Seria zamachów w Afganistanie
Afgańscy rebelianci dokonali serii ataków bombowych na południu i południowym wschodzie Afganistanu, zabijając duchownego i dwóch policjantów i wysadzając osiem cystern z paliwem.
Prawdopodobnie to rebelianci zaatakowali konwój policyjny na zachodzie Kandaharu, zabijając dwóch funkcjonariuszy i raniąc 13 osób.
Szef tamtejszej policji Mirza Khan powiedział, że w trakcie dwugodzinnej wymiany ognia mogło zostać zabitych albo rannych wielu rebeliantów, ale nie znaleziono ciał.
Po ataku na konwój doszło do eksplozji ośmiu cystern z paliwem niedaleko bazy sił USA w Kandaharze. W wybuchu poważnie rannych zostało dwóch kierowców. Według doniesień Associated Press cysterny nagle stanęły w płomieniach, a pożar unieruchomił lotnisko wojskowe, znajdujące się na obrzeżach amerykańskiej bazy.
Dowódca afgańskiej armii w Kandaharze gen. Mohammed Sarwar przypuszcza, że bombę ukryto pod jednym z samochodów-cystern.
Rzeczniczka sił USA Marina Evans potwierdziła informację Sarwara, zastrzegając jednak, że zniszczone cysterny nie należały do sił amerykańskich, lecz do afgańskich. Jej zdaniem afgańskie cysterny wojskowe wjechały na minę podłożoną na drodze, poza bazą.
Atak na cysterny, transportujące paliwo do koalicyjnych baz w Afganistanie z sąsiedniego Pakistanu, był największym tego typu od miesięcy.
W tym samym czasie w prowincji Chost na południowym wschodzie Afganistanu ładunek wybuchowy podłożony w meczecie zabił prorządowego duchownego Mohammada Khana i zranił 18 osób.
Przemoc w samym Kandaharze - dawnej fortecy talibów - i jego okolicach wzrosła w ostatnich tygodniach.