SLD w odstawce
Zmiana warty w lokalnych organizacjach SLD
na Śląsku. Partia traci wpływy i członków. Coraz więcej działaczy
marzy o powrocie poprzedniego barona Andrzeja Szarawarskiego -
informuje "Gazeta Wyborcza".
03.11.2004 | aktual.: 03.11.2004 06:50
Członkowie SLD na Śląsku z przekąsem mówią, że od jakiegoś czasu najważniejsze decyzje zapadają teraz w pałacu arcybiskupa albo w biurze Platformy Obywatelskiej. O różnych rzeczach dowiadujemy się dopiero z gazet, bo nikt się z nami nie liczy. Spadliśmy do drugiej ligi, zanim jeszcze oddaliśmy władzę - twierdzą. W wyborach uzupełniających do Senatu, które niedawno odbyły się w trzech śląskich okręgach, kandydaci SLD przegrali z kretesem. Nawet w tradycyjnie "lewicowym" Zagłębiu górą była prawica. Od początku tego roku trwa pat w Telewizji Katowice. Dotąd za sprawę jej szefa Andrzeja Janickiego była twierdzą lewicy, ale choć ten wygrał konkurs na to stanowisko, nie zdobył większości głosów rady nadzorczej i nie został zatwierdzony.
Część partyjnych dołów za te niepowodzenia obarcza Zbyszka Zaborowskiego, przewodniczącego zarządu wojewódzkiego. Gdy półtora roku temu zastępował na tym stanowisku Andrzeja Szarawarskiego, obiecywał wzmocnienie partii, ale dziś widać, że nic z tego nie wyszło. Wtedy wydawało się, że Szarawarski jest już skończony. Działacze mieli do niego pretensje, że kieruje nimi za pomocą ministerialnego telefonu (był sekretarzem stanu w resorcie gospodarki), a prasa ujawniła, że naruszył ustawę antykorupcyjną, bo nie pozbył się w porę udziałów w prywatnej spółce. Dzisiaj wielu puściło te sprawy już w niepamięć.
Bo Andrzej ma charyzmę, której tak bardzo brakuje Zbyszkowi. Nawet ci, którzy go nie cierpią, słuchają go, choćby ze strachu - tłumaczy jeden z oponentów byłego barona. Gdyby Andrzej dziś chciał wrócić, nie byłby bez szans dodaje.
Zjazdy miejskie SLD, które rozpoczęły się kilka dni temu, niektórzy traktują jako próbę sił między Zaborowskim a jego krytykami. Na razie już w czterech dużych miastach zmienili się szefowie lokalnych organizacji SLD. Jeśli ten trend się utrzyma, to za kilka tygodni mogą się też zmienić władze wojewódzkie tej partii.
W Katowicach kierownictwo objął Jerzy Paluchiewicz, w Jaworznie - Tadeusz Fudała, w Świętochłowicach - Ryszard Żyra, a w Bytomiu - Jan Czubak. Ten ostatni był za czasów Szarawarskiego sekretarzem rady wojewódzkiej SLD, więc jego zwycięstwo komentowane jest jako porażka Zaborowskiego.
Na zmianie szefów sprawa wcale jednak się nie kończy - z partii odchodzi coraz więcej działaczy. W Świętochłowicach zostało ich tylko ok. 40, czyli dwa razy mniej niż kilka miesięcy temu. Niewiele lepiej jest w innych miastach. W Katowicach tylko co jedenasty członek ma mniej niż 30 lat. - Część nie została zweryfikowana, a pozostali odeszli, bo są coraz bardziej zniechęceni. Wczoraj można się było legitymacją SLD chwalić, ale dzisiaj to wstyd. Zostali przeważnie emeryci o PZPR-owskim rodowodzie - mówi jeden z lokalnych działaczy ze Świętochłowic. Partii mocno zaszkodził konflikt między posłanką Aleksandrą Gramałą a byłym kandydatem na prezydenta Świętochłowic Michałem Urbanem. Ten ostatni, po tym jak przez swoich kolegów został wykluczony z partii - za nieobecności na partyjnych zebraniach i niepłacenie składek - przepisał się do koła SLD w Katowicach. Kilku działaczy zniesmaczonych całą sprawą przepisało się do SdPl.
Gdyby wrócił Szarawarski, wziąłby wszystkich za pysk. Byliśmy silni, bo się nie kłóciliśmy - komentują zwolennicy byłego barona. (PAP)