ŚwiatSerbia i jej sąsiedzi 20 lat po wojnie na Bałkanach

Serbia i jej sąsiedzi 20 lat po wojnie na Bałkanach

"Gdyby Europa była kawiarnią, to Belgrad znajdowałaby się gdzieś na drodze do WC" - napisał w swojej książce Vladimir Arsenijević, jeden z popularnych serbskich pisarzy. 20 lat po krwawej wojnie na Bałkanach Serbia stara się o poprawę swojego wizerunku i lepsze relacje z sąsiadami. Czy kraj ten ma szanse wejść za kilka lat do UE?

Serbia i jej sąsiedzi 20 lat po wojnie na Bałkanach
Źródło zdjęć: © AFP | Andrej Isakovic

08.10.2012 | aktual.: 08.10.2012 19:46

Nacjonalizmy, konflikty i największe od czasów II wojny światowej zbrodnie wojenne, które w latach 90. ubiegłego wieku wstrząsnęły Europą, złożyły się na niezbyt korzystny wizerunek Bałkanów. Zwłaszcza Serbia jawiła się jako źródło wszelkiego zła. Milczano natomiast o zbrodniach, których ofiarami byli Serbowie - akcji "Oluja" w Chorwacji czy tych, popełnionych przez Albańczyków w Kosowie.

Celem Serbii już dawno stała się więc poprawa własnego wizerunku. Dowodem na to jest chociażby wydanie zbrodniarzy wojennych, Radovana Karadżicia czy Ratko Mladicia.

Dzisiaj w społeczeństwie serbskim do głosu dochodzi nowe pokolenie, które posiada własną wizję kraju, chce przełamania stereotypów i wyjścia kraju z izolacji. Dla wielu młodych ludzi priorytetem jest także wejście kraju do Unii Europejskiej.

Walczące ze sobą w latach 90. narody, teraz próbują być dobrymi sąsiadami. Łączy ich przede wspólna proeuropejska polityka, a to prowadzi z kolei do zmian w postrzeganiu wojennych zbrodni. W bałkańskim kotle jest nadal gorąco, jednak pojawiło się miejsce na dialog, zarówno na temat przeszłości, jak i możliwości przyszłej współpracy.

Moskwa czy Bruksela?

Po ostatnich wyborach w Serbii zadawano sobie pytanie, jak nowa prezydentura wpłynie na politykę zagraniczną tego kraju. Obecny prezydent Tomislav Nikolić należał w przeszłości do Serbskiej Partii Radykalnej, której funkcję szefa nadal sprawuje sądzony przez haski trybunał Vojislav Szeszelj. W wyniku konfliktu z Szeszeljem Nikolić odszedł z partii i w 2008 roku powołał Serbską Partię Postępu.

Sam prezydent zapowiada, że celem strategicznym jego ugrupowania jest członkostwo w UE. Jednak mimo takich deklaracji, pojawiły się wątpliwości. Europejscy entuzjaści w Serbii obawiali się zbyt prorosyjskiej polityki nowej głowy państwa, która mogłoby zaszkodzić w negocjacjach z Brukselą. Nikolić sam zresztą przyznał, że jest rusofilem, a w wiadomościach wyemitowanych przez rosyjską telewizję stwierdził, że "od Rosji bardziej kocha tylko Serbię".

Nikogo nie dziwiło więc, gdy na miejsce swojej pierwszej wizyty wybrał Rosję. Nie była to jednak oficjalna podróż głowy państwa, gdyż odbyła się jeszcze przed zaprzysiężeniem go na prezydenta. W pierwszą oficjalną delegację udał się do Brukseli, co dowodzić miało, że głównym celem polityki zagranicznej nadal będzie integracja Serbii z UE.

Dobre relacje Belgradu z Moskwą ani tym bardziej prorosyjska polityka Serbskiej Partii Postępu nie są jednak niczym nowym. Belgrad oczekuje przede wszystkim współpracy gospodarczej. Nie bez znaczenia jest także fakt, że Rosja od samego początku wspiera Serbię w konflikcie z Kosowem.

