Odkrycie na dnie Bałtyku. Ewenement na skalę światową
W pobliżu Lubeki odkryto wrak statku z XVII wieku - to sensacja dla tego miasta. Ale na dnie Bałtyku znajdują się dziesiątki tysięcy dobrze zachowanych wraków. To ewenement na skalę światową - mówią naukowcy.
W 2021 roku, podczas rutynowego badania, przy ujściu rzeki Trava do Bałtyku, na głębokości jedenastu metrów odkryto zatopiony statek z epoki hanzeatyckiej, liczący prawie 400 lat, z ponad 150 beczkami na pokładzie. Dla miasta Lubeki to sensacyjne znalezisko i ważne świadectwo własnej historii. Wrak ma zostać podniesiony z dna. Tego typu odkrycia na Bałtyku nie należą do rzadkości - zapewnia archeolog podwodny Florian Huber.
Według szacunków, na dnie Morza Bałtyckiego spoczywa od 10 tys. do nawet 100 tys. wraków statków. To, co czyni znalezisko koło Lubeki wyjątkowym to lokalizacja w zachodniej części Bałtyku oraz to, że statek pochodzi z końca XVII-wiecznego okresu świetności rozkwitu tego miasta, podobnie jak polski Gdańsk należącego wtedy do Związku Hanzeatyckiego. - Nie znamy zbyt wielu statków z tego okresu - podkreśla Huber.
"Morze Bałtyckie to ogromne, lodowate muzeum"
Z naukowego punktu widzenia takie znalezisko jest "szczególnie ekscytujące, bo można się z niego dowiedzieć, jak budowano wtedy statki, jaka technologia za nimi stała" - wyjaśnia Huber, który od 1992 roku bada światowe oceany. Ważnym świadectwem przeszłości jest również około 150 beczek odkrytych na lubeckim statku. - Dowiemy się też czegoś o towarach, którymi wtedy handlowano - cieszy się naukowiec.
Ale dlaczego wraki i inne dawno zatopione w Bałtyku skarby są w tak dobrym stanie? Powodów jest kilka. W dużej części wody tego akwenu są niskotlenowe, zimne, ciemne i mają małą zawartość soli.
- Morze Bałtyckie jest jak ogromne lodowe muzeum - jak lodówka, która po prostu konserwuje wszystko, co do niej wpadnie - tłumaczy Huber. Często dobrze zachowane jest nie tylko drzewo, z którego budowano kiedyś statki, ale i ładunki, w tym pozostałości skóry i tekstyliów. - Często odnaleźć można jeszcze towar, czasem sztokfisz jest jeszcze w beczkach. Można też znaleźć kości. Wszystko, co organiczne, po prostu bardzo, bardzo dobrze konserwuje się pod wodą - mówi Huber. W beczkach z lubeckiego wraku odkryto również ślady wapna palonego, ważnego materiału budowlanego, którym handlowano w czasach hanzeatyckich.
- W Bałtyku znajdowano też butelki wina, szampana, a także piwa. Nie były oczywiście tak stare, ale powiedziałbym, że miały 100-200 lat. I wciąż można było je pić. Szampan został zlicytowany i poszedł za kilkadziesiąt tysięcy euro.
Największy wróg drewnianych wraków
Ale nie tylko chłód i ciemność konserwują: Bałtyk, jedno z ulubionych miejsc wakacyjnego wypoczynku Niemców, nie jest lubiany przez niektóre stworzenia. I jest to szczególnie korzystne dla drewnianych wraków spoczywających na dnie Bałtyku. Bo ich największy wróg, świdrak okrętowy (Teredo navalis), wcale nie czuje się tu jak w domu. Lubi bogatą w tlen słoną wodę. Im dalej na wschód w Bałtyku, tym więcej gromadzi się tam słodkiej wody. - W Zatoce Botnickiej wokół Finlandii i Szwecji jest prawie słodka woda, więc jest tam bardzo mało soli, więc robak okrętowy nie może tam przetrwać - wyjaśnia Florian Huber.
Dlatego są tam zazwyczaj bardzo dobrze zachowane wraki. - Na dnie Bałtyku są takie wraki, które mają po dwieście, trzysta, czterysta czy pięćset lat - i nadal stoją pionowo z masztami. To jest unikalne w skali światowej - dodaje.
To też wyjaśnia, dlaczego statek znalezione w Lubece wygląda na nieco podziurawiony. Lubeka położona jest w zachodniej części Morza Bałtyckiego. Na opublikowanych przez miasto Lubeka zdjęciach znaleziska widać w drewnie wyraźne ślady świdraka.
To powód do niepokoju. W komunikacie prasowym na temat sensacyjnego znaleziska władze miasta napisały, że wrak jest poważnie zagrożony przez prądy oceaniczne i świdraka okrętowego. Znalezisko musi być chronione i zachowane, ponieważ jest klasyfikowane jako "unikalne i wybitne znalezisko dla historii i archeologii zachodniego Bałtyku".
Trudna konserwacja wraków
Jednym z ogromnych zadań, z jakimi będzie musiała się zmierzyć Lubeka podczas ratowania wraku, będzie konserwacja jego części. Przecież wszystkiego, co wychodzi z wody, nie da się po prostu gdzieś wysuszyć, a potem umieścić w muzeum - zaznacza Huber.
Szczególnie wrażliwe jest drzewo. Po wiekach drzemki na dnie morza jest nasączone wodą. Trzeba je wydobywać powoli. Woda "musi być zastąpiona płynnym tworzywem sztucznym, aby komórki drewna nie zapadły się. Proces ten jest skomplikowany i kosztowny" - twierdzi archeolog.
Jak skomplikowana może być konserwacja starych wraków, pokazują w imponujący sposób inne uratowane statki, takie jak angielska "Mary Rose" czy bremeński "Kogge". Szwecja w 1961 roku podniosła z dna Bałtyku okręt wojenny "Vasa", który zatonął w XVII wieku, i specjalnie dla niego zbudowała muzeum. Wrak musiał być przez 17 lat impregnowany glikolem polietylenowym, aby drewno nie kurczyło się i nie pękało w miarę wysychania.
- Zawsze trzeba dokładnie rozważyć, czy można sobie na to pozwolić i czy się tego chce - zaznacza naukowiec.
Władze Lubeki są w każdym razie pewne, że "ich" wrak musi zostać wydobyty na powierzchnię. Tymczasem - komentuje Huber - cały czas odkrywane są też nowe wraki w innych miejscach wód Bałtyku. - Sam właśnie odkryłem kolejny nowy wrak u wybrzeży Helgolandu. Tak się po prostu czasem zdarza. Są to przypadkowe znaleziska - dodaje. Nowe odkrycie nie jest jednak statkiem handlowym czy wojennym z XVII wieku, ale żelaznym wrakiem, których na Bałtyku również jest wiele. Tyle że nie są one zjadane przez robaki, ale "po prostu rdzewieją".
Zobacz też: