ŚwiatSkończyć z rekrutacją terrorystów

Skończyć z rekrutacją terrorystów

Czy można zrobić coś jeszcze, by powstrzymać bezrobotnych, pozbawionych nadziei i domu, wyalienowanych młodych muzułmanów ze świata islamu i z Zachodu, by nie rzucali się w objęcia agresywnego islamizmu? Ograniczenie napływu rekrutów oczywiście nie wyeliminuje takich ugrupowań jak to, które zwie się Państwem Islamskim. Nie zapobiegnie też z pewnością koszmarom w rodzaju krwawych zamachów w Paryżu z piątku 13 listopada. Ale wszelkie długoterminowe rozwiązania wymagają przede wszystkim odcięcia ekstremistów od napływu nowych rekrutów - pisze w komentarzu dla Project Syndicate Peter Singer Gareth Evans.

Skończyć z rekrutacją terrorystów
Źródło zdjęć: © AFP | /Tauseef Mustafa

02.12.2015 10:01

W dającej się przewidzieć przyszłości nadal będą podejmowane niezbędne twarde działania, polegające na wykorzystaniu bezwzględnych sił policyjnych, aktywnego wywiadu, zastosowaniu skutecznej kontroli granic i ścisłych środków bezpieczeństwa na lotniskach. Czasami trzeba będzie się też zdobyć na bezpośredni atak wojskowy - zwłaszcza w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia niewinnych ludzi (np. jazydów w Iraku)
i wyraźnych celów.

Ale bezwzględny dżihadyzm to złożony problem wymagający równie złożonej reakcji. Jako że samo użycie wojska zawsze grozi tym, że większa liczba nowych bojowników ruszy do akcji, niż zginie w wyniku ataku, zupełnie rozsądne wydaje się zwrócenie uwagi na przyczyny islamskiego ekstremizmu, nie tylko na jego przejawy.

Długoterminowe strategie

Po części oznacza to, że trzeba rozwiązać polityczne problemy świata arabskiego i islamskiego, takie jak choćby trwająca okupacja ziem palestyńskich przez Izrael. Nie chodzi o to, by zadowolić agresywnych ekstremistów, bo wielu z nich takie inicjatywy w ogóle nie wzruszą. Rzecz w tym, by zmienić atmosferę w społecznościach, gdzie ekstremizm kiełkuje, odebrać mu część tlenu niezbędnego do rozprzestrzeniania się.

Ograniczenie szeregów młodych mężczyzn pozbawionych nadziei wymaga też wdrożenia strategii na rzecz zwiększenia szans ekonomicznych, zarówno w krajach rozwijających się, jak i w najbardziej zaniedbanych zakątkach świata rozwiniętego.

Trzeba także mieć świadomość, że walka z ekstremizmem to kwestia większego otwarcia instytucji związanych z demokracją i prawami człowieka na problemy i żądania, za czym od dawna opowiada się International Crisis Group (ICG) w odniesieniu do Azji Środkowej i Afryki Północnej. Jeśli drzwi otwiera jedynie meczet, to nic dziwnego, że społeczne oburzenie często przybiera twarz islamską.

Ale te długoterminowe strategie trudno jest wdrażać. Trzeba je wspierać strategiami zapobiegawczymi, które dadzą bezpośrednie skutki. Kiedy szaleje epidemia, najważniejszym zadaniem jest przerwanie łańcucha infekcji, które prowadzą do rozprzestrzeniania się choroby, zmiana zachowania osób najbardziej zagrożonych i uzyskanie społecznego poparcia dla tej zmiany.