Obawy o wzrost nastrojów nacjonalistycznych w kraju wydają się trochę na wyrost. W rządzie już od dawna obecni są politycy, którzy w latach 90. byli ważnymi działaczami partyjnymi. O ideowym powrocie do przeszłości nie może być jednak mowy. W dzisiejszej polityce Serbii wygrywa kierunek proeuropejski. Coraz lepiej z Chorwacją

Sprawą kluczową nie tylko dla stabilności całego regionu, ale przede wszystkim dla przyszłego wejścia Serbii do Unii Europejskiej są obecnie jej stosunki z Chorwacją. Przystąpienie Zagrzebia do struktur europejskich przewiduje się na 2013 rok. Zachodni sąsiad zapowiada jednak pomoc Belgradowi. - Wejście Serbii do Unii leży także w interesie Chorwacji - stwierdził ostatnio chorwacki premier Zoran Milanović. - Chorwacja w regionie ma być przede wszystkim przyjacielem, a nie mentorem - dodał. Oznacza to, że historia zatoczy koło. Zakładając, że około 2020 roku Serbia wejdzie do Unii, znów znajdą się w ramach jednej wspólnoty.

Przyszłość relacji serbsko-chorwackich zależy również od nowego prezydenta Serbii. Była chorwacka premier Jadranka Kosor, liderka Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej, zapowiedziała, że o ile dawne animozje nie zostaną podjęte w rozmowach polityków, nie będzie problemu z wizytą Nikolicia w Zagrzebiu. - Należy zachować dystans w stosunku do wydarzeń z przeszłości - powiedziała była premier. Chorwacka Wspólnota Demokratyczna była w latach 90. ugrupowaniem o charakterze nacjonalistycznym, podobnie jak Serbska Radykalna Partia Szeszelja, której członkiem był wówczas Nikolić.

Do zbliżenia obu krajów, a zarazem do przełomowego momentu od czasu zakończenie wojny, doszło w 2010 roku podczas wizyty serbskiego prezydenta Borisa Tadicia w chorwackim Vukovarze. 19 lat po tragedii Tadić jako pierwszy serbski prezydent przyjechał na miejsce zbrodni, aby przeprosić i wyrazić żal za popełnione przez Serbów okrucieństwa oraz oddać hołd zamordowanym. Był to symboliczny przełom i zapowiedź nowego etapu w serbsko-chorwackich stosunkach, na który czekały obie strony. Sam gest Tadicia był przeważnie oceniany pozytywnie, jednak, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nie brakowało opinii o teatralności tego posunięcia.

Chorwacki Vukovar leżący tuż przy granicy z Serbią jest zamieszkany zarówno przez Chorwatów, jak i Serbów. Zdania, co do życia w mieście, są wśród obu społeczności podzielone. Dla wielu osób okres, jaki upłynął od zakończenia wojny, był wystarczający, aby uporać się z przeszłością. Relacje serbsko-chorwackie oceniają dziś jako dobre, mieszane małżeństwa są na porządku dziennym i nie budzi to żadnego zdziwienia. Z drugiej strony wśród wielu osób wspomnienia wojny są nadal żywe i prowadzą do niechęci wobec sąsiadów.

Bośnia i Hercegowina: Serbowie - Bośniacy - Serbowie

Do bardziej napiętych należą współczesne relacje Serbów i Bośniaków. Należy pamiętać, że Serbowie stanowią prawie 40 proc. społeczeństwa Bośni i Hercegowiny. Popełnione przez nich i bośniackich muzułmanów w latach 90. zbrodnie oraz stosunek do nich nadal pozostają sprawami kluczowymi we wzajemnych relacjach.

Utrzymanie dobrych stosunków między Bośnią a Serbią i dotrzymanie założeń zawartych w porozumieniu z Dayton leży w interesie obu państw. W tym celu w 2006 roku podpisane zostało nawet oficjalne porozumienia pomiędzy Republiką Serbską w BiH a Serbią.

Relacje Sarajewa, Banja Luki i Belgradu tkwią jednak nadal w zaklętym kręgu. Jeśli postępuje dialog Belgradu z Sarajewem, pojawia się sprzeciw ze strony Serbów w BiH. W przypadku zacieśniania współpracy z Republiką Serbską, głosy niezadowolenia słychać w Sarajewie.

O ile Belgrad od zawsze - choćby teoretycznie - deklaruje pomoc Serbom poza granicami kraju, o tyle nie chce być reprezentantem interesów autonomicznej Republiki Serbskiej i opowiada się za integralnością oraz niezależnością polityczną Bośni i Hercegowiny.

