Sloba ciągle żywy
Cały sobotni dzień, 18 marca 2006 trwały uroczystości pogrzebowe Slobodana Miloąevicia. Przez jednych uważany za zbrodniarza, przez innych za bohatera. Jaki naprawdę był człowiek potocznie określany mianem Sloba czy też Slobo i co po sobie pozostawił.
Miloąević urodził się w roku 1941 w niewielkiej miejscowości Požarevac w pobliżu Belgradu. Jego rodzina pochodziła z Czarnogóry i nigdy nie przejawiała większych politycznych ambicji. Sam Sloba w politykę wdał się dość wcześnie, wstępując w 1959 roku do Związku Komunistów Jugosławii. Od tego czasu piął się po szczeblach kariery aby w roku 1986 objąć stanowisko Przewodniczącego KC ZKJ. Z wykształcenia był prawnikiem, znał dość dobrze język angielski, natomiast z rosyjskim – pomimo jego otwartych prorosyjskich ciągotek – szło mu o wiele gorzej. Swoje polityczne i ideologiczne triumfy zaczął święcić w czasach, kiedy rozpoczął się jugosłowiański kryzys. Błędnie uważa się Miloąevicia za inicjatora rozpadu SFRJ, zapominając że jako pierwsze, już w czerwcu 1991 roku, swoją niepodległość ogłosiły Chorwacja i Słowenia. Problemy zaczęły jednak narastać już jesienią, kiedy wiadomym było, że na tych dwóch republikach się nie skończy.
I tym sposobem październikowa proklamacja niepodległości ze strony wielowyznaniowej Bośni i Hercegowiny zamieszkanej przez muzułmanów (najczęściej Bośniacy), wyznawców prawosławia (zazwyczaj Serbowie) i katolików (przede wszystkim Chorwaci) doprowadziła do wybuchu jednego z najbardziej krwawych konfliktów w dziejach współczesnej Europy.
Samo Sloba Srbina Spasava
Tylko Sloba ocala Serbów. Ta parafraza starego znanego od wieków serbskiego powiedzenia, że tylko jedność ocala Serbów nabrała w latach’90 XX wieku pełnego znaczenia. Nieomal bowiem w tym samym czasie na terenach Bośni i Hercegowiny oraz Chorwacji polityczni i wojskowi dyktatorzy tamtych czasów – Tuđman, Miloąević, Karadžić, Gotovina, Babić, Izetbegović i Mladić wdali się w bratobójczą walkę, gdzie po przeciwległych stronach stawali często żołnierze, którzy jeszcze kilka miesięcy wcześniej służyli w jednej formacji zbrojnej, w Jugosłowiańskiej Armii Ludowej (JNA). Szybko jednak z niej występowali bądź dezerterowali aby przedostać się do oddziałów tworzonych przez ich narodowych liderów.
Tak nagłe rozbudzenie uczuć nacjonalistycznych i patriotycznie wynaturzonych nastąpiło bowiem jedynie pod wpływem zmasowanej propagandy płynącej zarówno ze strony polityków, jak i dziennikarzy, którzy po epoce Tity odziedziczyli względne - ale jednak - posłuszeństwo wobec aktualnego programu polityczno-społecznego władzy. Szybko więc w JNA dokonało się etniczne samooczyszczenie, dzięki któremu większością w jej strukturach stali się Serbowie. Problem jednak polegał na tym, że z chwilą, kiedy jasnym stał się kierunek, w którym zdąża Bośnia i Hercegowina powstały od razu ruchy, jakie miały na celu zapewnienie suwerenności Serbom zamieszkującym jej terytoria. Stąd powstanie m.in. takiego tworu jak Republika Srpska rządzona przez Radovana Karadžicia, a militarnie broniona przez oddziały generała Mladicia, człowieka ślepo zapatrzonego w Miloąevicia.
Reakcja na takie działania była do przewidzenia i dokładnie w tym samym czasie rozpoczęły się kontrdziałania sił Izetbegovicia, lidera muzułmańskiego który doprowadził do wymordowania tysięcy nie-muzułmanów zamieszkujących tereny BiH.
