Niewielkie urządzenie zmorą sklepikarzy. Neutralizator pomaga złodziejom
Niewielka plastikowa skrzynka, płytka krzemowa o odpowiedniej konfiguracji i miedziany drucik - to postrach sklepikarzy na południu Polski. Przez urządzenie, które wygląda jak kiepska zabawka, handlarze tracą tysiące złotych dziennie.
Jak ustalili reporterzy Wirtualnej Polski, urządzenie do neutralizacji zabezpieczeń sklepowych można kupić na giełdzie w Krakowie lub wcześniej ustalonych miejscach na Śląsku.
- Jeśli ma się schemat to może to zrobić średnio zaawansowany spec od elektroniki - mówi Wirtualnej Polsce jeden z handlarzy w Krakowie na giełdzie elektronicznej - Koszt robocizny plus części nie przekraczał 50 zł, ale sprzęt sprzedawany był po 400 - dodaje.
Urządzenie, którego nie można oficjalnie kupić na giełdzie, ma za zadanie zagłuszenie bramek antykradzieżowych w sklepach. Nikt nie chciał zdradzić, kto konkretnie taki sprzęt wytwarza lub sprzedaje, ale "za odpowiednią stawkę" może podrzucić zagłuszacz w ustalone miejsce. Te trafiały najczęściej w okolicę Chrzanowa, Katowic i Bytomia.
- Są dwie różne techniki wytwarzania neutralizatora. Jeden ma zablokować sygnał klipsa przy ciuchach, drugi ma aktywować alarm w odpowiednich sytuacjach. Na przykład, kiedy przechodzi ktoś "czysty". Włącza się kilkukrotnie, ochroniarze i ekspedientki przeszukują, ale nic nie znajdują. Kiedy kolejny raz dana osoba wychodzi, w tym czasie "lewy" (złodziej - przyp. red.) przechodzi razem z ofiarą przez bramki. Ofiara jest cofana, a "lewy" z fantami idzie dalej - słyszymy od jednego z elektroników.
Te informacje potwierdzają ekspedientki w Galerii Silesia.
- Jeszcze kilka miesięcy temu, ludzie obcinali klipsy przy ubraniach. Ale bardzo często w ten sposób ciuchy się niszczyły, wiec i klipsy, i porwane ubrania złodzieje zostawiali w szatni - mówi młoda sprzedawczyni w jednym ze sklepów. Nie może wypowiadać się do mediów, dlatego kontynuujemy rozmowę prywatnie.
- Teraz widzimy, że dzieje się coś niepokojącego. Często sprzęt piszczy, przyjeżdża serwis i teoretycznie wszystko działa. Dlatego podejrzewamy, że to robota neutralizatora. Najgorszy w tym jest fakt, że mamy współodpowiedzialność za kradzież. Połowę strat ponosimy my - pracownicy, a drugą połowę szefowa - mówi dalej ekspedientka. - Sama bramka nie zlikwiduje procederu złodziejskiego, a musimy pilnować sklepu, doradzać i jeszcze utrzymywać porządek. Taki zagłuszacz spowoduje w końcu, że wszystkie odejdziemy z pracy, bo albo straty przerosną pensję, albo przestaniemy zajmować się sklepem i będziemy tylko patrzeć wszystkim na ręce - dodaje.
Na trop neutralizatorów jako pierwsza wpadła policja w Bochni (woj. małopolskie). Funkcjonariusze, zatrzymując samochód jadący pod prąd, znaleźli urządzenie, które miało pozwalać w sposób niezauważalny kraść ze sklepów.
Jak dowiadujemy się od policji, śledztwo w sprawie używania na Śląsku neutralizatorów ma charakter rozwojowy.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .