Gliwice. Adam Neumann miał rozmawiać z mieszkańcami, a tymczasem ich pozywa
Adam Neumann prezydentem Gliwic został w styczniu 2020 roku. Wcześniej, przez lata był zastepcą Zygmunta Frankiewicza. Wygrał w pierwszej turze choć jego kampania prowadzona była fatalnie. Sukces zagwarantowało poparcie Frankiewicza. Wieloletni prezydent Gliwic cieszył się ogromnym zaufaniem mieszkańców.
12.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 08:42
Pomimo politycznych sporów był doceniany nawet przez przeciwników. O jego skuteczności najlepiej świadczy rozwój miasta, wskaźniki - niemal zerowe bezrobocie i wysokie wynagrodzenia oraz wielkie inwestycje. Zarzucano mu jednak, że był technokratą zarządzającym miastem jak firmą, nieprowadzącym dialogu ze społeczeństwem.
Adam Neumann miał być inny. Miał kontynuować dzieło poprzednika jednocześnie otwierając się na mieszkańców. Tak przedstawiał siebie w kampanii. Dzisiaj, zaledwie po 10 miesiącach sprawowania urzędu, prezydent Neumann pozywa mieszkańców.
O co poszło? O ogromny zbiornik retencyjny, jaki Miasto wybuduje na terenie tzw. Wilczych Dołów. To zielony obszar położony na zachód od jednego z dużych blokowisk. Przepływa przez niego potok Wójtowianka. Strumyk płynie w naturalnej niecce, wijąc się pomiędzy polami, wzdłuż wody powstała urokliwa, malownicza trasa spacerowa. Szum drzew i wody, śpiewy ptaków, kołyszące się zboża. To jedyne takie miejsce w tej części Gliwic. Generalnie rzadki już widok w miastach.
Zobacz też: Lockdown w Polsce na święta? Leszek Miller nie ma złudzeń
Niedługo to wszystko zniknie. Zniknie strumyk, zniknie niemal 700 drzew, znikną ptaki. Nie będzie wypadów na spacer, rower czy sanki. Drzewa zostaną wycięta w miejscu naturalnej zielonej przestrzeni powstanie dół o powierzchni 11 pełnowymiarowych boisk piłkarskich. Mieszkańcy apelowali, prosili, przedstawiali alternatywne rozwiązania, wykazywali błędy, za swoje pieniądze zlecali ekspertyzy. Nawet sam przewodniczący Stowarzyszenia Hydrologów Polskich mówił, że to jest zły projekt. Adam Neumann pozostał nieugięty. Dlaczego?
Determinacja z jaką prezydent dąży do realizacji tej budowy rodzi wiele pytania. Przetarg na budowę wygrała miejska spółka, która nie ma doświadczenia w budowach hydrologicznych. Ostatnio władze miasta przyznały, że zbiornik ma pełnić nie tylko funkcje przeciwpowodziowe, ale ma też osuszyć teren dla przyszłych deweloperów. Kontrowersje wzbudziły też zamawiane przez Urząd badania opinii publicznej w których zabrakło odpowiedzi "jestem przeciwny budowie zbiornika w zaproponowanej przez miasto formie". Urząd oczywiście odtrąbił sukces. Kompletną kompromitacją zakończyły się "konsultacje społeczne", które ograniczały się właściwie do wyboru "trawa z ławkami czy trawa z kwiatkami".
Nie pomogło zasypanie miasta gazetkami wydanymi na tę okoliczność przez Urząd. Nie pomogło podpieranie się robionymi na zamówienie ankietami. Nie pomogły zlecane naprędce wizualizacje i film. Obrońcy Wilczych Dołów wciąż nie rozumieli jak mądry w swych działaniach jest ich prezydent. Pozostało więc… zastraszenie.
Zastraszenie, bo tak komentowane jest wczorajsze oświadczenie zamieszczone na Facebooku prezydenta. "Informuję, że złożyłem w Sądzie Rejonowym w Gliwicach pierwszy prywatny akt oskarżenia przeciwko jednemu z internautów, wspierającemu w sieci protest w sprawie budowy zbiornika przeciwpowodziowego, który lżąc wulgarnie, oskarżał mnie o złodziejstwo i łapówkarstwo. Będę tak postępował w każdym przypadku bezpodstawnego pomawiania mnie w przestrzeni publicznej niezależnie od ról społecznych pełnionych przez oszczerców. Nie toleruję hejtu na swoim profilu. Każdy komentarz zawierający wulgaryzmy, szerzący kłamstwa i nawołujący do nienawiści jest natychmiast usuwany, a jego autor blokowany".
Oczywiście prezydent ma do tego prawo. Nikt nie powinien tolerować bezpodstawnego oczerniania. Problem w tym, że Neumann nie wskazał ani konkretnego człowieka, ani konkretnych komentarzy, a bardzo ogólna fraza „przeciwko jednemu z internautów” odebrana została jako próba zastraszenia całego środowiska.
Mieszkańcy zarzucili też prezydentowi, że często obrażani są w internetowych dyskusjach przez jego żonę czy wspierających go radnych. Wypomnieli prezydentowi, że to on był pozywany w trybie wyborczym przez swoich kontrkandydatów za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na ich temat, za co - wyrokiem sądu - musiał przeprosić. Wizerunkowym gwoździem do trumny okazało się, że te komentarze zostały ze strony prezydenta usunięte.
Panie prezydencie, czy tak wygląda dialog?
Marek Morawiak