Scenariusze wyboru przewodniczącego Rady Europejskie. Polska zastosuje wybieg?
Donald Tusk jest zdaniem większości komentatorów zdecydowanym faworytem do zostania wybranym dziś przewodniczącego Rady Europejskiej. Ale jak mówi WP źródło w PiS, rząd będzie walczył do końca o to, by przełożyć wybór. - Nie chodzi o wykluczenie wyboru Tuska, ale tylko go "poobijanie" - mówi nasz rozmówca. Aby to zrobić, rząd może zastosować dyplomatyczny wybieg. Dlatego w zależności od postawy Polski szczyt może przebiegać wobec różnych scenariuszy. Oto główne z nich.
Scenariusz pierwszy: Polska ustępuje i godzi się z porażką
Wobec osamotnienia w swoim deklarowanym sprzeciwie wobec kandydatury Tuska, polski rząd uznaje, że stawianie oporu nie ma sensu. W takiej sytuacji albo komunikuje maltańskiej prezydencji, że godzi się ze zdaniem większości i Malta ogłasza wybór Tuska na zasadzie konsensusu, albo - pro forma - polski rząd wnosi o zarządzenie głosowania. Wówczas zostaje przegłosowany, co może wykorzystać w przekazie wewnętrznym do krytyki Unii, również w kontekście sporu o Trybunał Konstytucyjny - ale akceptuje wybór Tuska. Biorąc pod uwagę ostrą retorykę polityków PiS oraz kapitał polityczny zainwestowany w sprzeciw wobec kandydatury byłego premiera, ten wariant wydaje się mało prawdopodobny. Poza tym, jak mówi WP osoba zbliżona do kierownictwa partii, kłóci się to z wyznaczonym sobie celem na ten szczyt: doprowadzeniem do przełożenia wyboru przewodniczącego Rady na inny termin. Dlatego bardziej prawdopodobny wydaje się wariant drugi.
Scenariusz drugi: Polska stawia opór do końca
Państwa UE, chcące jak najszybciej przejść do innych problemów trapiących Unię, próbują przeforsować wybór Tuska wbrew głosowi Polski. Rząd zostaje przegłosowany, ale nie poddaje się i próbuje zablokować wybór. Jak mówi rozmówca WP, głównym wybiegiem jest powołanie się na tzw. "kompromis luksemburski". To ustalona w 1966 roku zasada, w myśl której państwa członkowskie Unii zobowiązały się do podejmowania decyzji jednogłośnie, jeśli dotyczą one ważnych interesów krajów członkowskich. Rząd deklaruje, że wybór "nieformalnego lidera opozycji" (to słowa Jacka Saryusza-Wolskiego) godzi w jego żywotne interesy, wobec czego ma prawo do weta. Rozważany jest także inny wybieg: zagrożenie niepodpisaniem konkluzji szczytu, jednak jak przyznaje nasz informator, byłby to protest całkowicie nieskuteczny, bo konkluzje szczytu nie są dokumentem prawnie wiążącym i nie unieważniłby
wyboru Tuska.
- Tego typu argument może zirytować partnerów europejskich. Ostatecznie decyzja o tym, czy uwzględnić go, czy doprowadzić do głosowania będzie należeć do państwa sprawującego prezydencję, czyli Malty - mówi WP Agata Gostyńska, ekspert instytutu Centre for European Reform w Londynie.
Czy Unia się ugnie
W takiej sytuacji możliwe są dwa rozwiązania, oba bardzo niewygodne dla pozostałych przywódców UE. Pierwsze z nich to uznanie polskiego wniosku jako bezzasadnego i ogłoszenie reelekcji Tuska. To możliwe tym bardziej, że państwom bardzo zależy na szybkiej decyzji.
- Jest presja na to, by załatwić kwestię wyboru przewodniczącego Rady jak najszybciej. Przede wszystkim dlatego, że Wielka Brytania już w marcu chce zacząć negocjacje dotyczące Brexitu, w których, przynajmniej w pierwszej fazie, przewodniczący będzie odgrywał fundamentalną rolę - mówi Gostyńska.
W podobnym tonie wypowiadał się przed szczytem premier sprawującej prezydencję UE Malty, Joseph Muscat, który dał do zrozumienia, że decyzja zapadnie jeszcze w czwartek.
- Zwykle, kiedy jakiś punkt znajduje się w programie, to zapada decyzja. Oczywiście każdy kraj może robić to, co dla niego jest najlepsze. Nie mam zamiaru przeszkadzać w tym, co zdecydował polski rząd. Ale moje stanowisko jest jasne, muszę uwzględnić opinię każdego kraju. I są jasne zasady regulujące to, co ma się dziś wydarzyć. Nie ja o nich decyduję, wyznaczają je traktaty - powiedział polityk.
Jednak z drugiej strony taki ruch może doprowadzić do dyplomatycznej awantury, która może poważnie wstrząsnąć Unią i zostać wykorzystana przez jej krytyków i eurosceptyków jako kolejny dowód na to, że UE nie liczy się z interesami państw członkowskich.
Dlatego możliwa jest też druga opcja: przełożenie wyboru przewodniczącego Rady na inny termin, prawdopodobnie na szczyt w Rzymie, gdzie świętowana będzie rocznica podpisania traktatów rzymskich. Byłby to sukces - przynajmniej krótkoterminowy - dla polskiego rządu, ale kłopot dla całej Unii, która musiałaby się zmagać z kolejnym zamieszaniem w ważnym czasie negocjacji w sprawie Brexitu.
Przesunięcie głosowania nie wyklucza jednak ponownego wyboru Tuska; jak mówi źródło WP w PiS, rządowi chodzi bowiem jedynie o "poobijanie" byłego premiera i skłonienie go do okazania pokory wobec Warszawy. Wówczas rząd wycofałby kandydaturę Saryusza-Wolskiego i zgodziłby się na Tuska. Ale możliwe jest też, że do gry w międzyczasie wejdzie inny kandydat. W tym kontekście przewijało się dotąd wiele nazwisk, jednak według wiedzy WP żadne z nich nie cieszy się poparciem krajów naszego regionu, które chcą tylko i wyłącznie kogoś z krajów "nowej" Unii. Takiego kandydata jak dotąd jednak nie ma. Tym, który mógłby to zmienić, jest były prezydent Estonii Toomas Henrik Ilves, powszechnie chwalony i poważany po obu stronach politycznej barykady - zarówno w Polsce jak i innych krajach. Ale on sam według pogłosek nie jest skory do wejścia do gry. Niezależnie od tego, jak potoczy się czwartkowy szczyt Rady, koniec końców Tusk i tak prawdopodobnie pozostanie na swoim stanowisku w Brukseli.