Sikorski tłumaczył się ze słów prezydenckich ministrów
Minister spraw zagranicznych Radosław
Sikorski powiedział, że w niedzielę musiał się tłumaczyć "na
bardzo wysokim szczeblu" amerykańskiemu Departamentowi Stanu ze
słów prezydenckich ministrów w sprawie rozmowy prezydenta Lecha
Kaczyńskiego z Barackiem Obamą.
09.11.2008 | aktual.: 10.11.2008 06:17
Sikorski podkreślał w TVN24, że telefon Baracka Obamy do Lecha Kaczyńskiego był kurtuazyjną rozmową, w której nie mogły paść żadne wiążące deklaracje. - Tego, co można było się spodziewać, to bardzo mglistej zapowiedzi, że będą respektowane zawarte porozumienia, ale zdaje się, że i tego nie było ze strony prezydenta elekta i że sprawę tarczy poruszył nasz prezydent - mówił Sikorski.
Minister nie chciał zdradzić żadnych szczegółów swoich rozmów z Departamentem Stanu. Powiedział tylko, że co kilka dni ma jakąś sprawę, z której "musi się tłumaczyć za granicą" i nie ułatwia mu to pracy. Sikorski uważa, że kancelarii prezydenta "brakuje profesjonalizmu i koordynacji". - To dlatego nie jesteśmy entuzjastami tak ofensywnego angażowania się prezydenta w sprawy zagraniczne - podkreślił szef polskiej dyplomacji.
Zwrócił też uwagę, że największe światowe serwisy informacyjne, zamiast podkreślać fakt, że Obama dzwonił do Polski dwa razy - do prezydenta i premiera - zajmują się tym, kto mija się z prawdą. - To był zgrzyt na dzień dobry a pierwsze wrażenia się liczą - powiedział.
Jak poinformował w niedzielę prezydencki minister Michał Kamiński, w rozmowie z Lechem Kaczyńskim Barack Obama nie złożył deklaracji ws. losów programu tarczy antyrakietowej.
- Sprawa militarnej współpracy pomiędzy Polską i Stanami Zjednoczonymi była poruszana; natomiast prezydent Obama - podkreślam przed chwilą konsultowałem to z panem prezydentem - nie złożył żadnych obietnic dotyczących konkretnie tarczy" - powiedział w TVN 24.
Prezydencki minister ds. międzynarodowych Mariusz Handzlik powiedział PAP w sobotę, że w rozmowie telefonicznej Obama poinformował, iż projekt tarczy antyrakietowej będzie kontynuowany. To stwierdzenie znalazło się też w oficjalnym komunikacie przekazanym mediom po rozmowie obu polityków.
Zdaniem Sikorskiego po całym tym zamieszaniu nie należy się szybko spodziewać telefonu Obamy do Polski, ale nie powinno to raczej wpłynąć na zapowiadaną wizytę nowego prezydenta USA w naszym kraju.
Minister spraw zagranicznych dodał, że w jego niedzielnych kontaktach z Waszyngtonem nie była poruszana sprawa wystąpienia posła PiS Artura Górskiego. - Departament Stanu żyje w błogiej ignorancji faktu istnienia posła Górskiego - powiedział Sikorski.
Górski mówił w środę w Sejmie, że "głową największego na świecie mocarstwa został kumpel lewackiego terrorysty Williama Ayersa, polityk uważany przez republikańską prawicę za czarnoskórego kryptokomunistę". Jak mówił, "Al-Kaida już zaciera ręce z radości, że nowy prezydent wybiera pokój a nie wojnę; w kwestiach polityki zagranicznej Obama jest pacyfistą i - jak określili go republikanie - naiwnym mięczakiem". Według posła PiS, "Obama to nadchodząca katastrofa. To koniec cywilizacji białego człowieka".
- Komentarz tego rodzaju jest naganny i nie odzwierciedla poglądów Polaków - oświadczył ambasador amerykański Victor Ashe, cytowany przez Newsweek.pl.
MSZ wyraziło dezaprobatę wobec wypowiedzi posła. "Ministerstwo Spraw Zagranicznych z zasady nie komentuje indywidualnych wystąpień posłów, wychodząc z założenia, że przysługuje im prawo do nieskrępowanej wolności słowa. Tym razem jednak, jako resort odpowiedzialny za relacje Polski z zagranicą, czujemy się zobowiązani do wyrażenia dezaprobaty dla wypowiedzi posła Artura Górskiego (PiS)(...) MSZ zamierza zwrócić się za pośrednictwem Marszałka Sejmu RP do Komisji Etyki z wnioskiem o właściwą ocenę wystąpienia posła" - czytamy w specjalnym komunikacie.
PiS od słów Górskiego się odciął, jego wystąpienie ma zbadać rzecznik dyscyplinarny klubu partii.