Sławomir Sierakowski: Jak Kaczyński zje Andrzeja Dudę? Bardzo proste rozwiązanie
Kaczyński może i, według politycznej logiki, powinien zjeść prezydenta, który właśnie zaczął podnosić głowę i po raz pierwszy naprawdę zasmakował władzy. To dla każdego polityka przełomowy moment, który może poprowadzić go na sam szczyt. Duda wetując ustawę po raz pierwszy poczuł się najsilniejszym człowiekiem w Polsce. Tym, który decyduje o rozwoju wydarzeń. Teraz wszystko zależy od tego, czy Duda będzie się dalej wybijał na niezależność, czy wróci pod skrzydła Kaczyńskiego. Ale czy ktoś, kto usłyszał jak pół narodu odetchnęło z ulgą, będzie chciał na powrót być pogardzanym przez wszystkich Adrianem? Czy po tym, jak przez chwilę prezydent poczuł się dumny, pogodzi się, by przejść do historii jako największa łamaga polityczna po 1989 roku?
Zanim zdradzę, jak Kaczyński łatwo na powrót może wchłonąć Dudą, przyjrzyjmy się stanowi faktycznemu na dziś, a następnie przetestujmy scenariusz zakładający, że prezydent się na trwałe zerwał ze smyczy i postanowił iść swoją drogą po reelekcję. Oto mamy prezydenta silnie skonfliktowanego przynajmniej z dwoma ministrami tego rządu, czyli ze Zbigniewem Ziobro i Antonim Macierewiczem. Ruch jest po obu stronach jednocześnie, bo zarówno rząd jak i prezydent szykują swoje projekty ustaw.
Prezydent ma ponoć gotowe swoje alternatywne ustawy o sądownictwie. Czy będą jedynie kosmetycznie różnić się od zawetowanych, odbierając tylko symboliczne znaczenie ministrowi sprawiedliwości i przekazując je Dudzie? Za taką możliwością przemawia fakt, że tylko tego Duda żądał w swoim ultimatum, które gdyby nie zostało zignorowane przez Prawo i Sprawiedliwość, nie doprowadziłoby najprawdopodobniej do wet. Gdyby prezydent od początku był przeciwny ustawom, nie stawiałby żadnego ultimatum, tylko ustawy po prostu zawetował. Skoro jednak prezydent wszedł raz na kolizyjny kurs z rządem, to może niezależnie od tego, co planował wcześniej, postanowi na nim pozostać? Sondaże ma bardzo dobre.
###
Jak zachowa się Andrzej Duda?
Większość parlamentarna też sondaże ma bardzo dobre, a tuż po wetach zapowiedziała ustami Jarosława Kaczyńskiego przyspieszenie, które oznaczać ma demonstrację władzy – demonstrację także Dudzie. PiS chce pokazać społeczeństwu, że nic się nie stało, że jest równie silny, że obóz władzy stanowi monolit. Żeby obóz władzy znowu stanowił monolit, prezydent musi się na to zgodzić i dać się podporządkować. Kaczyński rzucił kij, żeby Adrian mu go w zębach przyniósł. Jeśli jest Adrianem, to przyniesie. Robił to nieskończoną ilość razy. Raz czy dwa się tylko zgubił i nie przyniósł kijka w zębach.
Zobacz także: Niezapomniane fotografie Andrzeja Dudy
Co jest tym kijem, a więc jakie kampanie polityczne chce na jesieni przeprowadzić PiS, dopiero się dowiemy. Wiemy póki co, że ma to być atak na media, które mają zagranicznych właścicieli. Podczas lipcowych i sierpniowych protestów prezesa nie zirytowali przede wszystkim sami protestujący, bo nie było ich aż tak wielu, a poza tym i tak byli to ludzie, których prezes dawno skreślił i uważa za gorszy sort. Nie spodziewa się więc po nich poparcia dla swoich planów. To Andrzej Duda mógł się przestraszyć kilkudziesięciotysięcznych demonstracji, ale nie Kaczyński. Prezesa zirytowały media, bo te dziesiątki tysięcy pokazywały milionom. Że oczekiwać powinniśmy ataku, poznać można po przygotowaniach. Nie tylko tych w ministerstwie, gdzie pisane są ustawy dekoncentracyjne, ale przede wszystkich po rozpoczęciu historyczno-retorycznych przepychanek z Niemcami. Gdy mówią o reparacjach wojennych, myślą o mediach niemieckich.
