Sławomira Łozińska: czuję ogromne wyzwanie
Sławomira Łozińska (PAP)
05.05.2003 | aktual.: 05.05.2003 14:51
Czy nie czuje pani dyskomfortu? Z jednej strony została pani powołana do Krajowej Rady przez pana prezydenta, a z drugiej strony prezydent zapowiada, że nie przyjmie sprawozdania Krajowej Rady. Oczywiście, że czuję ten dyskomfort. Czuję też ogromne wyzwanie, czuję ogromną odpowiedzialność, w pewnym sensie też zaskoczenie, które wynika jednak ze zmiany mojego życia zawodowego. Natomiast zostałam wybrana lege artis - kadencja mojego poprzednika się skończyła. Pan prezydent mnie mianował, powołał, cieszę się, jest dla mnie zaszczytem, że z jego nominacji znalazłam się w Krajowej Radzie. A jak pani ocenia tych członków Krajowej Rady, którzy nie chcieli się podać do dymisji, kiedy prezydent poprosił o dymisję Krajową Radę? Nie podał się do dymisji Włodzimierz Czarzasty, o którym pani mówiła niedawno w „Życiu Warszawy”, że darzy go ogromnym szacunkiem. Trudno jest mi w tej chwili ocenić tak naprawdę, jak to wyglądało, kiedy pan prezydent zgłosił chęć nieprzyjęcia sprawozdania i kiedy członkowie Krajowej Rady
powołani przez niego podali się do dymisji. Trudno jest mi powiedzieć, ponieważ nie byłam wtedy w środku Rady. Rzecz jasna, byłam wtedy w środku Rady Nadzorczej Polskiego Radia, to jest zupełnie co innego. Natomiast chcę powiedzieć, że mój szacunek do pana Czarzastego wynika z tego, że kiedy byłam powołana z rekomendacji pani Danuty Waniek, byłam powołana przez pana przewodniczącego Juliusza Brauna do Rady Nadzorczej Polskiego Radia, to rzeczywiście mogłam liczyć na jego pomoc, wsparcie i wiedzę. Miał dla mnie czas, dawał mi pierwsze wskazówki i prowadził mnie przez te pierwsze drzwi, że tak powiem, za co jestem mu bardzo wdzięczna. No tak, ale czy nie obowiązuje lojalność wobec prezydenta, jeżeli prezydent powołuje, a potem mówi „proszę się podać do dymisji”? Czy taka osoba nie powinna powiedzieć „tak”, zrobić jak chce prezydent, a nie mówić: ja mam swój rozum, nie będę pytał się prezydenta co mam robić - to słowa Włodzimierza Czarzastego. Myślę, że to chyba też wynikało z pewnego kontekstu emocji oraz
sytuacji, na przykład prac komisji śledczej. Przecież jest to wydarzenie w tej chwili decydujące o wielu decyzjach i posunięciach właśnie dotyczących władz rynku medialnego. Ja myślę, że to jest jednak pytanie do pana Włodzimierza Czarzastego przede wszystkim i do pozostałych członków Krajowej Rady. Tak, a co by zrobiła Sławomira Łozińska w takiej sytuacji? Przede wszystkim nie chciałabym być w takiej sytuacji. Ale gdyby pani była. Gdybym była? Trudno jest mi powiedzieć, myślę, że jednak bym się podporządkowała decyzji pana prezydenta, który mnie powołał. Natomiast domyślam się, że przede wszystkim panem Czarzastym kierowało ogromne poczucie odpowiedzialności za pracę, którą tam wykonuje i za pewne zadania, które ma tam do zrobienia, a które są w trakcie realizacji. Tak, ale za te zadania jest bardzo krytykowany. Przeczytam pani fragment dzisiejszego artykułu Janusza Majcherka, który pisze tak: Fragmenty owej ustawy - oczywiście ustawy o radiofonii i telewizji - stanowiące powód największych kontrowersji i