Do ocieplenia we wzajemnych stosunkach doszło w 2010 roku, po wizycie Borisa Tadicia w 15. rocznicę masakry w Srebrenicy. Serbia podpisała w tym czasie także deklarację o Srebrenicy, w której potępiono popełnione zbrodnie i wyrażono nadzieję, że w ten sposób postąpią również inne kraje. Z kolei we wrześniu bieżącego roku w Bośni osądzono i skazano trzech bośniackich muzułmanów, byłych żołnierzy BiH, którzy w latach 1994-1996 w miejscowości Bihać dopuścili się psychicznego i fizycznego znęcania się nad serbskimi wojskowymi i cywilami. Najgorzej z Kosowem

Najbardziej skomplikowana jest dzisiaj sytuacja w byłej serbskiej prowincji. Celem rozmów pomiędzy Belgradem a Prisztiną już od dawna jest uzyskanie konsensusu. Chodzi o normalizację stosunków w praktycznych kwestiach, mających na uwadze poprawę warunków życia mieszkańców. Nie ma jednak mowy o uznaniu przez Serbię Kosowa jako niepodległego państwa. Politycy serbscy znaleźli się w patowej sytuacji.

Znormalizowanie stosunków między Belgradem a Prisztiną było jednym z warunków postawionych przez Unię Europejską. - Albo Serbia ureguluje stosunki z Prisztiną, albo państwo nie uzyska statusu kandydata - ostrzegała w 2011 roku Angela Merkel, co w efekcie doprowadziło do nieprzyznania Serbii statusu kandydata w pierwszym terminie.

Po zmianach w serbskim parlamencie rozwiązano Ministerstwo ds. Kosowa i Metochii, w miejsce którego działa obecnie kancelaria. Zmiany nastąpiły także w składzie grupy negocjacyjnej ds. Kosowa. Prawdopodobnie rolę szefa w nowej grupie obejmie sam prezydent Tomislav Nikolić.

Wątpliwym jest, aby nowy prezydent przyjął bardziej stanowczą postawę wobec polityków z Prisztiny. Wyraźnie narzucony kurs proeuropejski w serbskiej polityce nie pozwoli na wprowadzenie jakichś drastycznych zmian w tej kwestii.

Uzyskanie porozumienia nie jest wcale łatwe. Obie strony forsują własne rozwiązania, odrzucane notorycznie przez jedną lub drugą stronę. Według analityków, w Serbii i Kosowie jest wiele czynników, które utrudniają zawarcie porozumienia. Należą do nich m.in. brak koncepcji, określenia konkretnego celu, niejasna wizja przyszłości, zwłaszcza tego, jak mają wyglądać przyszłe relacje obu państw. Dochodzi do tego sytuacja na arenie międzynarodowej i kryzys w Unii.

Jednak najważniejszymi graczami w tym konflikcie są tak naprawdę Stany Zjednoczone i Rosja. Waszyngton to największy zwolennik niepodległego Kosowa, podczas gdy Kreml lojalnie popiera Serbię, doradzając jej nieustępliwość.

Wszystko to powoduje, że dialog Serbii i Kosowa tkwi w martwym punkcie. Nie ma takiej osoby, która potrafiłaby znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące obie strony.

Druga strona medalu

Tymczasem relacje Serbów i Albańczyków, na przykład w życiu codziennym, nie zawsze należą do konfliktowych. Wielu Albańczyków, mieszkających obecnie w Belgradzie, deklaruje, że stosunki pomiędzy nimi a Serbami układają się bardzo dobrze. "Pokolenie Jugosławii" nawet w Kosowie potrafi się dogadać. Sytuacja prezentuje się gorzej w przypadku ludzi młodych, którzy pielęgnują doznane przez ich narody krzywdy.

Albańczycy w większości znają język serbski, ale są także Serbowie, którzy posługują się "językiem wroga". Bynajmniej nie po to, żeby podsłuchiwać, szpiegować i donosić. W spokojniejszych okresach chodziło raczej o sposób na lepszą komunikację, żeby łatwiej się wspólnie pracowało. Zdarzają się przypadki, że jest tak i teraz. Nienawiści nie widać w Belgradzie ani nawet w Prisztinie. Przynajmniej nie na taką skalą, jak czasem może się wydawać, bo incydenty oczywiście się zdarzają.

