PolskaNiewielkie urządzenie zmorą sklepikarzy. Neutralizator pomaga złodziejom

Niewielkie urządzenie zmorą sklepikarzy. Neutralizator pomaga złodziejom

Niewielka plastikowa skrzynka, płytka krzemowa o odpowiedniej konfiguracji i miedziany drucik - to postrach sklepikarzy na południu Polski. Przez urządzenie, które wygląda jak kiepska zabawka, handlarze tracą tysiące złotych dziennie.

Niewielkie urządzenie zmorą sklepikarzy. Neutralizator pomaga złodziejom
Źródło zdjęć: © Policja
Robert Kulig

Jak ustalili reporterzy Wirtualnej Polski, urządzenie do neutralizacji zabezpieczeń sklepowych można kupić na giełdzie w Krakowie lub wcześniej ustalonych miejscach na Śląsku.

- Jeśli ma się schemat to może to zrobić średnio zaawansowany spec od elektroniki - mówi Wirtualnej Polsce jeden z handlarzy w Krakowie na giełdzie elektronicznej - Koszt robocizny plus części nie przekraczał 50 zł, ale sprzęt sprzedawany był po 400 - dodaje.

Urządzenie, którego nie można oficjalnie kupić na giełdzie, ma za zadanie zagłuszenie bramek antykradzieżowych w sklepach. Nikt nie chciał zdradzić, kto konkretnie taki sprzęt wytwarza lub sprzedaje, ale "za odpowiednią stawkę" może podrzucić zagłuszacz w ustalone miejsce. Te trafiały najczęściej w okolicę Chrzanowa, Katowic i Bytomia.

- Są dwie różne techniki wytwarzania neutralizatora. Jeden ma zablokować sygnał klipsa przy ciuchach, drugi ma aktywować alarm w odpowiednich sytuacjach. Na przykład, kiedy przechodzi ktoś "czysty". Włącza się kilkukrotnie, ochroniarze i ekspedientki przeszukują, ale nic nie znajdują. Kiedy kolejny raz dana osoba wychodzi, w tym czasie "lewy" (złodziej - przyp. red.) przechodzi razem z ofiarą przez bramki. Ofiara jest cofana, a "lewy" z fantami idzie dalej - słyszymy od jednego z elektroników.

Te informacje potwierdzają ekspedientki w Galerii Silesia.

- Jeszcze kilka miesięcy temu, ludzie obcinali klipsy przy ubraniach. Ale bardzo często w ten sposób ciuchy się niszczyły, wiec i klipsy, i porwane ubrania złodzieje zostawiali w szatni - mówi młoda sprzedawczyni w jednym ze sklepów. Nie może wypowiadać się do mediów, dlatego kontynuujemy rozmowę prywatnie.

- Teraz widzimy, że dzieje się coś niepokojącego. Często sprzęt piszczy, przyjeżdża serwis i teoretycznie wszystko działa. Dlatego podejrzewamy, że to robota neutralizatora. Najgorszy w tym jest fakt, że mamy współodpowiedzialność za kradzież. Połowę strat ponosimy my - pracownicy, a drugą połowę szefowa - mówi dalej ekspedientka. - Sama bramka nie zlikwiduje procederu złodziejskiego, a musimy pilnować sklepu, doradzać i jeszcze utrzymywać porządek. Taki zagłuszacz spowoduje w końcu, że wszystkie odejdziemy z pracy, bo albo straty przerosną pensję, albo przestaniemy zajmować się sklepem i będziemy tylko patrzeć wszystkim na ręce - dodaje.

Na trop neutralizatorów jako pierwsza wpadła policja w Bochni (woj. małopolskie). Funkcjonariusze, zatrzymując samochód jadący pod prąd, znaleźli urządzenie, które miało pozwalać w sposób niezauważalny kraść ze sklepów.

Jak dowiadujemy się od policji, śledztwo w sprawie używania na Śląsku neutralizatorów ma charakter rozwojowy.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)