Koniec protestu przeciw odwołaniu księdza
Zakończył się trwający
od kilku miesięcy protest grupy mieszkańców Miasteczka Śląskiego
przeciwko decyzji biskupa gliwickiego o przeniesieniu do innej
parafii administratora tamtejszego kościoła pw. Wniebowzięcia
Najświętszej Marii Panny, ks. Grzegorza Dewora.
Mieszkańcy Miasteczka sprzeciwiali się odwołaniu ks. Dewora, bo uważali go za dobrego gospodarza parafii, kapłana bliskiego ludziom i rozumiejącego ich problemy, żyjącego skromnie, tak jak większość z nich. Nie zgadzali się też z podnoszonymi przez Kurię zarzutami wobec księdza - że nie dokonał inwentaryzacji dóbr parafii i ma podobno problemy z alkoholem.
Przedstawiciele Kurii podkreślali natomiast, że decyzja o przeniesieniu administratora do innej parafii była zgodna z tradycyjną polityką Kościoła - księża często otrzymują polecenia wyjazdu do nowego miejsca pracy.
Ks. Dewor opuścił w piątek wieczorem plebanię, oddał klucze i przeniósł się do domu jednego z popierających go mieszkańców, gdzie wynajął piętro. Plebanię zajęli od razu nowi księża w akompaniamencie okrzyków zwolenników księdza: "Judasze" i "Jak wam nie wstyd?". Czujemy się jak na pogrzebie - mówili.
Odchodzę, żeby nie robić krzywdy tej parafii. Odchodzę z podniesioną głową, nie muszę się wstydzić tego, co zrobiłem - powiedział ks. Dewor. Poinformował, że oddał się do dyspozycji Kurii Diecezjalnej w Gliwicach, ale rozważa też poszukiwanie pracy jako osoba świecka.
Konflikt wokół odwołania administratora parafii trwał w Miasteczku od maja i podzielił mieszkańców na dwa wrogie obozy. Raz doszło nawet do bijatyki przedstawicieli obu grup przed kościołem.
Część mieszkańców, związanych z ks. Deworem, zabiegała w Kurii Diecezjalnej w Gliwicach o pozostawienie go w Miasteczku. Starania te nie przyniosły skutku, ale ks. Dewor nie podporządkował się decyzji swojego zwierzchnika i nie opuścił plebanii. Biskup nałożył na niego za to karę suspensy, czyli zakaz udzielania sakramentów i prowadzenia parafii. Wyznaczył też nowego administratora (osoba pełniąca obowiązki proboszcza), który mieszkał w domu sióstr zakonnych i odprawiał msze. Zwolennicy odwołanego administratora czuwali stale przy plebanii i kościele, rozwiesili na płotach transparenty zapewniające o miłości i przywiązaniu do księdza Dewora, modlili się wspólnie na przykościelnym parkingu, założyli też własną stronę internetową, określając się mianem "deworian". Próbowali też interweniować w obronie księdza u wysokich urzędników kościelnych, w tym nowego metropolity krakowskiego abpa Stanisława Dziwisza.
Nie udało nam się dostać do arcybiskupa Dziwisza i uznaliśmy, że to nie ma dłużej sensu. Nie wiemy, co będzie dalej robił ks. Grzegorz, ale może na nas liczyć. Jestem przekonana, że ci, którzy go tak skrzywdzili, nie wierzą w Boga - powiedziała pani Krystyna.
"Deworianie" zbierają też podpisy niezbędne by zorganizować referendum w sprawie odwołania burmistrza Miasteczka Śląskiego, który sprzeciwiał się ich działaniom w obronie księdza. Przedstawiciele Kurii Diecezjalnej w Gliwicach przyznają, że trudno będzie zasypać podziały między mieszkańcami i sprawić, by parafianie znów żyli w zgodzie i zaakceptowali nowych duszpasterzy.
Ks. Dewor nie uważa, by jego postawa mogła spowodować kryzys wiary u części mieszkańców Miasteczka. Może odwrócili się od Kościoła hierarchicznego, który potrzebuje reformy, ale na pewno nie odwrócili się od Pana Boga. We mnie każdy dzień tego protestu pogłębiał wiarę i zaufanie do Boga - podkreślił.