podejrzeń zostały do niej wprowadzone podstępnie i pokątnie przez sekretarza Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierza Czarzastego w zmowie z ówczesną wiceminister kultury Aleksandrą Jakubowską i w porozumieniu z prezesem Telewizji Polskiej Robertem Kwiatkowskim. Strasznie jest mi trudno oceniać w tej chwili, bo już właściwie jako członek Krajowej Rady nie mogę ani podejrzewać, ani zarzucać, ani w jakiś sposób ustosunkowywać się do tak zwanej teorii spisku, mówić o zmowie... Prawdopodobnie była jakaś - nawet jestem o tym przekonana – to jest jakiś ciąg prac w jakimś systemie, który dążył do nadania kształtu ustawy o radiofonii. Tak, chodziło o to, żeby wzmocnić media publiczne kosztem mediów prywatnych. Czy według pani to był dobry pomysł, żeby zakazać koncentracji mediom prywatnym? Uważam, że wzmocnienie roli mediów publicznych - proszę mnie zrozumieć, że ja przychodzę z mediów publicznych, i z takiego medium, jakim jest radio, więc naturalnie jest mi to bliskie - ma swój sens. Natomiast oczywiście
zastanawiałabym się nad użyciem słowa „kosztem”... To musi być taka regulacja, która po prostu jest kompromisem, jestem jedna przekonana o tym, że media publiczne muszą mieć dosyć swoje mocne usytuowanie na rynku medialnym. I myślę, że chyba to było celem prac nad tą ustawą. Był też taki cel, który mówił o tym, że Agora nie może kupić Polsatu - to też przyświecało panu Czarzastemu i nie wstydzi się tego pomysłu. Czy to był dobry pomysł według pani? Pani Redaktor, jeżeli można, ja z ogromną przyjemnością i z poczuciem obowiązku odpowiem na to pytanie za jakiś czas - nie dlatego, że teraz tego unikam, ale dlatego, że moja wypowiedź dzisiaj na ten temat byłaby po prostu dużą niefrasobliwością. Naprawdę, moje - w cudzysłowie i z dużej litery - urzędowanie rozpoczynam od rozmowy z panią i to jest dla mnie też ogromne wyzwanie, i ma też znaczenie. Ja zdaję sobie sprawę z roli i z powagi tego urzędu, tak więc jeżeli pani pozwoli, wypowiem się na ten temat za czas jakiś, jeżeli będę miała większą wiedzę, będę
patrzyła na to trochę od środka i wtedy będę o tym mówiła z pełnym poczuciem odpowiedzialności. Dobrze, ale wiedzy dużej nie potrzeba, kiedy się patrzy na prace, na działalność komisji śledczej. Jak pani ocenia działalność komisji śledczej i to wszystko, co oglądamy przed telewizorem? Z jednej strony jestem pełna szacunku, ale też zdaję sobie sprawę, że to jest niesłychanie potrzebne i że przyszedł taki czas, że po prostu taka sejmowa komisja śledcza, parlamentarna - powołana równolegle z prokuraturą do oceniania pewnego wydarzenia, pewnego faktu, który się wydarzył - jest wydarzeniem niesłychanie publicznym i społecznym. Wydaje mi się natomiast, że na początku oczywiście towarzyszyła temu ogromna sensacja i poczucie takiego wydarzenia, jednak w miarę upływającego czasu działania tej komisji, zamiast takiego znużenia i pewnego zmęczenia... Pamiętam, że na początku moi koledzy brali wolne, zwalniali się z prób i siedzieli przed telewizorami w domu, żeby oglądać, bo to rzeczywiście było niesłychanie
fascynujące, też, a nawet przede wszystkim, ze względu na osoby przesłuchiwanych, tych ludzi, którzy zeznawali przed tą komisją śledczą, bo to była niepowtarzalna okazja, żeby zetknąć się z ich programem, ze sposobem formułowania, z poglądami, z ideologią i to było strasznie ważne. I poznajemy mechanizmy władzy, działania władzy. Tak, mechanizmy. Natomiast myślę sobie, że w tej chwili to też jest bardzo ważne dla społeczeństwa, ponieważ odsłanianie albo przedstawianie mechanizmów władzy, powinno budzić i wzmacniać w naszym społeczeństwie postawy obywatelskie. To znaczy, że każdy na swoim odcinku jest odpowiedzialny za to, co robi. Dobrze, ale widziała pani zapewne przesłuchanie Roberta Kwiatkowskiego. Czy pani myśli, że po tym przesłuchaniu Bolesława Sulika Robert Kwiatkowski powinien pełnić funkcje prezesa telewizji publicznej? Abstrahując od tego, że telewizja publiczna dostała nagrodę, bo komisja śledcza apelowała o to, żeby przestał być prezesem telewizji publicznej oczywiście nie w związku z
