarzeń.

Gdy wyszedłem na wolność, ustaliłem sobie listę priorytetów. Przede wszystkim dzieci! Gdybym zajął się "Wadimem” lub którymkolwiek z nich, i coś by mi się stało, to co ja bym wówczas powiedział synowi, który przez wiele lat przychodził do mnie co miesiąc na widzenia? Synku, byłem głupi, latałem za jakimiś gachami twojej matki?

Zresztą ten "Wadim” niczemu nie jest winien. Nie był pierwszy ani ostatni. To nie on mi rozbił małżeństwo. To małżeństwo swoim postępowaniem rozbiła była żona. Był nawet moment, że prowadziła własną agencję towarzyską. Była tak zwaną burdelmamą.

Nigdy wcześniej nawet nie podejrzewałbym jej o takie zachowania i postępowanie. Przez szereg lat była fantastyczną kobietą, wykształconą i kulturalną. Wszyscy mi jej zazdrościli. Robiła mi fantastyczne tło swoim wyglądem i zachowaniem.

Mnie bardziej kręciło w niej to, kim jest i jaka jest, niż sama jej fizyczność. W ciągu tych 12 lat, podczas których byłem z nią na wolności, nie dawała mi powodu ani do zazdrości, ani do złości.

Gdy mnie zamknęli, zachowała się tak jak pies zerwany z łańcucha. Obrót o 180 stopni pod każdym względem. Myślę, że to jest pytanie do psychologów
i psychiatrów, co tak naprawdę się u niej w głowie stało. Wiem na pewno, że nie zmieniło jej więzienie. Te wszystkie zmiany w jej zachowaniu zaszły, zanim poszła siedzieć.

Więcej przeczytasz w najnowszej książce Janusza Szostaka:

Obraz
© Materiały prasowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)