Sekta idzie do władzy
Niebezpieczna sekta Himawanti chce uczestniczyć w życiu politycznym. Tymczasem jej założyciel odsiaduje karę za rozbój i uwięzienie współwyznawczyni - informuje "Życie Warszawy".
06.03.2004 | aktual.: 06.03.2004 08:34
Bractwo napisało program. Chce, aby w Polsce zalegalizowano narkotyki, pobierano podatek od prostytucji. Jest przeciwne przymusowemu leczeniu psychicznie chorych. Popiera klonowanie. Powołuje się na Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Sekretarz generalny bractwa Sławomir Barcz nie wyklucza czynnego udziału w życiu politycznym - podaje dziennik.
Tymczasem byli członkowie grupy są zastraszani. Płoną mieszkania tych, którzy sprzeciwili się szefowi - Ryszardowi Matuszewskiemu. Bożena Majka odeszła z grupy dwa lata temu, do tej pory nie może spać spokojnie. "Matuszewski groził mi paralizatorem i nożem, okradł mnie" - mówi kobieta. Za rozbój, kradzież i zastraszanie Majki Matuszewski odsiaduje właśnie 3,5-letni wyrok - pisze gazeta.
Dwa lata temu wysyłał on m.in. do Sejmu pogróżki przeprowadzenia zamachu na papieża. Wcześniej napisał list do częstochowskich paulinów z wnioskiem o oddanie społeczeństwu połowy Jasnej Góry. Groził wysadzeniem klasztoru. Matuszewskim kilkakrotnie zajmowało się Centralne Biuro Śledcze. Zgodnie z wyrokiem sądu powinien trafić do szpitala dla psychicznie chorych - pisze "Życie Warszawy".
Według "Życia Warszawy" Himawanti działa na terenie całego kraju. W Warszawie jej członkowie prowadzą zajęcia jogi, podczas których werbują przyszłych członków. Kierownictwo grupy utrzymuje się z obowiązkowych składek. Każdy członek musi wpłacać na rzecz sekty jedną dziesiątą swoich dochodów. Niektórzy sprzedają cały swój majątek, by wesprzeć organizację. "To groźna grupa, której nie wolno lekceważyć" - mówi Ryszard Nowak z Ruchu Obrony przed Sektami. Nie zgadza się z tym Sławomir Barcz, sekretarz Zgromadzenia Generalnego Bractwa Himawanti. "Gazety podają szkalujące nas informacje" - przekonuje. (PAP)