Powstańcy śląscy w 1939 r. Niemieckie prześladowania polskich bohaterów
• Weterani powstań śląskich przed 1939 r. tworzyli najbardziej wpływową grupę kombatantów na Śląsku
• We współpracy z Wojskiem Polskim powstańcy tworzyli bataliony ''samoobrony powstańczej''
• Te formacje - w liczbie dotąd nieustalonej - walczyły w kampanii wrześniowej w 1939 r.
• Pod klęsce Polski część powstańców rozpoczęła działalność konspiracyjną
• Przez cały okres okupacji powstańcy byli prześladowani i mordowani przez niemieckie władze
12.10.2016 11:48
''Katowice muszą być utrzymane. Nie możemy puścić Szwabów na tyły walczącej armii. Musimy Niemcom pokazać, że nie przychodzą do siebie. Powitają ich strzały. Będziemy się bić o honor Śląska'' - napisał Jan Faska, uczestnik III powstania śląskiego, komendant obrony Katowic we wrześniu 1939 r. Takich jak on było wielu. Opromienieni powstańczą legendą sprzed 20 lat, gdy nadeszło kolejne zagrożenie dla ich kochanego Śląska i Polski, chwycili za broń. Po raz kolejny.
Weterani wracają na front
Powstańcy przed 1939 r. tworzyli najbardziej wpływową grupę kombatantów na Śląsku. Zorganizowani w Związek Powstańców Śląskich (ZPŚ) pełnili funkcję m.in. nieoficjalnej gwardii Wojewody Śląskiego Michała Grażyńskiego. Gdy nad Polską rozpoczęły się zbierać ciemne chmury, to właśnie we współpracy z ZPŚ Wojsko Polskie tworzyło bataliony ''samoobrony powstańczej'', które miały wspomagać wojsko. Na ich czele stanął komendant ZPŚ - Emanuel Tomanek, uczestnik I powstania śląskiego. Poszczególnymi oddziałami dowodzili powstańcy sprzed 20 lat. Według różnych szacunków powstało od 22 do 28 batalionów. Służyli w nich, oprócz weteranów powstań śląskich, również harcerze i członkowie innych lokalnych organizacji paramilitarnych i kombatanckich.
W działaniach wojennych uczestniczyła nieznana dzisiaj liczba tych batalionów - dla większości zabrakło broni. Powstańcy świetnie radzili sobie z nieregularnymi oddziałami Freikorpsu, których celem było m. in. zajęcie obiektów przemysłowych, gorzej z regularnymi, dobrze uzbrojonymi jednostkami Wermachtu. Początkowo bataliony samoobrony walczyły ramię w ramię z Wojskiem Polskim. 3 września wojsko wycofało się z Górnego Śląska - ludność cywilna pozostała sama. Mieszkańców broniły już tylko oddziały samoobrony. Najlepiej zorganizowany opór stawiły one w Katowicach. Walczono tam w kilku punktach. Schwytanych żołnierzy samoobrony nie traktowano jak żołnierzy, ale bandytów. Rozstrzeliwano ich na miejscu. Według źródeł od 1 do 3 września w egzekucjach zginęło 190 osób. ''I znowu los polskości tej ziemi oddano w ręce osamotnionego ludu śląskiego'' - napisał jeden ze świadków tamtych wydarzeń. Liderzy lokalnej społeczności - weterani powstań śląskich wrócili ponownie na front.
Sąsiad na sąsiada
''W ciągu 10 lat zniknie wszystko, co świadczy o polskości tych ziem'' - zapowiadał w 1935 r. w czasie kursu dla NSDAP w Bochum Adolf Wagner, gauleiter prowincji śląskiej. Niemieckie przygotowania do inwazji na Polskę były staranne i wszechstronne. Wiele uwagi w tych planach zwrócono na byłych weteranów powstań śląskich oraz działaczy plebiscytowych. Z inicjatywy Gestapo sporządzono specjalną księgę gończą - Sonderfahndungsbuch Polen. Znalazło się na niej 1000 nazwisk wybitnych działaczy polskich z byłego województwa śląskiego. Każda z tych osób miała zostać aresztowana. Wiele z nich później zginęło. Oprócz tej ''głównej'' księgi powstał szereg innych wykazów - ''regionalnych'' list gończych, na których widniały głównie nazwiska weteranów powstań śląskich. Dane osób ''do odstrzału'' dostarczali Niemcy zamieszkali na terenie Polski. Informowali oni niemiecki wywiad o wybitnych polskich działaczach, którzy raczej nie będą witać wkraczających Niemców kwiatami. Dane spływały poprzez wywiad i kanały dyplomatyczne
do Berlina. Rola mniejszości niemieckiej w Polsce w tej akcji była kluczowa. Sąsiad donosił na sąsiada.
