Sezon na złodziei tablic rejestracyjnych
Uwaga, kierowcy! Wraz z nadejściem lata uaktywniają się złodzieje tablic rejestracyjnych. Na kradzionych numerach tankują potem na nasz rachunek na stacjach benzynowych.
Pan Artur, mieszkaniec Warszawy, przeżył szok, kiedy dostał wezwanie policyjne. Na komisariacie obejrzał dostarczony przez stację benzynową film, z którego wynikało, że zatankował paliwo za 200 zł i odjechał bez uiszczenia rachunku. Dopiero po oględzinach policyjnych i dokładnym porównaniu samochodu pana Artura z pojazdem widzianym na filmie – okazało się, że tankował złodziej, który wcześniej ukradł panu Arturowi tablice. Tylko dzięki temu pan Artur nie musiał płacić za benzynę złodzieja.
Lewe wakacje
Co roku w Polsce dochodzi do ok. 15 tysięcy kradzieży tablic – najwięcej na Mazowszu i na Śląsku. – Na naszych stacjach w całej Polsce średnio kilka do kilkunastu razy w miesiącu ktoś tankuje na skradzionych numerach – mówi Paweł Poręba z PKN Orlen. Jeszcze częściej zdarza się to w okresie wakacyjnym.
Właściciele stacji zabezpieczają się, jak mogą, przed tankującymi na „lewych blachach”. Niektórzy oprócz umowy podpisanej z firmą ochroniarską mają specjalny pościgowy samochód, a personel jest przeszkolony w namierzaniu podejrzanych pojazdów. Wiele stacji wprowadza dodatkowe utrudnienia – na przykład motocyklista nie może zacząć napełniać baku, dopóki nie zejdzie z maszyny i nie zdejmie kasku, a na niektórych stacjach po godzinie 22 za paliwo należy płacić z góry.
Jednak kradzież paliwa to niejedyny powód, dla którego złodzieje sięgają po śrubokręt. – Na „lewej blasze” można ukraść benzynę, przeprowadzić skradziony pojazd w bezpieczne miejsce, dokonać napadu lub włamania – mówi komisarz Marcin Szyndler z Komendy Głównej Policji.
Zdarzają się także bardziej oryginalne powody zniknięcia numerów. - Spotkałem się z przypadkiem, że sam właściciel upozorował kradzież, zanim sprzedał auto. Jak później tłumaczył – miał niezwykły sentyment do samochodu. – Chciał zatrzymać tablice na pamiątkę – tłumaczy Szyndler.
- 26-letni Robert kradzież tablic nazywa „robieniem numeru”. – Paliwo jest bardzo drogie, szkoda mi wydawać pieniądze na coś tak ulotnego. Najczęściej „robię numer”, wyjeżdżając w trasę. Około 6 rano, gdy ludzie jeszcze śpią, wjeżdżam w osiedlową uliczkę i szukam fury, takiej za ponad 30 tys. zł, żeby jakiemuś biednemu właścicielowi poloneza nie robić kłopotu – opowiada. Samochód musi być z blachami zamocowanymi na podkładki, które można szybko zdjąć. – Kilkaset metrów przed stacją benzynową montuję „blachy” na gumki recepturki. Podjeżdżam na stację, tankuję do pełna i odjeżdżam. Parę minut ucieczki z prędkością ponad 200 km/godz. Później wyrzucam lewe blachy. Potem szybka zmiana odzieży – tak na wszelki wypadek.
Trzeba tylko uważać, bo czasem widząc, że odjeżdżasz, korzystając z „promocji”, potrafią rzucić czymś w samochód – dodaje Robert. – Stłuką ci szybę czy wegną blachę i już nie jesteś „do przodu” – wyjaśnia Robert.