Schronisko nie odda psa wyrodnemu właścicielowi
Historia Jerzego K., który usłyszał zarzut zabójstwa psa i chce walczyć o odzyskanie drugiego zwierzaka - Rudego, poruszyła serca lublinian. Właściciel psów twierdzi, że dobrze je traktował. Tymczasem jedna z naszych Czytelniczek rozpoznała w Rudym psa, którego jeszcze kilka dni temu właściciel bił w centrum miasta.
21.06.2010 | aktual.: 21.06.2010 16:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- To z pewnością ten pies. Mężczyzna ciągnął go na smyczy przez ul. Świętoduską, szarpał i bił. Biedak, miał podkulony ogon i piskiem błagał o pomoc. Jechałam jednak autobusem i nic nie mogłam zrobić - opowiada nasza Czytelniczka. - Nie pozwólcie, by właściciel zabrał go ze schroniska i zakatował!
Zakrwawione zwłoki psa, owinięte w foliowy worek, policja wykopała w środę na trawniku przy ul. Staszica. Czarny kundelek w białe łatki wabił się Dyzio. Jego właściciel przyznał się do zakopania zwłok, ale przekonuje, że nie zabił zwierzęcia i nigdy nie podniósł na niego ręki. Co innego wynika z relacji sąsiadów, którzy twierdzą, że nieraz widzieli, jak Jerzy K. okładał swoje psy deskami po głowie. Ostatecznie K. usłyszał zarzut zabicia psa, a jego drugi zwierzak - Rudy trafił do schroniska dla bezdomnych zwierząt.
- Będę walczył o odzyskanie mojego psa - zapowiedział na łamach Kuriera Jerzy K.
Zarządca schroniska uspokaja: - Dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona przez sąd, pies zostanie u nas. Nie możemy go oddać ani właścicielowi, ani do adopcji - podkreśla Bożena Kiedrowska, zarządca placówki.
Zobacz wydanie internetowe: CBA w lubelskim ratuszu