Wykazami dysponowały grupy operacyjne policji i służby bezpieczeństwa (Einsatzgruppen), które wkroczyły na Górny Śląsk po zajęciu go przez Wermacht. Składały się one z funkcjonariuszy różnych formacji policyjnych i SS. Na Górnym Śląsku działało kilka takich oddziałów. Oficjalnym celem ich działania było ''zapewnienie spokoju'', ale to tylko pozory. Po zajęciu Górnego Śląska Niemcy rozprawili się w pierwszej kolejności z członkami ZPŚ i osobami współpracującymi ze związkiem. Szef SS Henrich Himmler w rozkazie z 4 września pisał do dowódców Einsatzgruppen: ''Powstańców polskich, którzy zostaną napotkani na gorącym uczynku lub z bronią w ręku, należy na miejscu rozstrzelać''. Słowo ''powstańcy'' było bardzo pojemne. Zawierali się w nim generalnie wszyscy, którzy z bronią w ręku odważyli się stawić opór Niemcom. Niemieckie ''komanda śmierci'' stały się szczególnym ogniwem w działalności terrorystycznej i eksterminacyjnej okupanta. Wyznaczono im bezwzględne stłumienie polskiego oporu na Śląsku: ''Zgodnie z
odczytanym nam rozkazem mieliśmy pacyfikować obszary Polski wywalczone przez Wermacht, tzn. zbrojnie i bezwzględnie zwalczać każdy stwierdzony i podejrzewany opór polskiej ludności'' - twierdził po latach jeden z członków ''komanda śmierci'', niejaki von Woyrsch.
Już 6 września wydano obwieszczenie o przymusowym zgłaszaniu niemieckiej policji miejsc pobytu wszystkich powstańców śląskich, osób posiadających broń i amunicję, mających informacje o działalności tajnych organizacji i zebraniach konspiracyjnych. Za zatajenie groziła kara śmierci. W kolejnych dniach utworzono Sąd Specjalny w Katowicach, a w mniejszych miejscowościach wojskowe i policyjne sądy doraźne. W terenie grasowały grupy operacyjne. Nie miały one jednak tak dobrego rozeznania i nie znały tak doskonale ludzi jak lokalna mniejszość niemiecka, która żyła od lat ze swoimi polskimi sąsiadami i wiedziała, gdzie może szukać polskich ''powstańców''. Bez nich działalność grup operacyjnych nie nabrałaby takiego rozmachu.
Tę ''pomoc'' dla niemieckiej policji w dziele wytropieniu, a następnie likwidacji powstańców, ubrano w ramy straży terenowych lub zakładowych, które powstały w większych miejscowościach i zakładach przemysłowych. Często nie była to ''pomoc'' bezinteresowna: stawała się po prostu krwawą reakcją na konflikty sięgające czasów powstań śląskich czy też okresu międzywojennego. W strażach służyli Niemcy - najczęściej byli członkowie organizacji dywersyjnych. Znali oni doskonale lokalne stosunki i miejscowych. Raporty wysyłali prosto do niemieckiej policji: ''Donieśli nam zaufania godni miejscowi Niemcy, że w pewnej stodole, znajdującej się głęboko w lesie […], ukrywają się 3 osoby, które były przywódcami powstańczymi''. Takie raporty wysyłano do niemieckiej policji, która robila z nich odpowiedni użytek.
Z meldunków wynika, że grupy operacyjne policji i służby bezpieczeństwa na zajętych terenach polskich przeprowadzały masowe aresztowania, egzekucje, brały zakładników, konfiskowały mienie polskie i żydowskie, paliły synagogi itp. We wrześniu i październiku 1939 r. przeprowadziły 58 egzekucji w których zginęło 1500 osób, z czego 1133 w masowych egzekucjach - 770 z nich to powstańcy śląscy. Nieznana liczba osób broniących z bronią w ręku Śląska, w tym weteranów powstań śląskich, trafiła do ''powstańczego'' obozu w Nieborowicach (pow. Rybnik). Nie wiadomo ile osób w nim zginęło. Wysyłka do obozu była niemal równoznaczna z karą śmierci. Te restrykcyjne środki obowiązywały powstańców przez cały okres okupacji niemieckiej.
IV Powstanie
''Należy podkreślić, że w okręgu śląskim SZP-ZWZ (tzw. Polskie Siły Zbrojne na Śląsku) bardzo szybko zrodziła się idea powstania powszechnego przeciwko okupantowi niemieckiemu […]. Nie będzie przesadą konstatacja, iż to śląska konspiracja była pierwszą, która przedstawiła gen. Władysławowi Sikorskiemu główny cel działalności ZWZ - powstanie narodowe'' - twierdzi Szymon Niedziela.
Na Śląsku, gdzie za mówienie po polsku groziło pobicie, ruch oporu powstał bardzo szybko. Tu, gdzie wcześniej trzykrotnie sięgano po broń przeciw Niemcom, było to tak naturalne i oczywiste jak przynależność Śląska do Polski. Prym w konspiracji wiedli oczywiście weterani powstań śląskich lub ich potomkowie. Niekwestionowanym liderem śląskiej konspiracji został Józef Korol, uczestnik III powstania śląskiego, pierwszy Komendant Śląskiego Okręgu ZWZ. Już w listopadzie 1939 r. wysłał do Naczelnego Wodza do Francji dwóch przedstawicieli okręgu - Henryka Ficka i Tadeusza Tomosza) w celu poinformowania o poczynionych na Górnym Śląsku przygotowaniach do ogólnonarodowego zrywu. Było dla nich oczywistością, że nie obędzie się bez IV powstania na Śląsku.