Seks podzielił Polaków
Ministerstwo Zdrowia, powołując się na nieaktualne dane, sporządziło raport o planowaniu rodziny oraz o dostępie kobiet w Polsce do antykoncepcji i badań prenatalnych. – Najbardziej bulwersuje mnie fakt, że ministerstwo nie robi nic, żeby mieć własne badania. Zamiast tego powołują się na przypadkowe, często nieaktualne badania sondażowe, co najlepiej świadczy o braku woli politycznej z ich strony – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Wanda Nowicka, dyrektor Federacji Na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
06.08.2009 | aktual.: 12.08.2009 13:06
Jak czytamy w „Dzienniku”, dokument powstał w Departamencie Matki i Dziecka resortu zdrowia. Tym samym, który zasłynął planem walki z podziemiem aborcyjnym przez rejestrowanie wszystkich ciężarnych kobiet.
Brak podstawowej wiedzy
Wanda Nowicka przyznaje, że nie dziwi jej, iż ministerstwo przygotowało raport w oparciu o nieaktualne dane o dostępie do antykoncepcji i badań prenatalnych. – Od wielu lat monitorujemy raporty rządowe i w zasadzie jest stałą praktyką jest to, że podawane w nich dane są nieaktualne, nierzetelne i przypadkowe. A przecież ministerstwo powinno prowadzić na ten temat własne badania – mówi Nowicka. Pytana o ocenę dotychczasowej działalności rządu w zakresie antykoncepcji, odpowiada, że przede wszystkim brakuje edukacji w tym zakresie, jak również wyraźnie widać bariery dostępności środków hormonalnych oraz ich refundacji. Publiczna służba nie zajmuje się poradnictwem antykoncepcyjnym. – Nie robi się nic, żeby przekonać lekarzy, by udzielali bezpłatnych porad antykoncepcyjnych w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej. Coraz więcej lekarzy dodatkowo odmawia wypisywania tabletek, powołując się na swój światopogląd. W ten sposób skazuje się kobiety na chodzenie do klinik prywatnych, gdzie koszt jednej wizyty to
wydatek rzędu ok. 100 zł. Wielu rodzin po prostu na to nie stać – mówi Nowicka.
Nowicka przypomina, że kilka lat temu ministerstwo powołało zespół do promocji naturalnego planowania rodziny, który nigdy oficjalnie nie został rozwiązany. Na jego czele stanął prof. Bogdan Chazan, znany przeciwnik aborcji i antykoncepcji innej niż naturalne planowanie rodziny. – To jedyny program dotyczący zapobiegania ciąży, w jaki ministerstwo tak naprawdę było zaangażowane. Tymczasem wiadomo, że metody naturalnego planowania rodziny są mało skuteczne. Wyraźnie widać, że ze strony rządy brakuje woli politycznej, żeby sprawić, by antykoncepcja była realnie dostępna – mówi Nowicka. Jej zdaniem ustawa, która zobowiązuje rząd do zapewnienia swobodnego dostępu do środków antykoncepcyjnych, jest w Polsce notorycznie łamana. Jeśli spojrzeć na problem nie z perspektywy wielkomiejskiej, ale małych miasteczek i wsi, to okazuje się, że sprawa wygląda fatalnie. – Na prowincji często jest jeden lekarz, a do tego zagorzały przeciwnik antykoncepcji. Kobieta skazana jest na szukanie pomocy na własną rękę, a na to często
nie ma odpowiednich funduszy – mówi.
To, co szokuje w raporcie, to brak wiedzy merytorycznej. Ministerstwo przytacza m.in. dane z 2004 r. (!), dotyczące stosowanych przez Polaków metod antykoncepcji. Wśród najpopularniejszych wymienia m.in. stosunek przerywany. – Nie jest on oczywiście metodą antykoncepcyjną, ale faktycznie dość często stosowanym przez Polaków sposobem uchronienia się przed niepożądaną ciążą. Jeśli jednak chodzi o jej skuteczność, to jest ona bardzo niska – mówi dr Wiesław Ślósarz, seksuolog. Przyznaje, że obecnie Polacy, zwłaszcza młodzi do 35. roku życia, chętnie uciekają się do innych sposobów aktywności seksualnej, jak choćby seks oralny. Ministerstwo nie popisało się również wiedzą z zakresu znajomości refundowanych leków. Wylicza trzy refundowane preparaty antykoncepcyjne, które tak naprawdę są jednym lekiem o trzech różnych nazwach handlowych. - Trudno ocenić, na ile to jest brak wiedzy, a na ile chęć ukrycia braku działań w tym zakresie. Wiadomo, że jak się niewiele robi, to wpisuje się wszystko, co da się wpisać, m.in.
twierdzi się, że mamy pełną dostępność antykoncepcji – ocenia Nowicka. Zła wola polityków?
„Dziennik” przytacza też zaskakujące dane o liczbie aborcji w Polsce, które pojawiły się w raporcie Ministerstwa Zdrowia. Podają one, że w ubiegłym roku przeprowadzono 499 zabiegów. Od jednego z lekarzy gazeta usłyszała, że dane te na pewno nie są rzetelne, bo zbliżoną liczbę zabiegów wykonuje tylko jeden szpital. Nowicka, proszona o komentarz tej sprawie, mówi, że bulwersujący jest fakt, że ministerstwo od lat nie podejmuje żadnych prób oszacowania rzeczywistego stanu ilości przerywanych nielegalnie ciąż. – Ministerstwo nie może zamykać oczu i udawać, że nie ma problemu, zasłaniając się wyłącznie oficjalnymi danymi. Są przecież różne metody badawcze, sprawdzone w świecie od kilku lat, które pozwalają w dużym stopniu oszacować liczbę nielegalnych zabiegów – mówi Nowicka. Jej zdaniem ministerstwo boi się angażować w tę sprawę ze względu na działania, których musiałoby się wtedy podjąć. Lepiej więc nie wiedzieć i udawać, że problemu nie ma, niż stawić mu czoło.
Nowicka ocenia, że od lat mamy do czynienia w najlepszym wypadku z brakiem woli politycznej ze strony rządu, a w najgorszym po prostu ze złą wolą. – Ta zła wola jest oczywiście wynikiem nacisków ze strony Kościoła katolickiego, który jest przeciwnikiem antykoncepcji. Nasze władze od zawsze bały się Kościoła i robiły wszystko, żeby mu się nie narazić – mówi.
Sprawa sporządzonego przez Ministerstwo Zdrowia raportu poruszyła nie tylko środowisko lekarzy i opinię społeczną, ale również Internautów Wirtualnej Polski. Użytkowniczka o nicku Oliwia pisze, że minister Kopacz krytykowała poprzednich ministrów, przypinając im łatkę nieudaczników, a sama nie jest lepsza. Podobnie uważa Sebi: „To skandal, a Kopacz powinna stracić stanowisko”. Niektóre osoby uważają, że przygotowany przez ministerstwo raport powinien trafić do… IPN-u.
Anna Kalocińska, Wirtualna Polska