Skandal wokół inwigilacji dziennikarzy w Kanadzie
• Policja w kanadyjskiej prowincji Quebec przyznała, że inwigilowała przez lata dziennikarzy mediów prywatnych i publicznych
• Rząd Quebecu przeprowadzi dochodzenie w tej sprawie
• Dziennikarze, prawnicy i politycy piętnują naruszenie wolności prasy
06.11.2016 | aktual.: 06.11.2016 08:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Skandal, pierwszy na tak wielką skalę od przynajmniej 20 lat, wybuchł na początku minionego tygodnia, a w środę policja francuskojęzycznej prowincji (Surete du Quebec - SQ) potwierdziła, że zbierała dane o połączeniach telefonicznych sześciorga dziennikarzy w ramach prowadzonego dochodzenia w sprawie przecieków do prasy.
Policja sprawdzała połączenia telefoniczne trojga dziennikarzy publicznych mediów (Radio-Canada), dwóch dziennikarzy dziennika "La Presse" i jednego dziennikarza "Journal de Montreal". W niektórych przypadkach zbieranie danych trwało nawet pięć lat.
Policyjne tropienie dziennikarzy i źródeł informacji było związane z dochodzeniem, w ramach którego policja sprawdzała wpływy organizacji przestępczych w branży budowlanej w Quebecu. W 2013 roku w mediach zaczęły się ukazywać artykuły m.in. o związkach szefa największej quebeckiej centrali związkowej FTQ, Michela Arsenault, z osobami, których nazwiska pojawiały się w tym policyjnym dochodzeniu. Arsenault nie miał postawionych żadnych zarzutów, ale wiedział, że jego telefon jest na podsłuchu.
Gdy w mediach zaczęły się ukazywać informacje na jego temat, napisał do ówczesnego ministra bezpieczeństwa publicznego Stephane'a Bergerona, zwracając się o dochodzenie w sprawie dostępu dziennikarzy do treści jego rozmów telefonicznych. Bergeron zapewnia obecnie, iż nigdy nie zwracał się do SQ o inwigilację dziennikarzy, natomiast szef policji poinformował go o rozpoczęciu dochodzenia w sprawie przecieków.
Obecny szef SQ Martin Prud'homme zarządził zniszczenie wykazów rozmów i zwrócił się do quebeckiego ministerstwa bezpieczeństwa publicznego o przeprowadzenie niezależnego dochodzenia. Zlecił też analizę dokumentów za minione 20 lat, by upewnić się, że inne przypadki tego typu nie miały miejsca.
Obecny premier Quebecu Philippe Couillard zapowiada zmiany w prawie, które miałyby chronić tajemnicę dziennikarską na równi z tajemnicą adwokacką czy sędziowską i gwarantować bezpieczeństwo rozmówców przedstawicieli mediów.
Sprawa sześciorga dziennikarzy nie jest jedyną aferą inwigilacyjną ostatnich dni. W poniedziałek dziennik "La Presse" poinformował, że policja miasta Montreal (SPVM), próbując zidentyfikować rozmówców dziennikarza tej gazety, uzyskała dostęp do wykazu jego rozmów telefonicznych. Gromadzono dane o numerach telefonów i o miejscach, gdzie się znajdował. Dziennik uzyskał sądowy nakaz wydany policji w sprawie zamknięcia dostępu do wszelkich danych o rozmowach telefonicznych, które policja mogła uzyskać, oraz zniszczenia wszystkich danych, do których dostęp nie mógłby zostać zablokowany.
Angielskojęzyczny portal publicznych telewizji i radia, CBC.ca, w obszernej analizie wskazuje, że naruszenia wolności prasy nasiliły się po wprowadzeniu przez poprzedni konserwatywny rząd ustawy C-51 mającej na celu walkę z terroryzmem. Ustawa ta ułatwiła m.in. rozmaitym służbom wymianę informacji. Liberałowie poparli wówczas w parlamencie ustawę, choć zapowiadali jej zmiany - do dziś niezrealizowane. Ustawa spotkała się z dużym sprzeciwem, w tym byłych premierów, urzędów chroniących dane osobowe czy organizacji ekologicznych.
CBC.ca przypomniało w swojej analizie, że po wejściu w życie ustawy, w połowie ub.r. w kilku przypadkach różne formacje policji m.in. podsłuchiwały dziennikarzy przez krótkie okresy bez zgody sądu. Prawnicy i media podnoszą alarm, że policja naginała przepisy. W innej analizie CBC.ca wskazało, że policja mogła wykorzystać inne przepisy tzw. ustawy C-13, również wprowadzonej za rządu konserwatystów, którą prezentowano jako narzędzie do walki z molestowaniem w internecie. Przepisy te dają policji prawo do śledzenia danej osoby czy transmisji danych, jeśli istnieje podejrzenie, że może to pomóc w dochodzeniu.
Także kanadyjski wywiad - CSIS - usłyszał niedawno w sądzie federalnym, że naruszył przepisy, gromadząc przez 10 lat dane i nie poddając tego kontroli sądu. Federalny minister bezpieczeństwa publicznego Ralph Goodale wydał w czwartek komunikat, że rząd nie będzie odwoływał się od wyroku.
W tym kontekście kanadyjscy politycy i prasa zwracają uwagę na problem związany z nowymi technologiami, czyli gromadzenie metadanych przez różne służby. To m.in. informacje o numerach telefonicznych czy adresach poczty elektronicznej. Metadane nie zawierają informacji o treści rozmów czy też maili, ale i tak pozwalają na dużą ingerencję w prywatność obywatela.