Gdy PiS przyjmie w Sejmie ustawy, które uderzą w którąś z największych gazet, telewizji albo portali posiadanych przez niemieckiego albo amerykańskiego właściciela, jak zachowa się Duda? To być może najważniejsze pytanie tej jesieni. Obok pytania o to, jakie będą prezydenckie projekty ustaw o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa. Ale to nie te ustawy mogą okazać się kluczowe.
Dalsze scenariusze
Dlaczego? Przejdźmy do naszego scenariusza i wyobraźmy sobie, że prezydent przygotowuje ustawy o sądach, które są dla PiS-u policzkiem (w efekcie nie dochodzi do zmian w tym obszarze), a następnie wetuje także ustawy medialne. Mamy wojnę na górze. Skutki? Przykre przede wszystkim dla Kaczyńskiego. Nagle robiący za wycieraczkę Adrian blokuje mu wszystkie kolejne zmiany. Okazuje się, że bez Andrzeja Dudy prezes już nie jest taki kozak, ani wielki strateg.
Idźmy dalej. Prezydent traci wprawdzie twardogłowy elektorat PiS-u, ale zyskuje sporo w centrum, tym bardziej, że nie chroni go silnie opozycja, bo jest póki co wciąż słaba. Prezydent opiera się na siłach już obecnych w Sejmie. Już pchają się do niego rękami i nogami Kukiz i próbuje zabrać ze sobą PSL. Ale to nie wszystko. Prezydent ma przede wszystkim innego supersilnego sojusznika. Silniejszego niż jakakolwiek partia. Sojusznika, który na polityce zna się lepiej od Kaczyńskiego, Tuska i reszty polityków razem wziętych, bo ma trochę większe doświadczenie. Dokładnie jakieś dwa tysiące lat siedzi w brudnej grze zwanej polityką. To oczywiście Kościół katolicki, który dał się zapędzić na chwilę w róg prezesowi, ale na rolę Adriana się w żadnym wypadku nie nadaje. I blitzkrieg Kaczyńskiego już od jakiegoś czasu przestał mu się podobać.
Sprawa dla Kaczyńskiego wydaje się przegrana. Mając przeciwko sobie popularnego prezydenta i Kościół, nie mogąc już liczyć na partię Kukiza, jest zupełnie zablokowany przez prezydenckie weto i czeka go wykrwawianie w sporach z prezydentem. Sytuacja bez wyjścia? Niekoniecznie. Prezes ma w ręku dżokera. Co powinien zrobić, żeby powiedzieć „szach” i od razu „mat” prezydentowi? Zabrać Dudzie krzesło spod tyłka. Taki efekt dałoby zniszczenie centrum, na którym rozsiadł się prezydent. Kaczyński powinien skurczyć je niemal do zera.
W jaki sposób?
Żeby zniknęło centrum, potrzeba czegoś, co radykalnie podzieli Polaków i postawi przeciwko sobie tak, że prezydent, jeśli dalej będzie chciał stać w środku, zostanie sam. Strzelba już wisi na ścianie i tylko czeka na odpowiedni akt. Tą strzelbą jest ustawa antyaborcyjna.
Kaczyński wraca do pomysłu skrajnego zakazu aborcji. Żeby nie grać w to samo, co rok temu, modyfikuje go o rezygnację z więzienia dla kobiet, które usunęły aborcję. Nawet usunięcie jeszcze zapisu o tym, że aborcja zakazana jest w przypadku zagrożenia życia kobiety, pozostawia tę ustawę skrajnie polaryzującą i skrajnie politycznie niebezpieczną dla Dudy.
Bo co z tym zrobi? Zawetuje czy poprze? Jeśli nie poprze, traci wszystko: Kościół, Kukiza i PSL, i połowę swojego elektoratu. Jeśli poprze, traci drugą połowę i ląduje w jednym obozie z Kaczyńskim. W obu przypadkach wygrywa Kaczyński.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinie