Sekseksmisja
Prezydent Warszawy wydał kolejną wojnę agencjom towarzyskim. Zlikwidowano ich ponoć 50, ale – jak twierdzą policjanci – „zamknięcie jednej agencji powoduje, że w jej miejsce powstają dwie następne”. Cieszyć się więc czy raczej wręcz przeciwnie? - zastanawia się autor artykułu Wojciech Markiewicz w tygodniku "Polityka".
03.11.2004 | aktual.: 03.11.2004 11:54
Ilu rodzinom w Polsce agencje towarzyskie, czyli de facto domy publiczne, zakłócają spokój i ciszę? Liczbę agencji należałoby pomnożyć przez kilka, kilkanaście mieszkań na klatce schodowej i przez ścianę. Ile jednak jest agencji – nie wiadomo. Według szacunków stołecznego biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w stolicy działa około 130 agencji zarejestrowanych (jako salony masażu, odnowy biologicznej, kluby go-go, striptizowe itp.) oraz 250 niezarejestrowanych („Życie Warszawy”). W kwietniu 2004 r. („Rzeczpospolita”) Ratusz twierdził, że zarejestrowanych jest 350.
Krzysztof Orszagh, szef zespołu ds. pomocy ofiarom przestępstw przy stołecznym Ratuszu, koordynator działań antyagencyjnych, twierdząc, że w samej Warszawie jest 1500 agencji towarzyskich, które zatrudniają 15 tys. prostytutek, w tym 5 tys. pracujących dorywczo.
– Państwo w walce z uciążliwościami prostytucji nie potrafi wykorzystać obowiązujących przepisów – twierdzi Orszagh. Istniejące przepisy to przede wszystkim art. 204 kodeksu karnego: „Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, nakłania inną osobę do uprawiania prostytucji lub jej to ułatwia” oraz „kto czerpie korzyści majątkowe z uprawiania prostytucji przez inną osobę”, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Jeśli to dotyczy małoletnich – od roku do lat 10 - czytamy w "Polityce".