Senator PiS świadkiem w procesie
Andrzej Jaroch, senator PiS i były wiceprezydent Wrocławia ma zeznawać jako świadek w procesie odwoławczym urzędników oskarżonych o udział w głośnej przed laty aferze mieszkaniowej - informuje "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska".
18.09.2006 | aktual.: 18.09.2006 07:33
Tak postanowił w ubiegłym tygodniu sąd okręgowy, który i tak musiał odroczyć proces, gdyż oskarżeni nie przyszli na rozprawę. Uznał, że wezwanie byłego wiceprezydenta jest konieczne, aby wydać prawomocny wyrok.
Zdecydowaliśmy wezwać Andrzeja Jarocha, bo był przełożonym oskarżonych. A w poprzednim procesie niewłaściwie odczytano jego wcześniejsze zeznania, które złożył w czasie śledztwa jako świadek - wyjaśnia sędzia Bogusław Tocicki, rzecznik wrocławskiego sądu.
Oskarżeni urzędnicy to Grzegorz O., były członek zarządu miasta, Krystyna K., była skarbniczka gminy, Aksel R., i Magdalena O. Ich proces ciągnął się aż cztery lata. W lutym wreszcie zapadł wyrok. Za narażenie gminy Wrocław na pięciomilionowe straty sąd skazał ich na kary roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Nakazał im też wpłacić po 6 tysięcy złotych na rzecz fundacji dla dzieci z choroba nowotworową. Sąd nie zabronił im jednak sprawowania funkcji w samorządzie lokalnym.
Niezadowolona z takiego rozstrzygnięcia prokuratura w Legnicy odwołała się od wyroku. Domaga się wydania dla zamieszanych w aferę urzędników zakazu sprawowania stanowisk kierowniczych w samorządzie lokalnym na trzy lata. Oskarżeni z kolei chcą uniewinnienia.
Teraz w procesie odwoławczym sąd będzie musiał rozważyć czy wyrok był prawidłowy, czy urzędnicy są winni i czy żądanie prokuratora jest zasadne - mówi sędzia Tocicki.
W 2002 roku legnicka prokuratura oskarżyła Grzegorza O. i pozostałych urzędników o działanie na szkodę gminy i złamanie ustawy o zamówieniach publicznych. Zarzuciła im, że niezgodnie z prawem wyłonili w przetargu pod koniec lat 90 wykonawcę 150 mieszkań. Firma Gant miała wybudować dla gminy mieszkania komunale przy ul. Strzegomskiej. Mimo że inwestor nie rozpoczął żadnych prac i nie miał nawet pozwolenia na budowę, gmina wypłaciła mu prawie 5 mln zł zadatku. Lokale ostatecznie przekazała miastu inna firma - jednak było ich nie 150, a tylko 60. (PAP)