Skandalista dzieli wieś

Zwłoki posiekane na plasterki, kobieta z martwym płodem w macicy oraz sportowiec unoszący w geście triumfu własną skórę. Tuż obok szachista, który z mózgiem na wierzchu obmyśla kolejny ruch pionków. Wbrew pozorom to nie kadry z drastycznego horroru, ale sztuka w wydaniu prof. Gunthera von Hagensa. Niemiecki patolog od lat rzeźbi w zwłokach, a prace wystawia na całym świecie. Nie czuje obrzydzenia, bo jak mówi, swoimi ekspozycjami uczy anatomii i zapewnia ludziom nieśmiertelność.

28.02.2005 | aktual.: 28.02.2005 12:58

Jego obiektom można zajrzeć wszędzie. Pokazuje m.in. serce po zawale, wątrobę trawioną nowotworem, płuca palacza oraz splecione w warkocze mięśnie rąk i nóg. Do tej pory Hagens przygotowywał eksponaty głównie w Chinach i Kirgizji. Teraz chce przenieść bazę do Polski. Kupił już nawet działkę i hale w Sieniawie Żarskiej, małej wiosce w województwie lubuskim. Dlaczego akurat tam? – Zdecydowała o tym bliskość Berlina i niskie ceny ziemi – tłumaczy. Poza tym Hagens urodził się w Polsce i ma do niej sentyment. Podupadłe budynki po dawnym państwowym ośrodku maszynowym planuje przerobić w ciągu kilku miesięcy na nowoczesne laboratorium preparowania zwłok.

Gdy wieść o planach niemieckiego naukowca dotarła do Sieniawy, we wsi zawrzało. Ludzie mówili tylko o tym. Zdjęcia jego eksponatów wędrowały po wszystkich domach. Jedni na ich widok łapali się za głowę, drudzy potakiwali z uznaniem. Ci pierwsi to głównie starsi mieszkańcy Sieniawy. Dla nich Hagens jest wynaturzonym psychopatą i barbarzyńcą. Niektórzy porównują go nawet do Frankensteina. Młodzi są innego zdania. Widzą w nim przede wszystkim inwestora ze sporym kapitałem oraz kontrowersyjnego artystę. Różnice poglądów są ogromne, podobnie jak emocje towarzyszące dyskusjom. Hagens obiecuje jednak, że nie będzie niczego robił na siłę. Chce najpierw zgody mieszkańców. Ci zaś są mocno podzieleni i nie potrafią wypracować wspólnego stanowiska. W podjęciu decyzji ma im pomóc Gerhard Liebchen, ojciec Hagensa, który na spotkaniu we wsi zapewniał, że jego syn nie ma wobec Sieniawy niecnych zamiarów. Wręcz przeciwnie. Planuje zainwestować tam 15 mln euro i stworzyć ponad 300 miejsc pracy. Nie wszystkich to przekonuje.

Precz z barbarzyńcą!

Wachlarz argumentów wysuwanych przez przeciwników obecności zakładu Hagensa we wsi jest spory. Zarzucają mu głównie profanację ludzkich zwłok i łamanie elementarnych zasad chrześcijaństwa. Mówią też o zanieczyszczaniu środowiska, a nawet epidemii, którą miałyby wywołać odpady i chemikalia z jego laboratorium. Pojawiają się również bardziej makabryczne obawy.

– Kto wie, czy jak zabraknie mu trupów, nie zacznie rozgrzebywać grobów na cmentarzach? Skoro potrafi obdzierać ludzi ze skóry, to można się po nim wszystkiego spodziewać. Dziwak i szaleniec – mówi mieszkanka Sieniawy. Po wsi krąży nawet wizja szwadronów śmierci, które polowałyby na ludzi. Ojciec skandalisty uspokaja, że jego syn ma wystarczająco dużo zwłok, poza tym zawsze pozyskuje je legalnie. Ciała zapisują mu w testamencie tysiące ludzi na całym świecie. Hagens nie płaci za to, aby uniknąć oskarżeń o handel trupami. Mimo to Grażyna Kowalik – pielęgniarka z Sieniawy – stanowczo protestuje. – Nie wyrażam zgody na obecność Hagensa we wsi. Dla mnie jego wystawy są niemoralne i chore. Jako katoliczka nie mogę na to pozwolić. Żadne pieniądze ani obietnice nowych miejsc pracy mnie nie przekonają! Poza tym nie wierzę, że zatrudni tyle osób – mówi zirytowana. Zdeklarowaną przeciwniczką przeniesienia laboratorium do wsi jest także Krystyna Korzeniowska, sołtys Sieniawy.

