Serce w kolejce
Nie wiemy, co robić. Jesteśmy przerażeni - mówi rodzina pana Jana. Ma on 76 lat, lekarze orzekli, że powinien mieć przeprowadzoną operację serca. Natychmiast. Tyle, że na operację czeka się w kolejce. Co najmniej 3 miesiące.
Pan Jan ma 76 lat, skarżył się na serce. Na dwa tygodnie trafił do szpitala, w pierwszym nie było urządzeń do koronarografii, wywieźli go więc do drugiego. Wykonano wszystkie badania, orzeczono: operacja niezbędna. Termin: jak najszybciej. Operacje kardiochirurgiczne wykonuje się na Dolnym Śląsku tylko w dwóch miejscach. W szpitalu klinicznym nr 1 i w Medinecie. W szpitalu klinicznym na operację czeka się trzy miesiące, w Medinecie sześć.
- Dokładnie nie wiadomo nawet, ile trzeba czekać, przecież zawsze musimy przyjmować pilne przypadki - mówi konsultant wojewódzki ds. kardiochirurgii Wojciech Kustrzycki. - I oczekiwanie zawsze może się wydłużyć. I sytuacja wygląda tak: człowiek wie, że ma chore serce. Wie, że może nawet umrzeć. I wie, że operacja będzie za 3 miesiące. - A choroba wieńcowa jest przecież zagrożeniem dla zdrowia i życia - mówi Wojciech Kustrzycki.
Pusta sala
Medinet przy ul. Kamieńskiego. Sala operacyjna, tu przeprowadza się operacje na otwartym sercu. Sala jest pusta. Przez trzy dni w tygodniu. - Wykonujemy ok. 45 zabiegów miesięcznie - mówi dyr. medyczny placówki, Piotr Kołtowski. - Moglibyśmy trzy razy więcej.
Na Dolnym Śląsku powinno się przeprowadzać ok. 3 tys. operacji. Przynajmniej tyle wykonuje się w krajach środkowoeuropejskich: na milion mieszkańców - 1000 operacji. Szacuje się, że zdiagnozowanych i przygotowanych do operacji jest każdego roku na Dolnym Śląsku ponad 2000 osób. Z tego tylko ok. 1200 może liczyć, że w ciągu kilku miesięcy trafi na stół operacyjny w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
- W tamtym roku przeprowadzono w naszym województwie 1280 operacji, w tym obawiam się, że będzie ich mniej - mówi Wojciech Kustrzycki. Skoro sprzęt jest, lekarze są, w dodatku niewykorzystani, dlaczego chorzy nie mogą być leczeni? - Bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie daje nam pieniędzy - mówi dyr. Kołtowski. - Wyznaczono nam limity, możemy przeprowadzić tylko 700 operacji w roku.
Jesteśmy przerażeni
Co ma zrobić pacjent, który ma wyznaczony termin za pół roku? - Może zapłacić 11 tys. 500 złotych - mówi dyr. Kołtowski. Tyle bowiem kosztuje operacja. - Oczywiście, nikomu nawet tego śmiem zaproponować. Większość pacjentów to emeryci i renciści, takiej sumy nigdy nie mieli w ręku. Pozostaje im czekać. - Tylko proszę się postawić w naszej sytuacji - mówi rodzina pana Jana, który ma czekać kilka miesięcy na operację. - Jesteśmy przerażeni.
Kolejki są wszędzie
- Ryszard Jadach
- z-ca dyr. Narodowego Funduszu Zdrowia - oddział wrocławski
Finansowanie usług kardiochirurgicznych w tym roku jest większe, stawki nawet podnieśliśmy. Polityka się nie zmieniła, mimo że NFZ przejął finansowanie tych usług od Ministerstwa Zdrowia. Usług tych nie limitujemy, ośrodkom przeznaczamy określony budżet i muszą się w tej sumie zmieścić. To szpitale ustalają, ile operacji przeprowadzą, ośrodki prywatne robią ich mniej, bo chcą zarobić. System kolejkowy jest na całym świecie, w naszym województwie nie słyszałem jeszcze, aby ktoś w ciężkim stanie nie został przyjęty.
Upał szkodzi!
- Wojciech Kustrzycki
- konsultant wojewódzki ds. kardiochirurgii
- Profilaktyka ogólna, czyli taka, która jest niezależna od pory roku, stopnia nawodnienia organizmu itd., zakłada higieniczny tryb życia (bardzo ważna jest tutaj aktywność fizyczna), stronienie od tytoniu, tłustych potraw, kontrolowanie wagi, stosowanie diet. W obecnych warunkach pogodowych powinniśmy unikać upałów, tak by organizm nie przegrzewał się. Można wziąć zimny prysznic, chłodzić stopy w miednicy z zimną wodą i oczywiście uzupełniać płyny. Ich ubytek najlepiej zobrazuje nasza waga. Jeśli w ciągu dnia straciliśmy 2-3 kg, należy je uzupełnić płynami właśnie. Unikajmy wysiłków fizycznych i odżywiajmy się lekko, wszechstronnie, bogato w elektrolity.
Marcin Gąsiorowski, (MOS)