Skazany ws. aborcji zarobi na kancelarii prezydenta
Ponad 220 tys. zł zarobi na współpracy z kancelarią prezydenta klinika, której właściciel został skazany za usiłowanie przeprowadzenia nielegalnej aborcji – ustalił serwis tvp.info.
12.08.2009 | aktual.: 12.08.2009 21:30
Kłopoty z prawem Jerzego P., właściciela legionowskiej kliniki Mediq, zaczęły się 16 marca 2007 r. Wieczorem tego dnia do jego gabinetu wkroczyli policjanci. Mężczyzna przygotowywał właśnie swoją osiemnastoletnią pacjentkę do znieczulenia przed zabiegiem usunięcia ciąży. Policjanci, których zaalarmował znajomy kobiety, zatrzymali lekarza pod zarzutem usiłowania przeprowadzenia nielegalnej aborcji.
Zaledwie tydzień wcześniej Jerzy P. podpisał w imieniu swojej kliniki wartą 110 tys. zł umowę na przeprowadzanie badań medycznych dla kancela1rii prezydenta. Po zatrzymaniu mężczyzny, kancelaria nie tylko nie rozwiązała z Mediq umowy, ale 9 kwietnia 2008 r. podpisała kolejną, tym razem na 54 tys. zł. Prezydenccy urzędnicy nie zrezygnowali ze współpracy z Jerzym P. nawet, kiedy został on skazany.
W kwietniu 2009 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uznał, że ginekolog i asystujący mu anestezjolog są winni usiłowania dokonania aborcji i skazał ich na półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata, po 75 tys. zł grzywny oraz zakazał im przez dwa lata wykonywania zawodu.
Tymczasem 29 maja tego roku Kancelaria Prezydenta RP podpisała z Jerzym P. kolejną umowę – jego klinika zarobi na badaniu prezydenckich urzędników do 33,5 tys. zł. Od trzech tygodni Jerzy P. jest już prawomocnie skazany. Sędzina Sądu Apelacyjnego w Warszawie podtrzymała karę więzienia i grzywny nałożone przez sąd I instancji, a zezwoliła jedynie obu skazanym na praktykowanie zawodu.
Dlaczego kancelaria do tej pory nie zakończyła współpracy z kliniką Mediq? - O zatrzymaniu pana Jerzego P. przez policję oraz postępowaniu sądowym dowiedzieliśmy się wczoraj – tłumaczą prezydenccy urzędnicy. Ale i tak nie oznacza to, że teraz współpracę zerwą. - Umowa na świadczenie usług laboratoryjnych obowiązuje do wyczerpania kwoty 33,5 tys zł, ale nie dłużej niż do 31 grudnia 2009 roku. Musimy wziąć to pod uwagę – wyjaśnia kancelaria.
Fakt, że na prezydenckich urzędnikach zarabia osoba prawomocnie skazana za próbę dokonania aborcji nie dziwi Mirosława Sekuły (PO), wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej i byłego szefa Najwyższej Izby Kontroli - Na temat bardzo słabego aparatu urzędniczego kancelarii prezydenta napisano już chyba wszystko. Ta historia potwierdza tylko słowa Piotra Kownackiego o bałaganie panującym w tej instytucji– tłumaczy Sekuła.
To nie jedyne kontrowersje jakie wiążą się z umowami pomiędzy Kancelarią Prezydenta RP a kliniką Mediq. Podpisania żadnej z nich nie poprzedził przetarg - formalnie zgodnie z prawem. - Szacowana wartość zamówień wyłączała je z procedury przetargowej – wyjaśniają urzędnicy kancelarii. Tyle tylko, że wartość pierwszej umowy z Mediq, podpisanej w 2006 r., wyniosła do 6000 euro. Dokładnie tyle samo, ile wcześniej wynosił limit wyłączający konieczność ogłaszania przetargu (miesiąc przed podpisaniem umowy z Mediq nowelizacja ustawy o zamówieniach publicznych zwiększyła ten limit do 14 tys. euro).
Gdyby wartość umowy została oszacowana choćby na 1 euro więcej, urzędnicy musieliby przetarg ogłosić (dokładny termin zwiększenia limitu był znany dopiero dwa tygodnie przed tą datą). Z kolei umowa z 2008 r. opiewała na 54 tys. zł. Równowartość w złotówkach kwoty, po przekroczeniu której należało ogłosić przetarg, wynosiła wówczas 54 280 zł.
– Obniżanie wartości umowy, to typowy chwyt urzędników, żeby uniknąć skomplikowanych procedur przetargowych – tłumaczy Mirosław Sekuła. – Najwyższa Izba Kontroli co roku bada umowy kancelarii od strony finansowej. Być może prezydent powinien wystąpić do NIK o kontrolę także od strony merytorycznej – zastanawia się Sekuła.