Lokalne programy

Od czasu zamachów z 11 września w Europie, Stanach Zjednoczonych i np. w moim kraju zainteresowanie budzą społeczne programy "przeciwdziałania agresywnemu ekstremizmowi". Ich celem jest identyfikacja wczesnych sygnałów ostrzegawczych radykalizacji islamskiej i możliwej rekrutacji. Do najlepiej znanych należą prowadzony przez brytyjski rząd program "Prevent" czy pilotażowy program amerykańskich władz w Bostonie, Los Angeles i Minnesocie. Być może najskuteczniejszą do tej pory inicjatywą, która odciąga młodych mężczyzn od wyjazdów do Syrii czy Iraku, jest niemiecki program "Hayat", polegający na mentoringu ze strony krewnych, przyjaciół, nauczycieli i pracodawców wobec tych, których uważa się za podatnych na działanie agresywnego ekstremizmu.

Widać już wyraźnie, że najskuteczniejsze są te działania, które najmniej wiązane są bezpośrednio z władzami i siłami policyjnymi; te, które są przygotowywane na podstawie ścisłych konsultacji z lokalnymi społecznościami; a przede wszystkim te, które są najbardziej praktyczne i konkretne oraz opierają się głównie na indywidualnych interwencjach. Młodzi mężczyźni (a czasami również kobiety), którzy są podatni na ekstremizm, najlepiej reagują na słowa tych, którym ufają - ludzi, którzy mogą pomóc im zawrócić ze ścieżki przemocy w taki sposób, by "nie stracili twarzy". Sidney Jones, pracując dla ICG nad indonezyjską Jemaah Islamiyah, odkryła, że potencjalni rekruci praktycznie nie reagowali na nawoływania ze strony umiarkowanych przywódców muzułmańskich, by unikać przemocy; ale z tej drogi mogły ich zawrócić ci, których uważali oni za osoby powiązane z ruchem dżihadystycznym.

Nie każdy polityk, program rządowy czy pozarządowa organizacja zapobiegająca przemocy rozumie to kluczowe przesłanie. Ale część owszem, np. Cure Violence założona przez byłego epidemiologa Światowej Organizacji Zdrowia Gary’ego Slutkina. Jego organizacja kieruje się zasadą, że śmiertelna przemoc to choroba zakaźna, którą można powstrzymać odpowiednią interwencją. Instytucja ta wykonała wspaniałą pracę przez ostatnie 15 lat - bezpośrednio i poprzez organizacje partnerskie zdołała ograniczyć nawet o 70 proc. przypadki strzelanin i zabójstw w 60 społecznościach 25 miast USA, Ameryki Łacińskiej, Afryki i Iraku.

Zaledwie dzień po koszmarnym rozlewie krwi w Paryżu spotkałem się w Chicago z lokalnym partnerem Cure Violence, grupą o nazwie CeaseFire. To kilku weteranów noszących ślady po patrolowaniu najgorszych ulic tego miasta. Po spotkaniu ruszyli do pracy, by przez sobotnią noc nieść pomoc lub zapobiegać przemocy - określali stan potencjalnych punktów zapalnych, uspokajali tych, którzy tego wymagali, i wypatrywali osób potrzebujących trwalszej pomocy, by rozwiązać problemy, które sprawiły, że znaleźli się na marginesie. Doskonale znają swoją lokalną społeczność, są w pełni akceptowani i budzą zaufanie jako koledzy, którzy nikomu nie wygrażają. Mają też doskonałe wyniki w zapobieganiu strzelaninom i zabójstwom.

Cure Violence dopiero zaczyna przekładać swoje doświadczenia na zapobieganie agresywnemu ekstremizmowi, ale bardzo chce to robić na miejscu, zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i na Zachodzie. Są powody, by wierzyć, że strategia perswazji ze strony kolegów udoskonalona w najgorszych zakątkach miast sprawdzi się co najmniej równie dobrze w przypadku potencjalnych dżihadystów. Takie programy nigdy nie będą pełną odpowiedzią na islamski terror, ale wdrażane na szerszą skalę mogą z pewnością stanowić jej ważną część.

Gareth Evans dla Project Syndicate

Autor był ministrem spraw zagranicznych Australii w latach 1988-1996 i prezesem International Crisis Group w latach 2000-2009. Obecnie pełni funkcję kanclerza Australian National University.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (42)