– Nie popieram tej inwestycji. Widziałam zdjęcia wytworów Hagensa. Były szokujące i nie nazwałabym tego sztuką. Poza tym nadal nie mamy żadnych konkretnych informacji o tym, jak ten zakład miałby wyglądać i czym dokładnie się zajmować. Spotkaniem z Liebchenem jestem zdegustowana. Niewiele nam wytłumaczył – żali się Korzeniowska. Zastanawia się także, ilu podziwiających wystawy Hagensa chciałoby mieszkać w sąsiedztwie jego laboratorium. Według Czesława Kowalczuka, miejscowego przedsiębiorcy prywatnego, temat ludzkiej śmierci powinien pozostać tabu. Wystawy z trupami są dla niego pogwałceniem zasad naszej kultury. Podobnie uważa Krzysztof Szymański, który choć deklaruje się jako zwolennik dużej swobody w prowadzeniu działalności gospodarczej, interesowi Hagensa nie sprzyja. – Preparowanie zwłok i pokazywanie ich na wystawach budzi moją odrazę. Nie sądzę, abym kiedykolwiek chciał oglądać to, co pan Hagens robi w swoim zakładzie. Nie rozumiem, czemu mają służyć jego eksponaty ani motywów, dla których to robi –
mówi.

Argumenty o szerzeniu wiedzy z zakresu anatomii nie przekonują także wielu innych mieszkańców. Wszyscy jednak żyją nadzieją, że niemiecki ekscentryk dotrzyma słowa i nie będzie chciał działać wbrew ich woli. – Gdyby spróbował przenieść zakład bez naszej zgody, będziemy protestować. W końcu to my jesteśmy u siebie, a on powinien się dostosować. Inaczej wejdziemy na wojenną ścieżkę – grozi sołtys Korzeniowska.

Praca jak każda...

Jednak we wsi są i tacy, którzy o żadnych protestach i wojnie nie chcą słyszeć. Ofertę skandalisty postrzegają przez pryzmat rachunku ekonomicznego. – Taki zakład to świetna okazja do wypromowania wioski. A praca przy trupach nie jest niczym zdrożnym. Traktuję ją jak każdą inną. Ta cała panika i teksty o polowaniu na cmentarzach to ciemnogród. Przecież Hagens będzie działał legalnie – uważa młody mężczyzna z Sieniawy. Prosi o anonimowość, bo jak mówi, jego poglądy nie są we wsi popularne, a nie chce mieć kłopotów. Na pytanie, czy zdecydowałby się zapisać swoje zwłoki Hagensowi, nie potrafi odpowiedzieć jednoznacznie.

Głos młodych tylko sporadycznie zyskuje poparcie starszego pokolenia. Henryk Baworowski, 54-letni tokarz, były pracownik POM-u, czyli miejsca, w którym ma powstać laboratorium, jest w stanie zaakceptować Hagensa, choć jego działalność nie do końca mu odpowiada. – Wiem, że wieś jest niechętna, bo ludzie się boją, ale moim zdaniem, jeśli Hagens dotrzymałby obietnicy i stworzył miejsca pracy – nawet połowę z tego, co mówi – to trzeba mu pozwolić działać, dla dobra nas wszystkich – podkreśla.

– Ta wieś była kiedyś piękna, a teraz jest biedna i podupada. Potrzeba inwestycji, aby zlikwidować bezrobocie i przywrócić dawną świetność Sieniawie – dodaje. Szwadronów śmierci się nie obawia, bo jak mówi, to wymysł ludzkiej wyobraźni.

Przypadkowa kariera

Gunther von Hagens urodził się w 1945 r. pod Poznaniem. Tuż po wojnie zamieszkał w NRD, gdzie rozpoczął studia medyczne. Za protesty przeciwko interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji został wyrzucony z uczelni, a po próbie ucieczki na Zachód trafił do więzienia. Gdy w końcu udało mu się przedostać do RFN, powrócił na studia. Najpierw uczył się w Lubece, później zrobił doktorat na uniwersytecie w Heidelbergu. Wyspecjalizował się w patologii. Jego nowatorski sposób preparacji zwłok otworzył mu drogę do światowej sławy, choć już nie w charakterze lekarza i naukowca, ale kontrowersyjnego artysty. Opracowana przez niego plastynacja polega na wypełnianiu martwych tkanek specjalną substancją, która nie tylko skutecznie konserwuje ciała, lecz także nadaje im odpowiednią elastyczność. Dzięki temu nieboszczyka można w dowolny sposób modelować. Po latach Hagens wyznał, że wpadł na to przez przypadek. W 1993 r. naukowiec założył Instytut Plastynacji i rozpoczął prace nad kontrowersyjnymi wystawami.