Nie podlega wątpliwości fakt, że Miloąević przyczynił się do masowego uśmiercania tysięcy ludzkich istnień podczas walk prowadzonych w latach 1991-95. Należy przy tym pamiętać, że nie był on jedyną postacią tego bałkańskiego danse macabre. Jednak przez media, które dążyły do przedstawienia sytuacji w barwach czarno-białych, nie wnikając głębiej w całość konfliktu, w jego genezę i strukturę, stał się on kozłem ofiarnym przedstawianym jako jedyny zbrodniarz tamtych czasów. Warto jednak mieć na uwadze fakt, że identycznych, tyle że mniej nagłośnionych zbrodni, dopuszczali się przywódcy Chorwaccy i Bośniaccy. Oni niestety, albo na szczęście, nie dożyli momentu, do którego dotrwał Miloąević. 24 marca 1999
To dzień, który Europa na długo zachowa w swojej historii. Tego dnia bowiem rozpoczęły się NATOwskie bombardowania Serbii, co po części stanowiło niepisaną zasługę Miloąevicia. NATO poddając się amerykańskim naciskom postanowiło siłą wyegzekwować wycofanie się sił serbskich walczących z albańską anarchią w Kosowie. Kiedy na terenach które stanowiły kolebkę serbskości, sytuacja pomiędzy Albańczykami i Serbami rozpaliła się do czerwoności, w roku 1998 Armia Wyzwolenia Kosowa (UÇK) doprowadziła do eskalacji napadów na ludność serbską, a to skłoniło Miloąevicia do wysłania tam swoich wojsk. Jednak nie działania UÇK, a dopiero eksodus ludności albańskiej przykuł uwagę Amerykanów, którzy znaleźli wreszcie dobry powód, aby spróbować odsunąć starego socjalistę, nieprzychylnego im Miloąevicia od władzy. Naloty nie przyniosły mimo wszystko zamierzonego skutku, doprowadzając jedynie do gospodarczego wyniszczenia zbombardowanego kraju. Nie zapobiegły też destabilizacji sytuacji w Kosowie, gdzie pomimo obecności sił
międzynarodowych walki uliczne toczą się do dziś.
Natomiast w nieco bardziej długofalowym rozrachunku cierpienia i niewygody zafundowane Serbom przez trwające cały miesiąc bombardowania odniosły skutek i doprowadziły do protestów społecznych przeciw reżimowi Miloąevicia. Kiedy po wyborach prezydenckich z września 2000 roku Miloąević dla utrzymania się przy władzy próbował sfałszować ich wyniki doszło do spontanicznego protestu ponad stu tysięcy obywateli, którzy 5 października odsunęli go od władzy, a urząd prezydenta objął prawdziwy zwycięzca wyborów, Vojislav Koątunica.
Po tej pierwszej potężnej porażce przyszła kolej i na drugą, kiedy w czerwcu 2001 ówczesne władze oddały Slobodana Miloąevicia pod jurysdykcję Międzynarodowego Trybunału ds. byłej Jugosławii. Od tego czasu przebywał on w więzieniu Trybunału, w którym zmarł na zawał serca 11 marca 2006 na kilka tygodni przed wydaniem wyroku w jego sprawie, będąc oskarżonym o zbrodnie przeciwko ludzkości w Kosowie i Chorwacji oraz o ludobójstwo w Bośni i Hercegowinie.
Ulga i żal na Bałkanach
Pod takim tytułem BBC przedstawiało reakcje na śmierć Miloąevicia. A te były skrajnie różne. I to zarówno ze strony europejskich polityków, jak i zwykłych mieszkańców dawnej Jugosławii. Tak jak schwytanie Gotoviny wzbudziło protesty Chorwatów, tak jak śmierć Izetbegovicia tłumnie przyciągnęła Bośniaków na jego pogrzeb tak i śmierć Miloąevicia przykuła światową uwagę i wywołała mieszane uczucia. Z jednej bowiem strony obok licznych tekstów pełnych żalu i goryczy pojawia się w Polityce taka oto klepsydra: „Dziękujemy ci za wszystkie iluzje i kradzieże, za każdą kroplę krwi, którą przelały dzięki tobie tysiące, za strach i niepewność, za stracone istnienia i pokolenia, sny, których nie udało się urzeczywistnić, za masakry i wojny, które ty, nie pytając nas, prowadziłeś w naszym imieniu, za ogrom ciężaru jaki wrzuciłeś nam na barki.
