Skarga turysty: plemniki pływają w basenie!
Za dużo Arabów w Egipcie, plemniki pływające w basenie, czy za dużo piasku na pustyni to niektóre z reklamacji klientów biur podróży, które krążą wśród ludzi na zasadzie miejskich legend. Tyle, że większość tych historii zdarzyła się naprawdę i tym właśnie różnią się od legend. Przekonaliśmy się o tym, rozmawiając z przedstawicielami biur podróży.
07.07.2009 | aktual.: 07.07.2009 14:41
Zdarza się, że jeszcze przed wyjazdem klienci kłócą się z pracownikami biura podróży, nie znając nawet warunków umowy. Pewien klient był wściekły, bo wydawało mu się, że, rezerwując wycieczkę na stronie internetowej bez dokonania żadnej opłaty, kupił wycieczkę. Niewiele pomogło tłumaczenie ze strony pracowniczki biura podróży, jakie są w Polsce systemy zakupu wycieczek i że rezerwacja nie oznacza w tym przypadku zakupu.
Egipskie królestwo niedogodności
Wśród krajów, na które najczęściej skarżą się turyści pierwsze miejsce zajmuje Egipt. Według jednego z pracowników biura podróży, który prosi o zachowanie anonimowości, najbardziej absurdalnymi skargami po wycieczce do Egiptu są reklamacje, że jest tam za dużo Arabów. Dość często klienci składają reklamacje na to, że w Egipcie było bardzo gorąco (w lipcu czy sierpniu), a rezydentka nie raczyła klientów o tym wcześniej poinformować. Zdarzają się również reklamacje na "zawodzenie" z pobliskich meczetów - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski jeden z pracowników biura podróży.
Niby każdy wie, że woda jest mokra, a na pustyni jest dużo piasku. Jednak znalazł się klient, który po powrocie z Egiptu zgłosił, że na wycieczce fakultatywnej po pustyni było zbyt dużo piasku i kurzu. W jednym z warszawskich biur podróży pojawiły się również reklamacje, w których turyści pisali, że w morzu pływały glony i martwe ryby. Po wyjeździe do krajów arabskich część turystów skarży się na problemy żołądkowe, wymioty, gorączkę. Zdarzył się przypadek, w którym klientka po powrocie z wycieczki do Egiptu w reklamacji odnośnie jedzenia dołączyła na dowód swoje zdjęcie wykonane w toalecie.
Pracownik innego biura podróży z rozrzewnieniem wspomina reklamację, w której pani zarzucała, że wyjechała na wakacje do Egiptu, aby poznać "przyjazną duszę", ale cały pobyt spędziła sama, gdyż była jedyną Polką w hotelu. Żądała od biura podróży rekompensaty za "zmarnowany urlop". Pojawiają się również skargi na inne nacje. Jak zdradził nam jeden z przedstawicieli znanego biura podróży, Polacy nie chcą być zakwaterowani w jednym hotelu z Anglikami czy Niemcami. Zdarza się, że klienci skarżą się, że w hotelu było zbyt dużo klientów konkretnej narodowości, np. Rosjan. Niektórzy polscy turyści nie życzą sobie, by być w jednym hotelu z Polakami.
Absurd goni absurd
W większości biur podróży, z którymi rozmawialiśmy, na porządku dziennym są reklamacje na złą pogodę, bo przecież miało być słonecznie, a padał deszcz. Pojawiają się również skargi, że kiedy padał deszcz turyści nie mogli korzystać z restauracji na wolnym powietrzu. Zdarzyło się się również, że klient narzekał, że w nocy było zimno, a rezydent "bezczelnie był ubrany w sweter".
Niektórzy w swoich reklamacjach ujawniają słabą znajomość języka angielskiego, bo oto w niektórych biurach klienci skarżyli się, że aby zjeść obiad musieli udać się do restauracji, a przecież wykupili wycieczkę w ofercie "all inclusive". Być może ludziom wydawało się, że w związku z tym posiłek zostanie im dostarczony do hotelowego pokoju, tudzież basenu. Jedno z biur, z którym rozmawialiśmy, odnotowało również przypadek, w którym turyści żądali rekompensaty za to, że w restauracji hotelowej w Turcji nie pozwolono im zjeść kolacji w samych slipkach. Niektórzy w czasie wyjazdu muszą się nieźle namęczyć i reklamują właśnie ciężkie warunki pobytu. Jak wspomina jeden z przedstawicieli dużego biura podróży, pewna turystka po powrocie z wycieczki do Hiszpanii narzekała na kurki, którymi przełączało się wodę pod prysznicem. Zgłosiła w reklamacji, że musiała ona bardzo mocno naciskać na kurek, co sprawiało jej wiele problemów w czasie urlopu. Zdarzają się również przypadki, w których turyści żądają rekompensaty za
stres z tytułu tego, że pilot samolotu wylądował nie w tym miejscu pasa co zwykle. Niektórzy klienci reklamują fakt, że musieli jeść na śniadanie krzywo pokrojone pomidory.
Niesamowite, choć prawdziwe historie
Poziom absurdu niektórych zgłoszeń jest tak wysoki, że aż trudno uwierzyć, że zdarzyły się one naprawdę. A jednak jak informują pracownicy biur podróży – „klient nasz Pan” i należy grzecznie wysłuchać każdej skargi, bez względu na to jak zaskakująco ona brzmi.
Lekarz z Krakowa po wycieczce do Chin skarżył się, że w powietrzu w zamieszkiwanym przez niego pokoju hotelowym było za dużo pleśni. Na dowód prawdziwości swoich słów przywiózł pracownikom biura podróży słoik z powietrzem z Chin. To nie jest żart - zapewniał nas przedstawiciel biura podróży.
Mogłoby się wydawać, że wykupując zimowe wczasy w górach ludziom powinno zależeć na dobrej pogodzie, czyli na tym by był śnieg. Jednak zdarza się, że podczas wyjazdów zimowych ludzie reklamują zbyt dużą ilość śniegu. Czasami zbyt gruba warstwa pokrywy śnieżnej sprawia, że nie kursują autobusy pomiędzy hotelami a wyciągami narciarskimi. Nawet jeśli droga nie jest długa, to zdarzają się przypadki, w których klienci zamiast pokonać ten dystans pieszo składają reklamację w biurze podróży na zbyt dużą ilość śniegu. Jedna z pań po zimowym wyjeździe w góry skarżyła się, że najbardziej denerwował ją śnieg. Jak się potem okazało nie była to jedyna osoba, która tego typu zażalenia złożyła do biura podróży, organizującego jej wycieczkę.
Po tych wszystkich historiach zaczynamy podejrzewać, że ziarno prawdy może być także w historii - chyba już legendarnej - o matce, która reklamowała, że w czasie obozu jej córka zaszła w ciążę, ponieważ w basenie, w którym kąpała się dziewczyna pływały plemniki.
Sylwia Mróz, Wirtualna Polska