Sens dziennikarstwa, sens życia

Żaden news nie jest wart ofiary z życia -
oto myśl, jaką po śmierci Waldemara Milewicza sformułowała, mniej
lub bardziej zdecydowanie, duża część komentatorów. Nawet premier
Belka z wyżyn swego autorytetu wezwał dziennikarzy do opamiętania.
Szczególnie dosadna była Maria Wiernikowska: "Najbardziej irytuje
mnie, że to wydarzenie staje się pretekstem do tego, aby kolejni
chłopcy, młodzi dziennikarze, licytowali się, kto dalej kopnie
piłkę: założy hełm, kamizelkę i na wojnę. Może przesadzę, ale
myślę, że właśnie coś takiego Waldka zabiło". Tak uważa
Wiernikowska, a ja myślę, że rzeczywiście przesadziła i że to, co
powiedziała, obraża pamięć naszego zabitego w Iraku kolegi - pisze
Bogumił Luft na łamach "Rzeczpospolitej".

Oczywiście wiele zależy od tego, jak traktuje się sens dziennikarstwa, a nawet sens życia. Jeśli ktoś, w celu uzyskania sławy i pieniędzy, ryzykuje jego utratę, by zdobyć wiadomość, z kim aktualnie sypia jedna z księżniczek Monako, to jest to niemoralne, bo bez sensu. Jeżeli jednak ktoś inny przyjmuje na siebie rolę świadka tragedii i zbrodni oraz udziela głosu zapomnianym ludziom w rozpaczy, to pełni misję wielkiej wagi. A że ryzykuje życiem? W łacińskiej tradycji świadek prawdy i męczennik to jedno słowo - komentuje publicysta dziennika.

Rzecz nabrała dramatyzmu wraz z rozwojem telewizji i technik przekazu. Trzeba podejść niebezpiecznie blisko, zobaczyć, sfilmować, pokazać i opowiedzieć. W chwilę po wydarzeniu miliony ludzi mogą poznać jego przebieg i sens. A to pobudza wrażliwość obywateli, zmusza do szybszego myślenia polityków i czasem pozwala szybko zorganizować międzyludzką solidarność. Janina Ochojska z Polskiej Akcji Humanitarnej wspomina, jak dzięki relacjom Milewicza "widzowie mogli dowiedzieć się o tym, co się dzieje w rejonie konfliktu, a my mogliśmy zbierać pieniądze na pomoc dla ofiar tego konfliktu". Dla tysięcy, dziesiątek tysięcy bezradnych, załamanych przez tragedie ludzi - pisze publicysta gazety.

Co oznaczała owa pasja Milewicza, która nie pozwalała mu usiedzieć na miejscu, gdy gdzieś dział się dramat? Ile było w niej żądzy przeżycia emocjonującej przygody, ile odczuwanej pychy, gdy opowiada się milionom to, co się zobaczyło? To naprawdę nieważne wobec dobra, które odważył się zrobić, gdy niewielu z nas miało odwagę "kopania tej piłki". Co natomiast oznacza podważanie sensu jego działania? Obawiam się, że jest to przejaw szerzącej się jak moralny rak niewiary, że są rzeczy ważniejsze od życia. A są takie rzeczy i taką rzeczą może być nawet dziennikarski news - konkluduje Bogumił Luft w "Rzeczpospolitej". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)