Pamiętamy czołgi na ulicach Belgradu i krew na jego chodnikach. Pamiętamy Vukovar. Pamiętamy Dubrovnik. Pamiętamy Knin i Krajinę. Pamiętamy Sarajevo. Pamiętamy Srebrenicę. Pamiętamy bombardowania. Pamiętamy Kosovo. Tak będziemy pamiętać i ciebie. I śnić. Wspominamy ofiary, rannych, unieszczęśliwionych, uchodźców. Pamiętamy nasze zniszczone życia. - Nada, Srećko, Živko, Sloboda i Vesela (serbskie imiona oznaczające: radość, szczęście, życie, wolność i radość)”. Z drugiej natomiast strony przez miejsce gdzie wystawiona jest trumna z jego zwłokami przewija się ponad trzydzieści tysięcy ludzi oddających mu hołd i cześć. Już sam pogrzeb Miloąevicia stanowił aż do ostatniej chwili potężną zagadkę. Władze odmawiają oficjalnej ceremonii pochowania ciała, jednak nie zajmują jednoznacznego stanowiska co do samej postaci. Jeszcze w dniu śmierci wszyscy przedstawiciele władzy przesyłają kondolencje do rodziny, jednak wypowiedzi na temat Miloąevicia utrzymywane są w tonie starej zasady, że o zmarłych nie mówi się źle,
lub nie mówi się wcale. Pomimo wielu kontrowersji wokół dawnego przywódcy spora część narodu pogrąża się w żałobie, choć z wielu stron słychać głosy rozgoryczenia, że Sloba nie dotrwał do końca swojego procesu. Carla del Ponte, główna oskarżycielka w jego procesie, wyraża wręcz swoją złość, że tyle lat pracy poszło praktycznie na marne.
Przywódcy państw europejskich są z kolei dość powściągliwi od wyrażania swoich sądów i opinii. Javier Solana, unijny szef dyplomacji ogranicza się do lakonicznej wypowiedzi, że „to wydarzenie pomoże Serbii zwrócić się ku przyszłości”, a Ursula Plassnik przewodząca obecnie Unii Europejskiej w ramach austriackiej Prezydencji stwierdza, że „to w żaden sposób nie zmienia potrzeby rozliczenia się z przeszłością, której Miloąević był jedynie częścią”. W jednoznacznym tonie wypowiada się jedynie białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenko, który tuż po śmierci Miloąevicia oświadcza, że był to wspaniały polityk, który w całości oddał się służbie wobec swojej ojczyzny.
Dużo bardziej rzeczowo, choć nieraz równie niepewnie śmierć Miloąevicia komentowali bałkańscy politycy. Vuk Draąković, Minister Spraw Zagranicznych Serbii i Czarnogóry: „Miloąević osobiście nakazał tak wiele zabójstw członków mojej partii i innych partii opozycyjnych, osobiście odpowiada za śmierć moich bliskich współpracowników i członków mojej rodziny. Żal mi, że sąd nad nim za wszystko to co wyrządził naszemu narodowi odbywał się w Hadze, a nie w Belgradzie”; Vojislav Koątunica, prezydent Serbii: „W naszym społeczeństwie panuje zwyczaj, że w pewnych okolicznościach polityczne i wszystkie inne różnice pozostawia się na boku. Serbia będzie żądać od Trybunału dokładnych informacji o tym tragicznym wydarzeniu”, powiedział Koątunica wyrażając jednocześnie kondolencje rodzinie Miloąevicia i Partii Socjalistycznej.
Svetozar Marović, prezydent Serbii i Czarnogóry stwierdził, że dopiero historia oceni udział Miloąevicia we wszystkich tragicznych wydarzeniach. Powiedział jednocześnie, że „wieść o śmierci człowieka jest zawsze smutną wiadomością. Szczególnie, kiedy jest to wiadomość o więziennej śmierci chorego człowieka, który potrzebował pomocy”; Stjepan Mesić, prezydent Chorwacji: „Szkoda, że Miloąević nie dożył chwili, kiedy byłby zasłużenie ukarany”; Mladen Ivanić, Minister Spraw Zagranicznych Bośni i Hercegowiny podkreślił, że Trybunał jest zobowiązany do przekazania pełnej i szczegółowej informacji o przyczynach śmierci Miloąevicia. Zaznaczył jednocześnie, że jego śmierć „jest końcem jednej fazy historii wszystkich krajów byłej Jugosławii”, która umożliwi przejście od zajmowania się przeszłością do myślenia o przyszłości. Jednak wszyscy jednogłośnie oświadczają, że Miloąević stał się teraz częścią przeszłości, a najlepiej jego czyny osądzi dopiero historia.
Sobotnie pożegnanie Miloąevicia zgromadziło w Belgradzie tysiące ludzi. Widać więc, że jego duch i legenda są ciągle żywe w narodzie. I tak długo jak dla wielu Chorwatów bohaterem będzie Ante Gotovina, dla kosowskich Albańczyków Ibrahim Rugova, tak dla wielu Serbów bohaterem pozostanie Slobodan Miloąević.
Łukasz Wieczorek