PolskaSkazany chce pół miliona zł za pobyt w areszcie

Skazany chce pół miliona zł za pobyt w areszcie

Ponad 500 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia oraz renty domaga się od Skarbu Państwa prezes stowarzyszenia charytatywnego z Bydgoszczy Henryk M., skazany za przywłaszczenie blisko 1,5 mln zł darowizn i fałszowanie dokumentacji. Proces w tej sprawie rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Krakowie.

23.01.2008 | aktual.: 23.01.2008 16:05

Prezes Stowarzyszenia Służby Charytatywnej im. bł. Urszuli Ledóchowskiej Henryk M. jako podejrzany przebywał w krakowskim areszcie od marca do sierpnia 2004 roku.

Jak podnosi w pozwie, zatrzymano go mimo ataku choroby, na którą cierpi od dawna. Nie pozwolono mu zabrać lekarstw, w areszcie odmówiono mu pomocy lekarskiej i nie interesowano się stanem jego zdrowia.

On natomiast - jak utrzymuje - kilkakrotnie w ciągu dnia tracił przytomność, prawie utracił wzrok i podpisywał "wszystkie swoje rzekome zeznania, dyktowane mu przez przesłuchujących", które stały się potem podstawą skazania go i pogrążenia wielu osób. Ponadto miał doznać innych schorzeń, z których nie był leczony. Według niego, dopiero interwencja obrońcy spowodowała konsultację okulistyczną i zwolnienie go z aresztu na podstawie opinii lekarza.

Zaraz potem przeszedł cztery operacje oczu, ale jest inwalidą II grupy, a uszczerbek na zdrowiu wynosi co najmniej 40% - argumentował w pozwie M.

Podał także, że trzymano go w uwłaczających warunkach, w ciasnych celach z kryminalistami i recydywistami, palącymi papierosy i chorymi.

Dlatego żąda do Skarbu Państwa, reprezentowanego przez Areszt Śledczy w Krakowie, zwrotu kosztów leczenia w wysokości ponad 13,5 tys. zł; dożywotniej renty miesięcznej w wysokości 1,1 tys. zł; 300 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę w postaci uszkodzenia ciała i utratę zdrowia oraz 200 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdę w postaci naruszenia godności osobistej. Na jego prośbę sąd zwolnił go z opłaty sądowej.

Przedstawiciel Aresztu Śledczego zażądał oddalenia pozwu, wskazując jako dowód akta osobowe osadzonego i książeczkę zdrowia. Ma z nich wynikać, iż w trakcie przyjmowania Henryka M. do aresztu przeprowadzono z nim wywiad lekarski i badania, oraz zlecono konsultację i prześwietlenie. Czynności te zostały wykonane tego samego dnia, a badania nie wykazały przeciwwskazań do osadzenia.

Wskazano też, że Henrykowi M., wbrew jego twierdzeniom, przepisano leki, ale nie wszystkie je zażywał, ponieważ po miesiącu nadal miał całe opakowanie tabletek. Podano także daty trzech jego wizyt w ambulatorium i przepisane mu leki oraz zdementowano informacje o rzekomych stanach utraty przez M. przytomności.

Areszt wyjaśnia także, że przeludnienie jest stanem występującym we wszystkich polskich zakładach karnych i że nie jest to niezgodne z prawem.

W styczniu 2007 r. krakowska prokuratura zarzuciła Henrykowi M. przywłaszczenie blisko 1,5 mln zł darowizn, podrobienie co najmniej 29 dokumentów, w tym aktów darowizn i potwierdzeń ofiar na cele charytatywne, oraz wystawienie co najmniej 40 fałszywych potwierdzeń dla urzędów skarbowych o wpłatach dokonanych przez darczyńców.

Ponadto oskarżono go o nieprowadzenie ksiąg rachunkowych stowarzyszenia - do czego, jako prezes, był zobowiązany, oraz o spreparowanie 9 oświadczeń potwierdzających przyjęcie darowizn na kwotę 1,8 mln zł. Z dokumentów zgromadzonych przez prokuraturę wynikało też m.in., że tylko część uzyskanych darowizn stowarzyszenie przeznaczało na działalność charytatywną. Pieniądze wydatkowano też m.in na alkohol i kawior.

W maju ub.r. bydgoski sąd uznał winę Henryka M. i skazał go za przywłaszczenie i fałszowanie dokumentacji na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat, 30 tys. zł grzywny. Zobowiązał go także do częściowego naprawienia szkody w wysokości ponad 257 tys. zł. Wyrok jest prawomocny.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)