Sebastian Wierzbicki: nie powinno być Marszu Niepodległości w Warszawie
Kandydat SLD na prezydenta Warszawy Sebastian Wierzbicki zapowiedział, że - jeśli wygra wybory w stolicy - zrobi wszystko, by Marsz Niepodległości się nie odbywał. Po raz kolejny mieliśmy do czynienia z wandalizmem i niszczeniem miasta - uzasadniał.
Marsz Niepodległości organizowany przez działaczy Ruchu Narodowy przeszedł we wtorek po południu w Warszawie z ronda Dmowskiego w okolice Stadionu Narodowego. Uczestniczyło w nim kilkadziesiąt tysięcy osób - policja szacuje, że 30 tys., a organizatorzy mówili nawet o stu tysiącach. Na trasie i u celu marszu dochodziło do incydentów i bójek z policją. Przed, podczas i po Marszu Niepodległości w Warszawie zatrzymano 276 osób. 50 policjantów trafiło do szpitali, 10 z nich zatrzymano tam na dłużej.
- Po raz czwarty mieliśmy do czynienia z wandalizmem, aktami przemocy i zniszczeniem naszego miasta. Nie ma na to naszej zgody - oświadczył na konferencji prasowej w Sejmie Wierzbicki. Zapowiedział, że - jeśli zostanie prezydentem Warszawy - "zrobi wszystko, by w przyszłości Marsze Niepodległości nie odbywały się w Warszawie". - Jeśli ktoś ma ochotę świętować tego dnia, jest marsz prezydencki, gdzie można spokojnie świętować ten dzień - stwierdził. Zapowiedział też, że złoży do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz wniosek m.in. o określenie szkód, do jakich doszło po tegorocznym Marszu Niepodległości.
Rzecznik Sojuszu Dariusz Joński doprecyzował, że Prawo o zgromadzeniach daje możliwość wycofania pozwolenia na zgromadzenie w przypadku możliwości zagrożenia życia lub zdrowia. - A w tym przypadku właśnie mamy z tym do czynienia - ocenił.
Wierzbicki, pytany przez jednego z dziennikarzy, komu jeszcze - oprócz narodowców - chciałby zabronić organizowania marszy, odparł: "To nie jest kwestia: czy narodowcom, czy lewicowcom, to nie jest kwestia poglądów politycznych. Chciałbym zabronić marszu wandalom, którzy niszczą miasto, zagrażają bezpieczeństwu jego mieszkańców".
Na pytanie, czy zakazywanie marszu nie wprowadza odpowiedzialności zbiorowej oraz uwagę, że nie wszyscy uczestnicy marszu tak się zachowywali, a organizatorzy odcinają się od agresywnych zachowań, odparł, że cieszy się z takiej reakcji organizatorów marszu. - Natomiast proszę pamiętać, że na takich marszach, jak i na wszelkich zgromadzeniach publicznych, jest zakaz używania choćby materiałów pirotechnicznych. I prawda jest taka, że już po odpaleniu pierwszej racy ten marsz powinien zostać rozwiązany - oświadczył.
Dopytywany, jak przewidzieć przed marszem, kto jest wandalem, odpowiedział, że trudno to przewidzieć, gdy z marszem mamy do czynienia po raz pierwszy. - Natomiast, jak mówię, od czterech lat odbywa się Marsz Niepodległości, rok w rok mamy taką samą sytuację. Tu naprawdę nie trzeba być prorokiem, by przewidywać, co się stanie w kolejnym roku - powiedział.
Podczas ubiegłorocznego Marszu Niepodległości zatrzymano 72 osoby, a 12 policjantów zabezpieczających marsz zostało rannych. Ratusz podjął decyzję o rozwiązaniu marszu. A szkody, m.in. po spaleniu budki policjantów ochraniających ambasadę Rosji, zostały wycenione na 120 tys. zł. W 2012 r. podczas Marszu Niepodległości w Warszawie policja doprowadziła do komend 132 osoby, rannych zostało ośmioro funkcjonariuszy. W 2011 r. marsz rozwiązano po tym, jak demonstranci podpalili wozy TVN i Polskiego Radia.