"Ścigać i likwidować autorów ataku na Inguszetię"
Prezydent Rosji Władimir Putin zażądał od rosyjskich struktur siłowych by "szukały i zlikwidowały" czeczeńskich bojowników, którzy w nocy z poniedziałku na wtorek zaatakowali Inguszetię. Czeczeńscy separatyści obarczyli władze rosyjskie odpowiedzialnością za krwawe starcia w Inguszetii. Określili przy tym walki mianem "zbrojnego powstania".
22.06.2004 | aktual.: 22.06.2004 13:47
Trzeba ich szukać i zlikwidować, a jak kogoś można wziąć (żywcem) to wziąć i postawić przed sądem - powiedział Putin na spotkaniu, w którym wzięli udział m.in. minister spraw wewnętrznych Raszid Nurgalijew i szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew.
Praktycznie wszystkie działania zbrodniarzy były skierowane przeciwko pracownikom organów porządkowych - powiedział Putin.
Minister spraw wewnętrznych Raszid Nurgalijew bronił postawy swoich podwładnych twierdząc, że podległe mu oddziały wypełniły postawione zadania. Bojownicy nie zdobyli żadnego obiektu - powiedział Nurgalijew. Twierdził przy tym, że w głównych walkach - o areszt śledczy - 15 milicjantów przez sześć godzin skutecznie odpierało atak rebeliantów.
Kto zginął?
Prokurator Ustinow przyznał z kolei, że w ataku zginęło pięciu pracowników inguskiej prokuratury. Według portalu ingushetiya.ru, śmierć poniósł prokurator republiki i jego dwóch zastępców.
Nocne wtargnięcie do Inguszetii, największa akcja partyzancka czeczeńskich rebeliantów od początku drugiej wojny czeczeńskiej w październiku 1999 roku, kosztowało według wstępnych danych życie od 50 do 70 osób. Wciąż znajdowane są nowe trupy, zaś bilans ofiar ulega zmianie.
Rebelianci, w sile około 200 bojowników, wkroczyli do trzech miejscowości w Inguszetii, w tym do jej głównego miasta Nazrania, gdzie przez kilka godzin toczyli regularną bitwę uliczną z milicją i siłami rosyjskimi. Później przy minimalnych stratach własnych - mówi się o dwóch zabitych Czeczenach - wycofali się z miast.
Zbrojne powstanie?
Można z całą stanowczością stwierdzić, że wojna w Inguszetii zaczęła się w tym momencie, gdy Kreml zmusił (w kwietniu 2002 roku inguskiego) prezydenta (Rusłana) Auszewa do dymisji, a na jego miejscu posadził swoją pokorną marionetkę (Murata) Ziazikowa, kadrowego czekistę - napisał na oficjalnej stronie czeczeńskich rebeliantów ich emisariusz Achmed Zakajew.
Zakajew, przebywający w Londynie przedstawiciel lidera separatystów Asłana Maschadowa, nie pisze kto bezpośrednio dowodził nocnym wtargnięciem do Inguszetii. Uważa jednak kilkugodzinne zaciekłe walki za "zbrojne powstanie" i odpowiedź na rządy promoskiewskiego przywódcy.
Inguszetia (pod rządami Ziazikowa) przekształciła się w strefę krwawej działalności rosyjskich szwadronów śmierci. Zabójstwa, porywanie ludzi, terror wobec uchodźców czeczeńskich i pełne bezprawie stało się w Inguszetii codzienną rzeczywistością, podobnie jak opór wobec tego ucisku - napisał Zakajew.
Emisariusz separatystów grozi przy tym Moskwie, że "nikt nie może dać gwarancji, iż wojna nie przeniesie się na inne terytoria Kaukazu i samej Rosji". (Może się tak stać) jeżeli Kreml będzie nadal trzymał się samobójczych prób rozwiązania siłą problemów, które mogą być rozwiązane jedynie w sposób polityczny - oświadczył Zakajew.
Nocne starcia - jak wynika ze wstępnych danych - kosztowały życie od 50 do 70 osób. Zginął m.in. szef inguskiego MSW i jego zastępca oraz niemal całe kierownictwo prokuratury w stolicy Inguszetii, Nazraniu.