ŚwiatSenator Anna Maria Anders o złym wizerunek Polski za granicą: winni temu są ci Polacy w kraju, którzy nie umieją przegrywać

Senator Anna Maria Anders o złym wizerunek Polski za granicą: winni temu są ci Polacy w kraju, którzy nie umieją przegrywać

• Senator Anders martwi się, że wizerunek Polski za granicą nie jest dobry
• Kto jest temu winny? "Niektórzy Polacy w kraju, którzy nie bardzo lubią i nie umieją przegrywać"
• "Negatywny obraz sprawi, że nikt nie będzie w Polsce inwestował"
• "Szacujemy, że ze Wschodu chciałoby wrócić do Polski ok. 10 tys. osób i my im pomożemy"

Senator Anna Maria Anders o złym wizerunek Polski za granicą: winni temu są ci Polacy w kraju, którzy nie umieją przegrywać
Źródło zdjęć: © PAP | Bartłomiej Zborowski

02.04.2016 | aktual.: 02.04.2016 10:41

Wizerunek Polski w mediach w USA, reprezentacja diaspory we władzach RP i uatrakcyjnienie metod nauczania dzieci polsko-amerykańskich to niektóre z tematów polonijnych spotkań senator Anny Marii Anders w Nowym Jorku. Zadeklarowała, że będzie rozwijała współpracę.

W piątek senator gościł Instytut Piłsudskiego, a dzień wcześniej wydział Kongresu Polonii Amerykańskiej na Long Island. Była też w innych ośrodkach skupiających Polaków w USA.

Anders wyraziła nadzieję, że wizyta w USA pozwoli jej lepiej poznać Polonię i zorientować się, jak można skuteczniej współpracować. Jak mówiła, nie miała nigdy specjalnych ambicji politycznych i w dalszym ciągu ich nie ma. Ponieważ została jednak politykiem, chciałaby Polsce pomóc.

- Aż się prosi, żeby były biznesy, inwestycje. Polonia ma więcej pieniędzy. Słowa są słowami, ale chciałabym widzieć aktywność - wskazała.

Duże emocje wywołał problem krytykowania nowej ekipy rządowej w Warszawie przez niektóre media w USA, jak "Washington Post" czy "New Yorker". Senator martwiła się, że wizerunek Polski za granicą nie jest dobry, winiąc za to zwłaszcza Polaków, którzy są w kraju. Niektórzy, podkreślała, nie bardzo lubią i nie umieją przegrywać.

Nie zgadzała się z opiniami o niedemokratycznej Polsce. Gdyby nie było demokracji, argumentowała, niemożliwe byłoby robienie antyrządowych marszów. Wobec narzekań oponentów o kontroli mediów przez obecny rząd, oznajmiła, że kiedy kandydowała jesienią do Senatu nie miała w głównych środkach przekazu ani jednego wywiadu. Oceniła, że należy z niekorzystnym przekazem medialnym walczyć nie tylko za pomocą protestów, ale też odpowiedniej narracji.

- Chodzi nie tylko o patriotyzm. Negatywny obraz sprawi, że nikt nie będzie w Polsce inwestował - przestrzegała.

W kontekście podejmowanych i w kraju, i za granicą wysiłków o utrzymanie polskości pojawiły się stwierdzenia o nieatrakcyjności materiałów edukacyjnych dla dzieci w szkołach polonijnych. Uznano je za nudne w porównaniu z tymi, które mają do dyspozycji na lekcjach w szkołach amerykańskich. Bez odpowiednich warunków trudno zaś młode pokolenie zarazić patriotyzmem.

W dyskusji wypłynęła kwestia braku reprezentacji politycznej Polonii w Polsce, podczas gdy wiele innych grup etnicznych w USA ma swoich przedstawicieli w parlamentach krajów, z których pochodzą.

W nawiązaniu do przewijającego się od lat postulatu stworzenia w USA lobby, Anders powiedziała o rosnącym w Polsce przekonaniu, że Polacy będący obywatelami USA mogą mieć wpływ na politykę Waszyngtonu wobec Polski.

- Mam może wizję inną niż ktoś, kto mieszka w Polsce, bo większość życia spędziłam za granicą. Czasem przydaje się patrzenie na pewne sprawy z zewnątrz. W Polsce wszyscy są zajęci tym, co się tam dzieje i niekoniecznie obserwują, co jest za granicą. Dlatego byłoby ważne mieć kogoś w Waszyngtonie lub w Nowym Jorku, kto by się tym zajął - mówiła senator.

Zaznaczyła, że miała bardzo bliskie relacje z ojcem, generałem Władysławem Andersem. Nazwała swój dom w Londynie patriotycznym, bardzo polskim. Polski był jej pierwszym językiem.

- Kiedy jeździłam do Polski, tradycje, wszystko było znajome. Pytana, czy wróciłam do Polski, przeczyłam, bo nigdy wcześniej nie żyłam w Polsce. Gdyby przed pięcioma, sześcioma laty ktoś mnie zapytał, czy się czuję angielską Amerykanką czy Polką, nie byłabym pewna. Teraz czuję się 100 proc. Polką - zapewniała.

Anders zapowiadała, że chciałaby dopisać ostatni rozdział do książki ojca ("Bez ostatniego rozdziału"), który marzył o wolnej Polsce i pragnął, aby wszyscy Polacy mogli do niej wrócić.

- Miałam szczęście, że kiedy zostałam ministrem mogłam przedstawić ustawę o repatriacji ludzi ze Wschodu. Szacujemy, że chciałoby wrócić ok. 10 tys. osób i im pomożemy. Ustawa wkrótce trafi do Sejmu. Proces zacznie się prawdopodobnie pod koniec roku od ludzi represjonowanych - poinformowała senator.

W czasie czwartkowego spotkania na Long Island Grzegorz Worwa, prezes tamtejszego wydziału Kongresu Polonii Amerykańskiej, wręczył Annie Marii Anders dyplom honorowego członka tej organizacji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (161)