Swoje dzieła po raz pierwszy pokazał w 1997 r. w Monachium. Od tego czasu kariera anatoma rozwija się błyskawicznie. Media przypięły mu łatkę skandalisty, a to dodatkowo spotęgowało zainteresowanie jego twórczością. Wystawa „Body Worlds” bije rekordy popularności. Szacuje się, że widziało ją już 16 mln osób. Zwiedzający przychodzą nawet z dziećmi. Instalacja prezentowana była m.in. w Japonii, Niemczech, Belgii i Austrii. W styczniu oglądali ją mieszkańcy Nowego Jorku, a teraz pokazywana jest w Chicago. Ekspozycja obejmuje ponad 200 eksponatów, w tym 25 zakonserwowanych w całości ciał oraz dziesiątki spreparowanych organów. Trup dla Hagensa to takie samo tworzywo jak dla innych rzeźbiarzy kamień czy drewno. Swoich nieboszczyków ustawia w różnych pozach i aranżacjach. Są koszykarz, narciarz oraz jeździec na koniu. Wszyscy obdarci ze skóry, aby było widać mięśnie i ścięgna. W gablotach znajdują się martwe bliźnięta syjamskie oraz noworodki z wodogłowiem. Sam Hagens mówi o sobie, że stoi na moście łączącym
sztukę z nauką. Jego konto puchnie z dnia na dzień, skandalista nie ustaje więc w wymyślaniu nowych prowokacji. W Londynie zorganizował pierwszą od 1830 r. publiczną sekcję zwłok. Mrożący krew w żyłach spektakl oglądało ponad 600 śmiałków. Każdy zapłacił po 12 funtów. Wszystko odbyło się nielegalnie. Władze groziły mu nawet aresztem, ale Hagens uznał, że woli pójść do więzienia, niż zrezygnować z sekcji.

Przemysław Pruchniewicz

Hagens powinien odpowiadać za znieważenie zwłok

Przemysław Maciak, adwokat

– Osoba, która preparuje zwłoki w celach „artystycznych”, niewątpliwie naraża się na kolizję z polskim prawem. Art. 262 kodeksu karnego wyraźnie stanowi, że „kto znieważa zwłoki, prochy ludzkie lub miejsce spoczynku zmarłego, podlega grzywnie, karze ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat dwóch”. Oczywiście, kluczowe jest tutaj ustalenie definicji pojęcia „znieważa”. Komentatorzy jako zniewagę definiują takie zachowanie, które według zdeterminowanych kulturowo i powszechnie przyjętych ocen stanowi wyraz pogardy dla drugiego człowieka. Moim zdaniem, samo zapisanie zwłok w testamencie nie wyłącza pojęcia zniewagi. Dlatego postępowanie niemieckiego performera podlegałoby w Polsce ściganiu z urzędu, a sama wystawa prawdopodobnie zostałaby zamknięta. Ponadto wykorzystywanie zwłok w celach artystycznych podpada także pod art. 196 kodeksu karnego, który stanowi, że „kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania
obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat dwóch”. Według mojej opinii, to, co robi Hagens, powinno być potraktowane przez prokuraturę jako publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej.

To nie sztuka

Jerzy Biernat, prezes Związku Polskich Artystów Plastyków

– Sztuka współczesna coraz częściej szokuje, a nierzadko nawet wymyka się z ram prawnych. Należy jednak pamiętać, że do oglądania takich wystaw nikt nikogo nie zmusza. Idzie je zobaczyć ten, kto ma na to ochotę. Niemniej jednak działalność Hagensa budzi we mnie wątpliwości natury etycznej. Tworzenie manekinów z martwych ciał – w mojej opinii – nie zawiera się w kategoriach procesu twórczego i obiektów sztuki.

Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach, gdy technika i umiejętności fachowców są tak zaawansowane, identyczną wystawę – a może nawet dużo lepszą pod względem plastycznym – można by stworzyć bez wykorzystywania prawdziwych zwłok. Przykładem może tu być tragicznie zmarły polski malarz fotografik Zdzisław Beksiński, który w swojej twórczości rozwiązywał podobne problemy artystyczne bez profanacji ciał, a jego wybitne osiągnięcia w zakresie sztuki są niepodważalne.

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)