działalnością telewizji, tylko z tym, co się działo przed obliczem komisji śledczej. Ale właśnie dla mnie szkopuł tkwi w tym, że nie można abstrahować od tej nagrody, że to jest jedno z drugim jest dosyć ważne. Nie jest ważne, bo jeżeli ktoś kłamie i mówi, że o czymś się dowiedział dużo później niż się dowiedział – okazało się, że się dowiedział we wrześniu od Bolesława Sulika, a kłamie przed obliczem komisji, że dopiero w grudniu po przeczytaniu artykułu - to jednak jest ważne, bo jest to szef telewizji publicznej. Myślę, że to jest proces niezakończony, to nie jest tak, że już teraz tak się stało, że nie podał się, nie został odwołany, nie podał się do dymisji - to jest tak zwany czas, to jest kontynuacja pewnych wydarzeń, które dalej się będą toczyły, więc to nie jest sprawa zamknięta i przesądzona. Jest mi naprawdę trudno, bo w tej chwili nie odpowiadam już jako normalny, przeciętny obywatel, aktorka, tylko od kilku dni jestem członkiem Krajowej Rady. Dlatego pytam panią o zdanie. Gdyby pani mnie
zapytała o to zdanie tydzień wcześniej, myślę, że z zupełną niefrasobliwością bym na to odpowiedziała. W tej chwili mam poczucie obowiązku ważenia słowa i dlatego bardzo proszę panią redaktor, żeby dać mi trochę czasu, żebym też poznając to wszystko bliżej i patrząc na to z innego punktu widzenia, wyrobiła sobie pogląd na tę sprawę. Dobrze. Czy telewizja publiczna spełnia warunki misyjności? Od razu mówię, że jeżeli chodzi o artystów, to nie bardzo. I tutaj się zgadzam z tym, co napisała moja wspaniała koleżanka Joanna Szczepkowska w „Gazecie Wyborczej”, że rzeczywiście mamy ogromne problemy z Teatrem Telewizji, że to, co kiedyś było tym słynnym poniedziałkiem, już nie jest tym słynnym poniedziałkiem, że spektakl - czy jest to farsa, czy są to „Trzy siostry” - ma trwać osiemdziesiąt minut, że jest to robione rzeczywiście poza studiami telewizyjnymi, w których się nagrywa teleturnieje, talk showy i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Mamy ogromne poczucie dyskomfortu, dlatego że jesteśmy między innymi
powołani do tego, żeby tę misję tworzyć i współtworzyć, w każdym razie brać w tym udział, a na pewno czujemy się z tym źle. To nie dotyczy tylko telewizji, bo dotyczy też Polskiego Radia, chociaż chyba tutaj troszeczkę jest lepiej, bo jednak Polskie Radio ma zespoły artystyczne, do których nie poczuwa się na przykład Telewizja Polska. I to też jest pewien problem. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że rzeczywiście to są ogromne problemy i rzeczywiście staramy się, też przez stowarzyszenie i przez ten artykuł w projekcie ustawy o radiofonii, który dotyczy praw autorskich, pokrewnych, staramy się tutaj bardzo swoje... Ale nie drażni pani to, że programy intelektualne, że programy kulturalne są nadawane w środku nocy? Są o drugiej w nocy, tak, to bardzo drażni. Oczywiście protestujemy na ten temat i mam nadzieję, że moja rola też tutaj będzie niesłychanie pomocna. I naprawdę jeżeli mogę o czymkolwiek mówić, to właśnie o tym, to znaczy strasznie bym chciała, żeby publicystyka kulturalna wróciła do
normalnych godzin, do tego, co się nazywa prime time i nie tylko w telewizji, ale też w radio, i nie tylko w mediach publicznych.