Sezon na "babę świąteczną" otwarty. Lekarze ujawniają, jak rodziny porzucają bliskich

Sezon na "babę świąteczną" otwarty. Lekarze ujawniają, jak rodziny porzucają bliskich

Sezon na "babę świąteczną" otwarty. Lekarze ujawniają, jak rodziny porzucają bliskich
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Jedzura
Magda Mieśnik
16.04.2019 23:17

Jest kilka sprawdzonych przepisów na "babę świąteczną". Można przestać podawać starszej osobie leki, ograniczyć jej do minimum podawanie płynów i jedzenia, by się odwodniła albo po prostu kłamać, że jej stan bardzo się pogorszył. Bliscy są w stanie zrobić wiele, by na czas świąt pozbyć się starszej osoby z domu.

Telefon na pogotowie. Silny ból w okolicy serca. - Wchodzimy do mieszkania. 84-letnia pani leży w ciemnym malutkim pokoju. W salonie na środku walizki i torby podróżne. Małżeństwo z dzieckiem pakuje się na urlop. Za trzy godziny mamy samolot. Zabierajcie ją, bo za pół godziny wychodzimy. Staruszka patrzy smutno i zrezygnowana kręci głową. Mówi, że od kilku dni córka nie dawała jej leków na serce – mówi Tomasz, ratownik medyczny spod Poznania.

Od kilku dni ratownicy w całym kraju mają do czynienia z wieloma podobnymi przypadkami. Schemat zazwyczaj jest podobny. Rodzina zgłasza nagłe pogorszenie zdrowia starszej osoby i naciska na umieszczenie jej w szpitalu. Medycy mają już na to własne określenie. Tuż przed Wielkanocą, Bożym Narodzeniem czy wakacjami zaczyna się sezon na "babę świąteczną".

Chcą odetchnąć

- Ostatnio usłyszałem od znajomego lekarza, że w ostatnich dniach przybyło mu 14 pacjentów w wieku powyżej 80 lat. Wszystkie przypadki to "babki świąteczne". To naprawdę przykre. O ile mogę to jeszcze zrozumieć w wakacje, gdy bliscy chcą odrobinę odetchnąć, to w święta rodzina powinna być razem. Tymczasem przed Wielkanocą wzrasta liczba "podrzucanych" do szpitali starszych osób – mówi Wirtualnej Polsce lekarz Jakub Kosikowski.

Karetka pogotowia jedzie na sygnale przez centrum Warszawy. Wezwanie dotyczy zagrożenia życia. Rodzina zgłosiła utratę przytomności i duże problemy z oddychaniem. Dyspozytor pogotowia decyduje, że zespół ratowników ma pilnie ruszyć do mieszkania na Mokotowie. Mniej pilne przypadki muszą poczekać. – Piękny dom. Willa właściwie. Zapada w pamięć. Byliśmy tu już dwa razy. Przy okazji innych świąt i chyba w wakacje. Małżeństwo opiekuje się swoim dziadkiem. Starszy pan już nie wychodzi z domu, a oni chcą spędzić święta ze znajomymi i nie potrzebują takiego "bagażu". Nie ukrywają, że opieka nad starszym panem to dla nich duży problem – mówi Krzysiek, ratownik z 9-letnim stażem.

Starszy pan jest wycieńczony, odwodniony. Ciężko nawiązać z nim kontakt. Ratownicy podają mu niezbędne leki i zabierają do szpitala. Trzeba go nawodnić i zrobić badania. – Nie wytrzymałem i zapytałem, dlaczego nie oddadzą go do domu opieki, bo inaczej w końcu doprowadzą do jego śmierci. Kobieta powiedziała, że nie oddałaby dziadka w obce ręce na stałe – mówi ratownik.

Próba generalna

Lekarze przyznają, że wyobraźnia ludzi w doprowadzaniu bliskich do złego stanu nie ma granic. – Chyba najgorszy przypadek, jaki znam, to kobieta, która przywiozła do szpitala męża z atakiem padaczki. Powiedziała, że to próba generalna przed świętami. Sprawdzała, po ilu dniach od odstawienia leków ten człowiek dostanie napadu – mówi Jakub Kosikowski.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (183)
Zobacz także