Obraz Kosowa jako miejsca nieustającego konfliktu pomiędzy Serbami a Albańczykami jest przede wszystkim efektem kolejnych doniesień mediów. W większości dotyczą one incydentów na tle etnicznym, sporów politycznych i starć mieszkańców z policją. Powoduje to utwierdzanie się wizerunku niebezpiecznego Kosowa, choć wcale takie nie jest. Ponadto są miejsca w Kosowie, gdzie Serbowie i Albańczycy żyją jak sąsiedzi. Nikt ze złością nie reaguje na dźwięk języka serbskiego w stolicy nowej republiki, a turyści z Kosowa w Serbii witani są z zaciekawieniem, bo o realiach Kosowa tak naprawdę mało się wie. Część społeczeństwa serbskiego (może jeszcze nie większość, ale jednak) pogodziła się już z obecną sytuacją. Albańczycy, chcąc czy nie, walkę o Kosowo wygrali.

Bracia Czarnogórcy

Obecnie stosunki Serbii i Czarnogóry, zarówno społeczne, jak i polityczne, układają się dobrze, a oba państwa podejmują współpracę na szeroką skalę. Na terenie Czarnogóry mieszkają i Serbowie, i Czarnogórcy, przy czym tożsamość czarnogórską deklaruje prawie 50%. Zdaniem wielu, stanowią jeden naród.

Rozpad federacji Serbii i Czarnogóry w 2006 roku był efektem działań ówczesnych czarnogórskich i serbskich polityków, i jak można się domyślać, chodziło głównie o pieniądze. Niezależność od Belgradu była kusząca, jak również obietnice pomocy finansowej i szybszego wejścia do Unii Europejskiej.

Mimo ogólnych dobrych relacji, oczywiście zdarzają się też konflikty. Społeczeństwo nie było zgodne co do secesji kraju, której Serbowie z Czarnogóry byli przeciwni. Oprócz tego, niektórzy Czarnogórcy oskarżają Serbię i Serbów o tłamszenie ich tożsamości i kwestionowania istnienia języka czarnogórskiego.

Macedonia i Słowenia - najbiedniejsza i najbogatsza z republik

Do mniej kontrowersyjnych można zaliczyć relacje z Macedonią i Słowenią. Są to dwa kraje, które w sposób najmniej konfliktowy wyszły z jugosłowiańskiej federacji.

Belgrad i Skopje nastawione są do siebie przyjaźnie, choć Serbowie traktują Macedończyków trochę z góry. Ponad 40 lat życia w jednym państwie zbliżyło jednak oba narody - nie ma tu także bariery językowej, zresztą, jak w każdym kraju byłej Jugosławii.

Odwiecznym problemem jest natomiast rozdział cerkwi. Macedońska cerkiew dąży do niezależności, na co nie zgadzają się Serbowie. Oprócz tego, nie tylko Bułgarzy kwestionowali, że Macedończycy to osobny naród. Również w historii Serbii przez długi czas istniała teoria, że są to Serbowie, a ich język to jedynie południowy dialekt. W niektórych środowiskach, nawet naukowych, ta koncepcja funkcjonuje do dziś.

Słowenia z kolei była pierwszym krajem, który wystąpił z Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii. Potencjał ekonomiczny i najwyższy rozwój gospodarczy spowodowały szybkie usamodzielnienie się państwa i wejście do Unii Europejskiej. Słowenia obecnie sporo inwestuje w Serbii, a stosunki pomiędzy Belgradem a Lublaną układają się poprawnie. Słowenia popiera też wejście Chorwacji do Unii Europejskiej i wspiera jednocześnie integrację Serbii.

Również w społeczeństwie nie widać animozji, choć czasem sami Słoweńcy ścierają się w poglądach. Wbrew pozorom także Słowenii nie ominęła ani tzw. "jugonostalgia", ani kult "jugosłowiańskiego bohatera", orędownika idei "bractwa i jedności" - Josipa Broz Tity.

W czasie istnienia państwa jugosłowiańskiego rolę strażnika wszystkich narodów odgrywał właśnie Tito. Współcześnie w pewnym stopniu funkcję tę spełnia Unia Europejska, która poprzez swoje naciski kontroluje sytuację na Bałkanach. Celem wszystkich państw regionu jest obecnie wejście do Unii, lecz ze względu na różnice ekonomiczne i niestabilność bałkańskich scen politycznych, znajdują się na różnych etapach integracji.

Z jednej strony polityka unijna wymaga rozwiązywania konfliktów i podejmowania współpracy, z drugiej natomiast, wielonarodowy i wieloreligijny charakter tego, bądź co bądź, niewielkiego regionu powoduje, że pewnie na zawsze pozostanie on już "bałkańskim kotłem".

Marta Gapińska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)