Skandalista Alfred Kinsey
Publikację pierwszego raportu Alfreda Kinseya "New York Times" porównał do wybuchu bomby atomowej. Do zbadania działalności Kinseya powołano pierwszą w historii Kongresu USA komisję śledczą. Własne śledztwo wszczął też szef FBI Edgar Hoover. A chodziło tylko o dane o życiu seksualnym Amerykanów. Ale były to dane naprawdę szokujące, ujawniające, że seks wypełnia życie w znacznie większym stopniu, niż wcześniej sądzono.
Do dziś uważa się Kinseya za ojca rewolucji seksualnej, a także twórcę nowoczesnej seksuologii. Wszystkiego tego dokonał mało znany wcześniej entomolog (specjalista od os galasówek) z uniwersytetu Indiana, który postanowił sprawdzić, na ile zachowania seksualne owadów są wspólne z ludzkimi. Potem Kinsey stał się nie tylko ulubieńcem mediów, ale i bohaterem masowej wyobraźni. "Jak dowodzi Kinsey, każdy mężczyzna woli sam się rozgrzewać swym ulubionym sportem" - śpiewała Ella Fitzgerald w piosence Cole'a Portera. Czyniła tym samym aluzję do tego, że badania Kinseya ujawniły powszechność autoerotyzmu. Sam Kinsey mówił: "Seks jest jak gra w brydża - jeśli nie masz dobrego partnera, zostaje ci dobra ręka".
Dla zwolenników Kinseya największa niespodzianka miała jednak dopiero nadejść. O tej tajemnicy opowiada przede wszystkim biograficzny film Billa Condona "Kinsey" (pięć nominacji do Złotych Globów i dwie do Oscara), który za kilka dni wchodzi na polskie ekrany. Film jest oparty na biografii Kinseya pióra Jonathana Gathorne'a-Hardy'ego "Kinsey: Seks jako miara wszech rzeczy".
Normalne dewiacje
Kinsey zaszokował świat za sprawą dwóch raportów - "Zachowanie seksualne mężczyzny" z 1948 r. i późniejszego o pięć lat raportu dotyczącego seksualności kobiet. Zawierały one pierwsze w historii badania socjologiczne na temat seksu oparte na anonimowych ankietach. Na ich podstawie Kinsey ogłosił, że purytańskie amerykańskie społeczeństwo, którego podstawą są monogamiczne, kochające się rodziny, jest fikcją. Z opublikowanych przez niego danych wynikało m.in., że w Stanach Zjednoczonych prawie 90 proc. mężów chociaż raz zdradziło żonę (odwrotnie około 30 proc.). Kontakty homoseksualne miał mieć co trzeci mężczyzna. Z kolei dzieci miało cechować mocne zainteresowanie seksem, a dla większości z nich kontakt fizyczny miał nie być traumatycznym przeżyciem. Szczególnie to ostatnie było bulwersujące, bo zaczęło być wykorzystywane przez pedofilów.
Kinsey ogłosił, że wszelkie przejawy seksualnej rozwiązłości i dewiacji są normalne. "W seksie nienormalne jest tylko to, czego nie można fizycznie wykonać" - mówił Kinsey. Generalna konkluzja raportów głosiła, że zachowania seksualne ludzi i owadów różnią się tylko tym, iż ludzie wykorzystują w seksie inteligencję.
W purytańskiej Ameryce sprzed półwiecza raporty Kinseya wywołały burzę znacznie większą niż na początku lat 70. działalność innego skandalisty Larry'ego Flynta, założyciela pisma "Hustler". Skądinąd Flynt, przeczytawszy raporty Kinseya, stwierdził, że jego erotyczne świerszczyki to przy nich pestka. Raporty Kinseya zostały prawie natychmiast wykorzystane przez ruchy gejowskie i feministyczne: dodawały naukowych argumentów ich ideologii. Za sprawą filmu Billa Condona "Kinsey" po obu stronach Atlantyku ożyła obecnie debata dotycząca społecznych skutków raportów Kinseya.
Biseksualna obsesja
"Istnieją tylko trzy dewiacje seksualne: abstynencja, celibat i odroczona data ślubu" - ironizował Alfred Kinsey, gdy oskarżano go o deprawację. Główna myśl pierwszego raportu brzmiała tak: hamowanie przez mężczyzn popędu płciowego w imię zasad moralnych jest tylko pobożnym życzeniem społeczeństwa. W rzeczywistości popęd zdecydowanie wygrywa nad moralnością. Wedle ankiet wypełnionych przez ponad 10 tysięcy Amerykanek i Amerykanów, więcej niż połowa mężów regularnie zdradzała żony. I to nie tylko z kobietami, ale i z mężczyznami.
Na potrzeby badań Kinsey stworzył skalę seksualności człowieka, gdzie 0 oznaczało skłonności wyłącznie heteroseksualne, a 6 - wyłącznie homoseksualne. W konkluzji badań Kinsey stwierdził, że niemal wszyscy jesteśmy biseksualni, ale większość tłumi homoseksualne skłonności (homoseksualizm karano wtedy w wielu stanach więzieniem). Przy takich wnioskach to, że 68 proc. mieszkańców USA nie czekało z pierwszym razem do nocy poślubnej, 92 proc. mężczyzn regularnie się onanizowało, a seks oralny uprawiało 60 proc. badanych, było naprawdę drobiazgiem.
Michał Zaczyński, Współpraca: Marta Fita-Czuchnowska Waszyngton